Aż 1236 firm upadło lub zostało zlikwidowanych w ciągu trzech kwartałów. To niemal tyle co w całym 2008 r., który jednak był najlepszy dla firm w ostatniej dekadzie.
– Na koniec roku spodziewamy się 1,7–1,85 tys. upadłości i likwidacji firm – mówi Tomasz Starzyk z Dun & Bradstreet.
Firma policzyła, że od początku roku z rynku zniknęło aż 1236 przedsiębiorstw. W całym roku osiągniemy poziom zbliżony do tego z 2006 roku kiedy przestało działać 1713 firm. W bardzo słabych latach 2003–2004 notowano po ponad 2,2 tys. takich zdarzeń.
Pozytywne jest to, że mamy obecnie dwa razy więcej likwidacji niż upadłości (809 do 448). Na koniec roku upadłości będzie 600–650, a likwidacji 1,1–1,2 tys.
– Upadłości najczęściej kończą się niespłaconymi długami, są bardziej groźne niż likwidacje – mówi Tomasz Starzyk.
Nie można jednak zapominać o czarnej liczbie mniejszych firm, które zawieszają działalność na czas kryzysu.
– W przypadku znacznego zadłużenia firmy właściciele przepisują majątek na członków rodziny, z którymi mają rozdzielność majątkową, i wracają na rynek w momencie poprawy sytuacji – mówi Tomasz Starzyk.
Ten problem wychodzi w analizach zaległości płatniczych. Najgorzej sytuacja wygląda w branży budowlanej i sektorach produkujących na potrzeby budownictwa. Na koniec I półrocza 4271 firm z branży budowlanej zalegało z płatnościami, a rok wcześniej było ich 2947 (wzrost o 1324). Problemy z płatnościami są też w branży producentów i dystrybutorów rur, urządzeń sanitarnych (wzrost przeterminowanych płatności na koniec czerwca o ponad 25 proc.), czy branży metalurgicznej (30 proc.)