Największe polskie stacje telewizyjne zarobiły przez pierwsze dwa miesiące tego roku ponad milion złotych na ukrytej reklamie w swoich serialach.
W Polsce taka forma reklamy nie jest oficjalnie dopuszczona. To się jednak ma zmienić jeszcze w tym roku. Liderem w product placemencie, czyli tzw. lokowaniu produktów w programie, filmie lub serialu telewizyjnym, jest w tym roku TVN. Według danych instytutu Pentagon Research stacja zarobiła w styczniu i lutym ponad 466 tys. zł. Niewiele mniej, prawie 390 tys. zł, trafiło z tego tytułu do TVP, a 165 tys. zł – do Polsatu.

Liderem TVP

Pod koniec ubiegłego roku zdecydowanym liderem była za to telewizja publiczna – przez ostatnie cztery miesiące ubiegłego roku przeznaczyła na tę formę promocji ponad pół godziny w swoich serialach, co według Pentagon Research przyniosło jej 2,9 mln zł. Głównie za sprawą serialu „Dom nad rozlewiskiem”, który był prawdziwą kopalnią product placementu. Główna bohaterka, którą grała Joanna Brodzik, jeździła tam na przykład samochodem Suzuki, podobnie zresztą jak w innym serialu – „Magda M.”. Ta marka motoryzacyjna najwięcej zainwestowała w product placement w jesiennej ramówce, bo ponad 700 tys. zł. – W tym roku nasza marka pojawi się na przykład w „Na dobre i na złe”. Traktujemy lokowanie produktu jako uzupełnienie tradycyjnych form promocji. W naszym przypadku to się sprawdza – mówi Łukasz Oster z Suzuki Motor Poland.



Do niedawna product placementu polskie prawo nie zauważało – był on podciągnięty pod sponsoring. Panowała więc w tym segmencie niemal pełna dowolność. Jednak wszystko ma się zmienić. Prawdopodobnie za pół roku nowe przepisy utrudnią życie reklamodawcom i stacjom telewizyjnym. Do Komitetu Stałego Rady Ministrów trafił właśnie projekt założeń nowelizacji ustawy o radiofonii telewizji, który przygotowało Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Chodzi o wprowadzenie dyrektywy unijnej z grudnia 2007 r., która zajmuje się m.in. tym zjawiskiem.

Będą warunki

Lokowanie produktów będzie dozwolone, ale pod pewnymi warunkami. Widzowie będą musieli zostać wyraźnie poinformowani o product placemencie w danej produkcji przed jej rozpoczęciem, po jej zakończeniu, a także po przerwie reklamowej w trakcie jej trwania. – Z praktyki w innych krajach europejskich wynika, że może to być w formie planszy lub znaku graficznego – tłumaczy mecenas Wojciech Dziomdziora, były członek KRRiT.
Ta forma reklamy będzie zabroniona w programach publicystycznych, informacyjnych i dziecięcych. Unijne prawo zabrania product placementu tytoniu, leków, a w Polsce w tej grupie znajdzie się prawdopodobnie także alkohol. Nadawcy z tej formy promocji będą się spowiadać KRRiT w dokładnych sprawozdaniach. To nie wzbudza w nich zachwytu. Jak mówią nieoficjalnie, klienci mogą się zniechęcić do tak zbiurokratyzowanej procedury.
– Prawo ucywilizuje to zjawisko. Komisja Europejska wprowadziła te przepisy nie po to, by utrudnić życie nadawcom, tylko by ujednolić prawo unijne. Dzięki temu Europa będzie mogła skutecznie konkurować z USA, gdzie product placement jest w pełni dozwolony – przekonuje Dziomdziora.