Deficyt w przyszłorocznym budżecie wyniesie zapewne 38–40 mld zł – oceniają ekonomiści, z którymi rozmawialiśmy.
Ministerstwo Finansów kończy pracę nad projektem przyszłorocznej ustawy budżetowej. W najbliższy wtorek ma się nim zająć rząd. O projekcie wiadomo już dwie rzeczy. Pierwsza: deficyt w 2010 roku będzie wyższy od tegorocznego. A ten – po nowelizacji – ma wynieść 27,2 mld zł. Druga: finansowanie deficytu w 2010 roku ma się opierać na przyspieszonej prywatyzacji, bo priorytetem rządu jest uniknięcie przekroczenia przez dług publiczny progu 55 proc. PKB w przyszłym roku.
– To będzie najtrudniejszy projekt w ostatnich latach – ocenia Remigiusz Grudzień, ekonomista PKO BP.
Analityk podkreśla, że rząd już w tym roku, przy nowelizacji budżetu, wykorzystał ostatnie rezerwy, dzięki którym mógł ciąć wydatki.
– A warunki makroekonomiczne nie będą jakoś zauważalnie lepsze od tegorocznych, co nie ułatwi konstruowania ustawy – mówi.
Dodaje, że bez próby zmian w konstrukcji wydatków budżetu wzrosną one w przyszłym roku o około 20 mld zł.
– Dlatego wzrost deficytu jest nieunikniony. Jest bardzo prawdopodobne, że będzie on na poziomie zbliżonym do 40 mld zł. Nie wykluczam, że rząd przedstawi razem z projektem budżetu propozycje zmian w ustawach, które częściowo odsztywnią wydatki. Poza tym może nastąpić próba rozszerzenia bazy w przypadku niektórych podatków, bo zamiany samych stawek raczej nie wchodzą w grę – mówi Remigiusz Grudzień.
Według niego możliwy jest też wariant, w którym rząd celowo nie będzie walczył o niski deficyt w 2010 roku, by łatwiej wykonać pierwszą procedurę ostrożnościową. Jeśli dług publiczny przekroczy w 2009 roku poziom 50 proc. PKB, to wtedy w budżecie na rok 2011 relacja deficytu do dochodów nie będzie mogła być wyższa niż w 2010 roku.
– Stosunkowo wysoki deficyt w 2010 roku dałby wówczas większe pole manewru przy konstruowaniu budżetu na 2011 rok – mówi Remigiusz Grudzień.
Według Jakuba Borowskiego, głównego ekonomisty Invest Banku, taka strategia byłaby krótkowzroczna i bardzo ryzykowna.
– Nie wierzę, żeby rząd chciał iść taką drogą. Większy deficyt to presja na wzrost długu publicznego. Gdyby poszło coś nie tak z prywatyzacją, ryzyko wzrostu długu byłoby wówczas bardzo duże – mówi.
Jego zdaniem deficyt zapisany w ustawie będzie się mieścił w przedziale 38–40 mld zł.
– W trakcie roku rząd będzie jednak starał się za wszelką cenę, by wykonanie budżetu było lepsze. I np. do ustawy nie wpisze dochodów z zysku NBP. A w trakcie roku okaże się, że te dochody będą, rzędu kilku miliardów zł – mówi ekonomista.



Rafał Benecki z ING BSK również spodziewa się deficytu na poziomie zbliżonym do 40 mld zł.
– Rynek powinien to przyjąć bez emocji. To dlatego, że wzrost deficytu kasowego nie będzie wynikał z jakiegoś poważnego pogorszenia koniunktury, choć z pewnością nie zdąży się ona poprawić na tyle, aby znacząco wzrosły dochody. Wyższy deficyt weźmie się z odwrócenia sytuacji z dochodami z Unii Europejskiej. W tym roku rządowi udaje się kontrolować deficyt, bo wpisuje do dochodów zaliczki z UE. W przyszłym roku te kwoty trzeba będzie wydać, więc saldo się pogorszy – mówi ekonomista ING BSK.
Nasi rozmówcy są jednak zgodni, że rządowi będzie trudno zrealizować swój plan polegający na finansowaniu rosnącego deficytu przede wszystkim wpływami z prywatyzacji.
– Nawet biorąc pod uwagę, że uda się osiągnąć 10 mld zł z prywatyzacji w tym roku, to próg 50 proc. najprawdopodobniej zostanie przekroczony. A plan prywatyzacji na przyszły rok jest jeszcze bardziej ambitny. To jest możliwe, ale nie pójdzie gładko. I jest duże prawdopodobieństwo, że bariera 55 proc. PKB pęknie – mówi Rafał Benecki.
Tymczasem dla rządu uniknięcie przekroczenia tego progu to priorytet. Gdyby dług wzrósł ponad drugą barierę ostrożnościową, to wówczas budżet na 2012 rok trzeba by było niemal zrównoważyć.
OPINIA
STANISŁAW GOMUŁKA
profesor, ekspert Business Centre Club, były wiceminister finansów
Słyszeliśmy już wypowiedź premiera Donalda Tuska o tym, że deficyt budżetu w 2010 roku będzie większy niż tegoroczny. Na rynku krążą sugestie, że deficyt budżetu centralnego wyniesie około 40 mld zł – to wszystko jest już w obiegu publicznym. Mnie dziwi to, że wszyscy kładą duży nacisk na deficyt budżetowy, a nie na deficyt całego sektora. O ile w budżecie może zabraknąć te 40 mld zł, o tyle w całym sektorze zabraknie 70–80 mld zł. Pojawiły się już sygnały z samego Ministerstwa Finansów, że deficyt całego sektora finansów publicznych może w przyszłym roku wzrosnąć o 1 pkt proc. PKB. To jest wielkość, na którą trzeba zwracać uwagę. To od niej zależy relacja długu publicznego do PKB. To, czy przekroczymy 55 proc. PKB w przyszłym roku, zależy przede wszystkim od kursu złotego i powodzenia planu prywatyzacji. Jeśli złoty się umocni, a prywatyzacja się powiedzie, to wówczas problem przekroczenia drugiego progu ostrożnościowego przesunie się na rok 2011. Wtedy bowiem nadal będziemy mieli duży deficyt.
Deficyt budżetowy (w mld zł) / DGP