Niepostrzeżenie na polski rynek wszedł jeden z największych na świecie wydawców kart – amerykański Discover. Jest obecnie właścicielem marki Diners Club. I choć na razie nie ma mowy o wydawaniu w Polsce kart Discover, to jednak Visa i MasterCard mają obecnie znacznie silniejszą konkurencję w naszym kraju.

„Nowy właściciel Diners Club jest branżowym inwestorem, którego potencjał i doświadczenie należy sobie wysoko cenić” – mówi portalowi finansowemu GazetaPrawna.pl Marek Smolarz, szef Diners Club Polska.

Discover na amerykańskim rynku istnieje od połowy lat 80-ych. W amerykańskich portfelach jest ok. 50 mln kart z tym logo. Firma toczyła nawet sądowe boje z Visą i MasterCard, ponieważ obie organizacje utrudniały bankom wydawanie kart z logo Discover, jeśli banki te chciały wydawać karty z logo Visa i MasterCard. Discover ma kilkuprocentowy udział w rynku amerykańskim, jest też akceptowany w Kanadzie i niektórych krajach arabskich. Nie miał dotychczas jednak możliwości szerszego wyjścia na rynek międzynarodowy. Aż w kwietniu tego roku Discover Financial Services kupił od Citibanku za 165 mln dolarów Diners Club, międzynarodową markę kart przeznaczonych dla segmentu premium, czyli zamożnych klientów.

„Kupno Diners Club przez Discover daje efekty synergii” – mówi Marek Smolarz. Inaczej rzecz ujmując – Diners Club zyskuje większy potencjał na rynku amerykańskim, a Discover wypływa na wody międzynarodowe.

Na razie jednak w Polsce DC koncentruje się na niszowym konsumencie grupy premium, wydając karty samodzielnie oraz we współpracy z bankami. Obecnie liczba kart, które są w portfelach najzamożniejszych klientów, może być w Polsce szacowana na około 70 tys. To karty z najwyższej półki, a więc platinum i wyżej, nie są to wliczane karty typu gold, które obecnie trafiają do osób nawet o średnich zarobkach. Z tej liczby kart Diners Club ma prawie połowę. Zważywszy, że liczbę zamożnych klientów ocenia się w Polsce na ok. 400 tys., a, jak szacuje bank HSBC – liczba ta może wzrastać i o 20 proc. rocznie, perspektywy rozwoju biznesu kartowego dla zamożnych są duże. Ten sektor jest jeszcze wciąż do zagospodarowania.

Diners Club myśli też o nowych segmentach. Karta DC jest kartą charge, a więc nie typową kredytową kartą, której spłatę można rozłożyć na dłuższy czas, tylko kartą obciążeniową, a więc taką, którą spłaca się jednorazowo pod koniec miesiąca następnego po dokonanych płatnościach i bez odsetek. Z tego powodu, uważa Marek Smolarz, karta charge w ogóle jest wygodnym instrumentem płatniczym dla mniejszych firm.

„Klasyczna karta kredytowa sprawia niekiedy kłopoty księgowym. Wydatek nie zamyka się w miesiącu obrachunkowym. Zatem księgowość może chętniej wybierać przelewy, z konkretną datą, sprawiają mniej problemów. Można też wybierać np. direct debit do niektórych płatności, ale to dobre rozwiązanie dla firm z dobrą płynnością, które nie wahają się używać gotówki. W efekcie trudno mówić o używaniu karty” – dodaje Marek Smolarz.

Ciekawostką jest to, że są rejony – jak kraje byłej Jugosławii – gdzie Diners funkcjonuje powszechnie. „W krajach bałkańskich funkcjonuje jako karta rabatowa, karta dla młodzieży, kredytowa, specjalna karta dla kobiet, a więc w bardzo wielu wydaniach. Można więc rozważać pomysły takie, że Diners Club funkcjonuje nadal jako karta premium, a na przykład Diners Club Discover jako produkt na szerszą skalę. Wierzę, że to może być bardzo ciekawe rozwiązanie. Na pewno nasze narzędzia będą ewoluować” – mówi Marek Smolarz.

Przekonanie do kart charge jest jednak w Polsce sporym wyzwaniem. Na koniec pierwszego kwartału, według danych NBP, kart obciążeniowych było w Polsce zaledwie 419 tys., co stanowiło 1,5 proc. rynku. Ich liczba stale maleje od kilku lat, gdy banki zaczęły wymieniać masowo karty charge na kredytowe. Z 1,047 mln w 2001 r. , kiedy liczba kart charge była największa i stanowiły one 7,3 proc. polskiego rynku kartowego, udział „obciążeniówek” zaczął szybko spadać.
Być może karty charge, jako prostszy instrument dla mniejszych firm, ponownie się przyjmą. Pozostaje namówić posiadaczy do ich używania – a to problem całego polskiego rynku, na którym jest prawie 30 mln różnych kart płatniczych, lecz wciąż mało używanych.

„Dla mnie to zagadka. Kartami zajmuję się 18 lat. Wydawało się, że używanie kart powinno się rozwijać. Ale w polskim społeczeństwie wciąż karta służy do bankomatu, niezależnie od tego, czy jest złota, platynowa, czy zwykła” – mówi Marek Smolarz. Zwraca uwagę na często przyrównywany do polskiego rynek hiszpański. „Już kilka lat temu na tym rynku było 700 tys. punktów, gdzie można płacić kartą. W Polsce od trzech lat liczba punktów akceptujących karty jest mniej więcej stabilna, to ok. 130 tys. W tym roku ta liczba zaczęła rosnąć, jednak wciąż Polak ma problem – gdzie zapłacić kartą. Brakuje mechanizmów wsparcia rozwoju tego rynku, jak na przykład rządowy program wspierania obrotu bezgotówkowego, który istniał w Hiszpanii. Taki chów wsobny ogranicza rynek. Być może duzi acquirerzy, którzy zaczęli działać na polskim rynku, zainwestują w jego rozwój” – dodaje szef Diners Club Polska.