Inwestorzy muszą zebrać miliardy na wielkie prywatyzacje. Będą sprzedawali akcje notowanych spółek.
Debiutowi PZU na warszawskim parkiecie już nic nie stoi na przeszkodzie.
Eureko zrezygnowało wczoraj z prawa do jej zablokowania. Notowania ubezpieczyciela ruszą do 14 maja. Później, w czerwcu, na
GPW ma wejść energetyczny Tauron. Wartość tych dwóch ofert może sięgnąć w sumie nawet kilkunastu miliardów złotych. O inwestorów na przełomie kwietnia i maja będzie też walczył Kulczyk Oil Ventures. Firma chce pozyskać z giełdy ponad 750 mln zł.
"W poniedziałek przedstawimy widełki cenowe, do 14 maja nastąpi debiut PZU" - poinformował dziś na spotkaniu z dziennikarzami minister skarbu państwa Aleksander Grad.
Minister poinformował, że do inwestorów indywidualnych oraz osób uprawnionych trafić może łącznie do 6 mln akcji.
"Mamy w tej ofercie nowe podejście do inwestorów indywidualnych. Wprowadziliśmy limit jeden zapis na minimum 3 akcje, maksimum 30 akcji" - powiedział Grad.
"Do 1,5 mln akcji kierujemy do osób uprawnionych, przewidziany jest tu lock-up 3 letni" - dodał.
W ofercie PZU minimalnie znajdzie się 21,9 proc. akcji spółki. Dodatkowe 3 proc. akcji trafić może od Eureko. Skarb Państwa może dodatkowo zaoferować do 5 proc. akcji PZU.
"Decyzję podejmiemy w momencie, kiedy zobaczymy, jaka jest odpowiedź rynku" - powiedział Grad.
Grad poinformował, że w trybie obiegowym MSP wystąpiło o zgodę na sprzedaż akcji PZU do Rady Ministrów.
Przedstawiciele MSP w poniedziałek poinformowali, że akcje, które nie zostaną uplasowane w puli detalicznej, zostaną przeznaczone dla inwestorów instytucjonalnych.
Prezes PZU Andrzej Klesyk poinformował, że w piątek rano została podpisana umowa subemisyjna.
Prezes podał, że do 28 kwietnia zarząd odbędzie 555 spotkań z inwestorami. Roadshow rozpoczął się od krajowych instytucji finansowych.
"Zainteresowanie jak na razie jest ogromne" - powiedział Klesyk.
Dodał, że osoby, które będą miały akcje spółki przez rok, otrzymają bonus w wysokości 100 zł, przy zakupie produktu PZU.
Giełda wytrzyma PZU
Tak duże oferty nie pozostają zwykle bez wpływu na kursy firm już notowanych na giełdzie. Na kupno akcji inwestorzy gromadzą
pieniądze albo wstrzymując się od zakupów, albo sprzedając papiery, które mają w portfelach. Ten moment warszawska giełda ma jeszcze przed sobą. Jak na razie świetnie wypada na tle światowych rynków.
– Ostatnio mieliśmy do czynienia z silnymi wzrostami. Wielu inwestorów mogło po prostu zwlekać z wyjściem z akcji – mówi Robert Nejman zarządzający funduszami w MCI TFI.
Zarządzający spodziewają się, że oferta PZU nie wyrządzi giełdzie wielkiej krzywdy. Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI, uważa, że emisja
ubezpieczyciela warta 7,5 mld zł tylko na pierwszy rzut oka wygląda tak, jakby miała przerosnąć siły inwestorów. Szacuje, że same OFE są w stanie kupić akcje za 4 mld zł, co stanowiłoby zaledwie 2 proc. ich aktywów, a TFI – za około 2 mld zł.
– Jeśli do tego dodamy popyt ze strony inwestorów indywidualnych i zagranicznych, robi się tłoczno – mówi szef Quercus TFI.
Największy negatywny wpływ oferta ubezpieczyciela może mieć na notowania banków. Ze względu na duży udział PZU w indeksach OFE będą musiały trzymać papiery ubezpieczyciela w portfelach. Dlaczego? OFE trzymają w portfelach spółki, które mają największy wpływ na rynek. Może się okazać, że łącznie z akcjami banków zaangażowanie OFE w sektor finansowy jest zbyt duże. Według Tomasza Bursy nie będą miały innego wyjścia i zmniejszą je kosztem banków.
Miejsce dla Taurona
Jednak naprawdę gorąco zrobi się na rynku dopiero po ofercie PZU. Udział akcji w portfelach OFE może wtedy skoczyć do około 34–35 proc. Fundusze emerytalne raczej nie będą ryzykować wzrostu w okolice 40 proc., czyli maksymalnego pułapu dla akcji w swoich portfelach.
– Kiedy kupią PZU, na Taurona mogą już nie mieć miejsca – mówi Sebastian Buczek.
A to oznacza, że niezależnie od sytuacji na giełdzie będą prawdopodobnie pozbywać się akcji. I w konsekwencji doprowadzą do spadku indeksów.
Jak duża będzie ewentualna korekta? Wiele zależy od sytuacji na światowych giełdach. Na razie nastroje są znakomite: amerykańskie indeksy, a w ślad za nimi polskie, wspięły się w tym tygodniu na nowe szczyty.
Notowania wspierają między innymi lepsze od oczekiwań wyniki amerykańskich spółek za I kwartał 2010 r. Dobre dane zaprezentował Intel i JPMorgan. Na inwestorach pozytywne wrażenie zrobiły też informacje o sprzedaży detalicznej: w ciągu miesiąca wzrosła ona aż o 1,6 proc.
Choć analitycy ostrzegają przed korektą, inwestorzy nie tracą na razie ochoty do zakupów. Na przykład DI BRE twierdzi, że w cenach spółek z GPW, szczególnie banków i sektora budowlanego, gracze uwzględnili ożywienie gospodarcze w przyszłym roku wyższe niż oczekują eksperci brokera.
Gdyby na GPW doszło do spadków, silnym wsparciem dla indeksu WIG20 powinien być poziom 2500 pkt.
– Jeśli indeks zejdzie poniżej tego poziomu, minimalny zasięg dalszych zniżek to okolice 2400–2390 pkt – mówi Przemysław Smoliński z DM PKO BP.
To oznaczałoby spadek indeksu aż o 8 proc. poniżej obecnego poziomu. Wczorajszą sesję WIG20 zakończył na wysokości 2601,01 pkt, o 0,14 proc. niższym niż dzień wcześniej.
Prywatyzacje na warszawskiej giełdzie: euforia, zyski i zaskoczenie
Bank Śląski – giełdowy szał
Debiut w 1993 r. Długie kolejki do biur maklerskich – tak wyglądała oferta publiczna Banku Śląskiego. Kto je kupił, ten wykorzystał życiową szansę. Kilkusetprocentowe przebicie w pierwszym notowaniu stworzyło pierwsze giełdowe fortuny. Jednak takie szczęście mieli tylko nieliczni. W wyniku problemów z założeniem rachunków inwestycyjnych duża część inwestorów nie mogła sprzedać swoich akcji w dniu debiutu (za jeden walor płacono nawet 6,5 mln starych zł, czyli 13 razy więcej, niż zaoferowano w ofercie publicznej). W rezultacie kilka dni po emisji zamiast zarabiać, tracili na akcjach.
PKO BP – rekordowy debiut
Akcje banku pojawiły się na giełdzie w 2004 r. Debiut był rekordowy pod każdym względem: to największa polska oferta w historii warszawskiego parkietu (prawie 7,9 mld zł), a do tego pierwszego dnia odnotowano gigantyczne obroty akcjami jednej spółki (2,8 mld zł). Nie obyło się bez kolejek. Redukcja zapisów osiągnęła 90 proc. W dniu debiutu kurs papierów banku wzrósł z 20,50 do 25,50 zł. W przeciwieństwie do Banku Śląskiego PKO BP dało także zarobić w dłuższej perspektywie: na szczycie hossy, w sierpniu 2007 r., jego akcje kosztowały nawet 57 zł.
Debiut w 2009 r. Apetyt na papiery Polskiej Grupy Energetycznej pobił rekord wszech czasów na GPW. Inwestorzy zamówili akcje za 45 mld zł, a PGE sprzedała je za 5,9 mld zł po maksymalnej cenie, czyli 23 zł. Wygranym był przede wszystkim resort skarbu oraz banki, które udzieliły inwestorom kilkunastu miliardów złotych kredytów, na czym sporo zarobiły dzięki prowizjom i odsetkom. Cena akcji w dniu debiutu wzrosła o 13 proc. Było to za mało, by inwestorzy prywatni, który zapożyczyli się w bankach, zarobili na debiucie. Ledwo im starczyło na spłatę odsetek. Do tego doszła największa w historii polskiej giełdy redukcja akcji: inwestorzy dostali zaledwie cztery na 100 zamówionych papierów. Obecnie akcje PGE są poniżej ceny emisyjnej.