Paraliż na lotniskach kosztuje touroperatorów setki tysięcy złotych każdego dnia. Słabsi finansowo mogą nie przetrwać.
Na wakacje z Polski nie wyleciało kilka tysięcy turystów. Drugie tyle czeka na powrót do kraju. Biura podróży muszą zapewnić noclegi i wyżywienia dla osób, które pozostają za granicą i pokrywać koszty noclegów tych osób, które przyjechały z innych miast na lotniska, by odlecieć na wakacje. Kosztują też opłacone miejsca w hotelach, do których turyści nie dotarli.
– U nas problem dotyczy około 500 pasażerów, zarówno przebywających od piątku na „przedłużonym urlopie” w Egipcie i klientów, których wyjazdy zostały anulowane. Nie odbyły się wyjazdy do Tajlandii, Chin i Meksyku – mówi Remigiusz Talarek, wiceprezes Rainbow Tours.
Jego firma opracowuje plan awaryjny. Myśli o przewiezieniu klientów autokarami na lotniska południowej Europy, gdzie przesiądą się do samolotów lecących do Egiptu, Izraela czy Maroka.
Itaka przyznała, że musiała odwołać do wczoraj siedem samolotów, co daje łącznie ponad 1 tys. pasażerów.
Jeszcze więcej osób poszkodowanych jest w Alfa Star. Z tego biura na wczasy nie wyleciało 1500 osób. Drugie tyle nie może wrócić z urlopu.



– Zapewnienie noclegów i wyżywienia dla osób pozostających za granicą to koszt 300–400 tys. zł dziennie. Dochodzi do tego około 200 tys. zł płaconych codziennie za turystów, którzy nie wylecieli z Polski – dodaje Artur Altman z Alfa Star.
Giełdowy Rainbow Tours wycenił swoje straty na 100 tys. zł, TUI, jedno z największych biur w Europie szacuje, że dziennie traci od 5 do 6 mln funtów.
Jeśli problem z zamknięciem przestrzeni powietrznej potrwa dłużej, konsekwencje dla branży mogą być tragiczne w skutkach. Zwłaszcza że w ubiegłym roku na skutek ponad 10-proc. spadku popytu większość działających w kraju biur podróży odnotowała straty. To oznacza, że wiele z nich nie będzie miało z czego pokryć niespodziewanych wydatków.
Co mogą klienci? Zmieniać terminy rezerwacji albo ubiegać się o zwrot pieniędzy za wycieczki, które nie doszły do skutku. Niestety w takiej sytuacji przeważnie nie dostaną całej wpłaconej kwoty, bo biuro potrąci kilka procent, co gwarantuje sobie w umowie.