Dla wielu obserwatorów rynku symbolem kryzysu jest opóźnienie budowy apartamentowca przy ulicy Złotej 44 w Warszawie. To miał być symbol luksusu – zaprojektowany przez światowej sławy architekta Daniela Libeskinda, liczący aż 192 metry wysokości budynek, w którym metr kwadratowy kosztować miał około 24 tys. zł. Deweloper Orco Property Group ogłosił jednak, że
budowa się przesunie. Zabrakło bogatych klientów?
Alicja Kościesza, dyrektor sprzedaży i
marketingu Orco Property Group w Polsce, podkreśla, że chętnych na apartamenty pod tym adresem nie brakuje, tylko wciąż ich przybywa. Bo problemy inwestycji nie wynikają wcale ze spadku popytu wśród najzamożniejszych.
– To po prostu efekt trudności z finansowaniem inwestycji wynikających z problemów
gospodarki i banków. Nie tylko my, ale także inni deweloperzy zawieszali w ostatnich czasie inwestycje z takich powodów. Prowadzimy jednak rozmowy z bankami na temat restrukturyzacji finansowania, a inwestycja będzie ukończona – podkreśla Alicja Kościesza.
Zdaniem Mariusza Kani, prezesa sieci biur
nieruchomości Metrohouse, spadek sprzedaży mieszkań notowany jest również w segmencie nieruchomości apartamentowych, co widać chociażby po przerywanych budowach jednych z najnowocześniejszych budynków w Polsce.
– Oceniam, że nie więcej niż 5 proc. potencjalnie zainteresowanych zakupem mierzy w rynek apartamentów. To jednak niewiele w porównaniu z podażą tego typu obiektów w ostatnich latach – podkreśla Mariusz Kania.
Według niego o przeinwestowaniu w sektorze nieruchomości apartamentowych nie mówiło się wcale, gdyż lwia część nieruchomości – jak mówi – stawała się celem inwestycji funduszy oraz inwestorów głównie z Europy Zachodniej.
– Gorsze stopy zwrotu z inwestycji w najwyższą półkę rynku mieszkaniowego wypłoszyły z rynku inwestorów i okazało się, że rodzimy popyt nie jest w stanie wchłonąć wybudowanych już lokali – dodaje.
Alicja Kościesza podkreśla jednak, że co innego inwestorzy (fundusze, firmy), a co innego klienci prywatni, których nie brakuje.
– Większość klientów z najwyższej półki ma pieniądze i chce finalizować transakcje. Tym bardziej że sytuacja na rynku im sprzyja, ich pozycja negocjacyjna jest lepsza, a w drugiej połowie roku przyjść może usztywnienie cen – mówi Alicja Kościesza.
Na poparcie tej tezy przytacza inną inwestycję Orco, oddany w kwietniu apartamentowiec przy Mokotowskiej 59, gdzie z 14 apartamentów sprzedano już większość lokali.
Telewizory znajdują kupców
A ci, którzy kupili właśnie drogi apartament, teraz go wyposażają. Na przykład w elektronikę i AGD.
Jacek Hudowicz, prezes Media Saturn Holding Polska, właściciela m.in. sieci Media Markt i Saturn, podkreśla, że wielu Polaków wymienia telewizory na nowe i lepsze, bo coraz popularniejszy staje się choćby format telewizji cyfrowej. Będzie to też impuls do wymiany sprzętu przez kolejnych klientów.
– Telewizory w technologii LED, które weszły w ubiegłym roku do sprzedaży, cieszą się zainteresowaniem mimo dosyć wysokiej ceny: odbiornik 32-calowy dostaniemy od 5 tys. zł. Doskonale rozwija się sprzedaż odtwarzaczy filmów w technologii BlueRay. Odnotowujemy spadek sprzedaży podstawowych modeli kin domowych na korzyść droższych, lepszych modeli – prawdopodobnie jest to wymiana tych urządzeń przez klientów, którzy poszukują lepszych rozwiązań – dodaje.
Paweł Binder z firmy LG Electronics, uważa, że wyniki sprzedaży sprzętu RTV/AGD firmy w ostatnich miesiącach wyraźnie wskazują na to, że w Polsce wzrasta popyt na urządzenia wysokiej klasy, zaawansowane technologicznie telewizory LCD o ekranach powyżej np. 40 cali i rozdzielczości Full HD.
– W ciągu ostatniego roku wartość sprzedaży modeli Full HD wzrosła z 11 do 36 proc., przy czym najbardziej dynamiczny wzrost odnotowujemy od jesieni 2008 r. – podkreśla.
Wyjątkowo odporni na kryzys, jego zdaniem, są klienci kupujący kosztowny sprzęt audio, kosztujący co najmniej 10 tys. zł.
– Niezależnie od generalnych zmian popytu, nabywcy zaawansowanych urządzeń np. audio nie zrezygnowali z zakupów ani też nie odłożyli ich na później. Ten segment rynku jest stosunkowo stabilny, a w najbliższej perspektywie możemy spodziewać się nawet delikatnego wzrostu – dodaje Paweł Binder.
Na wakacje trzeba jechać
Dobrze zarabiający klienci wciąż nie oszczędzają na wyjazdach zagranicznych. W biurach podróży nadal spotkać można chętnych na wczasy, których koszt – w przypadku rodziny trzyosobowej – wynosi co najmniej 50 tys. zł. Biura podróży przyznają, że rynek ten tworzy stała grupa klientów, którzy w tym roku zamiast urlopu za 70 tys. zł mogą wybrać coś tańszego, czyli kosztującego w granicach... 50 tys. zł. Mówi się nawet o kolejnym 1-, 2-proc. przyroście tego rynku w tym roku.
– Najwięcej rezerwacji jest na kierunkach Bali i Indonezja – wyjaśnia Anna Zielińska z internetowego biura podróży Fly.pl.
Po ubrania do Londynu
Bogaci nie przestali wydawać pieniędzy, ale niekoniecznie wydają je w Polsce. Stąd problemy niektórych sieci odzieżowych, żyjących ze sprzedaży drogich marek. Z powodu osłabienia złotego odzież luksusowa stała się w Polsce jeszcze droższa w porównaniu z innymi krajami Europy – nawet 15 proc. więcej niż przed rokiem. Dla klientów z najgrubszym porfelem nie są to ceny zaporowe, na które ich nie stać. Są to jednak ceny, które ich denerwują.
– Nie lubię bez sensu przepłacać. Zamiast kupować w Polsce wolę kupić bilet do Londynu i zrobić zakupy tam. I tak wydam podczas takiej wyprawy więcej niż w Polsce na same ciuchy, nie licząc biletów, ale przynajmniej mam poczucie, że nikt mnie nie naciąga – mówi zarządzający jednej z dużych firm.
Branża odzieżowa, jak żadna inna, odczuwa dziś kryzys bardzo mocno, a niektóre sklepy notują nawet 20-, 30-proc. spadki obrotów w porównaniu z 2008 rokiem. Ale najbardziej dotknął on segmentu odzieży luksusowej. Do tego stopnia, że niektóre sieci – jak Royal Collection – by przyciągnąć klientów wprowadzają do sprzedaży tańsze marki. O tym, że nie jest dobrze, mogą świadczyć przeceny kolekcji, które w tym roku ruszyły już pod koniec maja. O tym, że segment odzieży luksusowej przestał być dochodowy, może świadczyć też fakt, że niektóre firmy zweryfikowały swoje plany inwestycyjne: np. Paradise Group, będąca właścicielem m.in. salonów Burberry i Armani zrezygnowała z otwarcia butiku Donny Karan.
Ogromnym popytem – według informacji GP – cieszą się natomiast drogie zegarki, kosztujące 30–40 tys. zł i więcej. Zainteresowanie jest tak duże, że na niektóre modele trzeba czekać po kilka miesięcy. Wzrosło też – jako sposób lokowania kapitału – zainteresowanie diamentami.
Corvette musi poczekać
Najlepiej zarabiający klienci są dziś mniej skłonni do szaleństw, jeśli chodzi o samochody. W ciągu pierwszych pięciu miesięcy ubiegłego roku – jak wynika z danych Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego – sprzedano np. 10 Cadillaców, 5 Hummerów i 2 sportowe Chevrolety Corvette. W tym roku tylko dwa pierwsze modele znalazły nabywców, a Corvette nie kupił nikt. Kryzys?
– Pamiętajmy, że rok temu mieliśmy boom na auta sprowadzane z USA ze względu na taniego dolara. Dodatkowo przy tej skali sprzedaży trudno mówić o wychwyceniu trendu – tłumaczy Artur Misiak z firmy Auto-Sim.
Według niego, sytuacja gospodarcza jednak hamuje popyt na auta luksusowe. Z wymianą aut na nowe wstrzymują się menedżerowie i właściciele firm, zajęci teraz zwalnianiem pracowników i cięciami kosztów. Ale nie oznacza to, że rynek w ogóle nie rośnie.
Z danych Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego wynika, że wielka trójka tego segmentu: Audi, BMW i Merdeces mają powody do zadowolenia, bo notują 4-, 10-proc. wzrost sprzedaży.
– To efekt tego, że dealerzy do posiadanych już aut mogli stosować tzw. kursy gwarantowane, czyli z niższym kursem euro. Takie różnice powodują, że część klientów, która do tej pory szukała za granicą np. rocznych aut, teraz w tej samej cenie mogą kupić nowy model w Polskim salonie – mówi Artur Misiak.