Postulat pracy godziwej zapewne znajduje w Polsce żywy oddźwięk. Mamy w pamięci hasła godnej pracy i solidarności. Znajdowały się one w działaniach politycznych co najmniej od strajków sierpniowych czy w nauce kościoła i Jana Pawła II. Doświadczenie transformacji dostarcza jeszcze innych obserwacji dotyczących tego pojęcia.
Same ogólne hasła godziwej pracy nie wystarczą, a nawet pozostawienie i akcentowanie wyłącznie takiego podejścia doprowadza do efektów odwrotnych do zamierzonych. Bowiem pozorna solidarność wobec pracowników z upadających, nieefektywnych przedsiębiorstw może na dłuższą metę być szkodliwa właśnie dla tych pracowników. Rzecz w tym, że to pracodawcy tworzą lub nie godne miejsca pracy. Dlaczego jednak w jednych krajach przedsiębiorcy tworzą wiele miejsc pracy, a w innych pracownicy myślą tylko o tym, aby wyjechać i podjąć pracę za granicą? Czy wynika to wyłącznie z tego, że nie otrzymują zasiłków dla bezrobotnych w przypadku niespełniania pewnych warunków (pewnie muszą wykazać, że szukają pracy), albo że muszą pracować w sektorze usług, albo że oferuje się im pracę na czas określony. Tak pośrednio sugerują eksperci z ONZ.
Można wskazać, że to właśnie kraje, w których sektor usług jest dominujący, to kraje, które są uważane za najbardziej atrakcyjne dla migrujących za pracą. W Stanach Zjednoczonych udział pracujących w usługach sięga ponad 80 proc., a w Europie ponad 70 proc. Więc to nie sam sektor gospodarki decyduje o tym, czy miejsca pracy w nim można uznać za godziwe. Podobnie jest z innymi wskazywanymi w artykule cechami pracy. Czy elastyczny rynek pracy per se nie może prowadzić do efektywnego zatrudnienia i wspierać poczucia bezpieczeństwa ekonomicznego?
Przykład Danii wskazuje, że jeśli jest uzupełniony innymi cechami i działaniami, to właśnie taki rynek pracy może być pożądany. Elastyczny rynek pracy, trudny dostęp do zasiłków dla bezrobotnych w połączeniu z mocno rozwiniętymi usługami dla poszukujących pracę prowadzą do niskiego bezrobocia, wysokiego poczucia bezpieczeństwa ekonomicznego i efektywnego rynku pracy z bardzo wysokimi stopami zatrudnienia. Współczesna gospodarka wymaga bowiem ciągłych działań dostosowawczych na poziomie przedsiębiorstw. Zmieniają się technologie, gusty klientów, popyt na usługi i towary, możliwość konkurowania w związku z tym, że coraz więcej osób uczestniczy w globalnej gospodarce, a kapitał szuka najlepszych miejsc do inwestowania. Kto dziś w Polsce pamięta, że 20 lat temu zawód zecera czy maszynistki (tej od przepisywania na maszynie) miały się bardzo dobrze.
Drogą do godnej pracy nie jest ograniczanie zdolności adaptacyjnych przedsiębiorstw, ale jej wspieranie. Czy więc postulat godnej pracy w rozumieniu wskazanym w artykule nie ma żadnego uzasadnienia? Chodzi o to, że jeśli zostanie ograniczony wyłącznie do szerszej ochrony socjalnej pracowników i ich rodzin, to nie doprowadzi do rzeczywistych zmian. Liczba dobrych i godnych miejsc pracy zależy bowiem znacznie bardziej nie od przedsiębiorców i pracowników, ale od otoczenia, w którym działają.
Jeśli to otoczenie prawne, administracyjne, infrastrukturalne jest niejasne, skorumpowane i przestarzałe, to godnej pracy nie będzie, mimo najlepszych chęci i działań międzynarodowych organizacji prowadzących do skoordynowanych posunięć między poszczególnymi krajami. Uważam, że zbyt daleko idąca harmonizacja warunków zatrudnienia będzie raczej szkodzić niż pomagać. Natomiast adaptacja najlepszych i sprawdzonych wzorców działań z jednych krajów do drugich może prowadzić do godnej pracy.