Jeśli pojawia się konkurencja uważana za nieuczciwą, to niektórzy politycy i przywódcy biznesu instynktownie niemal czują, że Komisja Europejska powinna ogłosić nowe sposoby obrony. Przed czym jednak Europejczycy tak się bronią - i czym są właściwie te nieuczciwe praktyki w handlu?
Ponieważ nie istnieją międzynarodowe przepisy zapobiegające agresywnym posunięciom cenowym i innym rodzajom działań sprzecznych z zasadami konkurencji, posunięcia obronne stanowią drugie w kolejności rozwiązanie. Najczęściej stosowanym instrumentem obronnym są przy tym cła antydumpingowe, które mają na celu nałożenie pewnych ograniczeń na firmy postępujące wbrew regułom konkurencji. Większe cła oznaczają jednak, że rosną także ceny, co często oznacza zmniejszenie dobrobytu społeczeństwa jako całości. Ten fakt od dawna pomijają firmy ubiegające się o ochronę. Pewną nowość stanowi przy tym fakt, że na tej handlowej obronie same firmy być może wcale nie zyskują.
Samo słowo obrona wywołuje zresztą skojarzenia z państwem, które ekonomiczne związki z resztą świata realizuje wyłącznie w drodze tradycyjnego handlu. W takim państwie cały import składa się z towarów naprawdę zagranicznych, w konsekwencji zatem posunięcia obronne w handlu skierowane są wyłącznie przeciwko obcym interesom.
W dzisiejszym zglobalizowanym świecie takie twierdzenie nie jest jednak prawdą. Choć nadal istnieje tradycyjny handel, istnieją także zagraniczne inwestycje bezpośrednie, zlecanie produkcji i usług na zewnątrz oraz działalność na obszarach wymykających się jurysdykcji państwowej. Mamy globalne łańcuchy dostaw: produkt wymyśla się w jednym miejscu, produkuje w drugim, a kompletuje w trzecim. Kapitały i know-how przenikają przez granice, a tradycyjne przypływy handlowe są zastępowane przez skomplikowaną sieć międzynarodowych powiązań gospodarczych.
Ma to zasadnicze konsekwencje dla handlowych posunięć obronnych. Skoro twoją komórkę wyprodukowano wprawdzie w Indiach, ale wymyślono i zaprojektowano w Finlandii, jest ona towarem indyjskim czy fińskim? Kraje europejskie, zlecając pracochłonną produkcję do państw o niskich kosztach pracy i zatrzymując w Europie pozostałe etapy procesu produkcyjnego, bardzo komplikują próby oceny ekonomicznej skuteczności handlowych posunięć obronnych.
Może się okazać, że środki antydumpingowe wymierzone w azjatyckiego wytwórcę największe szkody powodują u producenta europejskiego. Tak zdarzyło się w październiku 2006 r., gdy podjęto działania antydumpingowe wobec importu butów ze skóry: UE postanowiła wówczas nałożyć cła wyrównawcze na ich przywóz z Chin i Wietnamu. Szwedzka krajowa rada ds. handlu zbadała przypadki pięciu europejskich producentów butów z różnych krajów, żeby ustalić, w jakim momencie procesu produkcyjnego powstaje wartość dodana.
Choć buty produkowano w Chinach i Wietnamie, były one zaprojektowane i opracowane pod względem technologicznym w Europie, gdzie zresztą je sprzedawano. Podczas tych dwóch niematerialnych etapów procesu produkcyjnego - z których jeden poprzedzał fizyczne wytwarzanie butów, a drugi następował po nim - powstawało 80 proc. wartości dodanej. Innym słowy buty z Chin były w 80 procentach europejskie! W przypadku butów tańszych, gdy niematerialna część procesu produkcyjnego wymaga mniejszych nakładów, ten europejski wkład bywa mniejszy, ale nadal wynosi około 50 proc. Tak więc wprowadzone prze UE posunięcia antydumpingowe uderzyły - wbrew zamierzeniom - w europejskie firmy.
W przypadku tych sektorów gospodarki, gdzie bardziej liczy się czynnik ludzki - na przykład konsumpcyjnych dóbr elektronicznych - udział kosztów związanych z badaniami i rozwojem (B+R) jest znacznie większy niż w przemyśle obuwniczym, zatem samo wytwarzanie tych towarów na liniach produkcyjnych w krajach niskokosztowych nie jest - w porównaniu z nakładami na B+R i innymi kosztami niematerialnymi - szczególnie drogie. Jeśli chodzi o produkty o większej zawartości nowoczesnych rozwiązań technicznych, to gdy niematerialna część procesu produkcyjnego odbywa się w Europie, tam również powstaje ogromna część wartości dodanej. Stosowanie - nawet prawnie uzasadnione - przeciwko tym towarom handlowych środków obronnych prawdopodobnie stwarza problemy zglobalizowanym firmom europejskim.
Wielu uważa, że te problemy sprowadzają się do ceny, jaką należałoby zapłacić za to, żeby mieć pewność, iż firmy nie uczestniczą w działaniach o charakterze niezgodnym z zasadami konkurencji czy że nie otrzymują subsydiów powodujących zakłócenia w handlu. Ale nawet gdyby środki obronne w handlu działały zgodnie z oczekiwaniami, to prawdopodobnie i tak większość z nich nie byłaby bezpośrednio wymierzona w niezgodne z zasadami konkurencji poczynania. Często bowiem najistotniejszą przyczyną stosowania tych środków obronnych jest polityka protekcjonizmu. Posunięcia antydumpingowe często stosowane są przecież wobec produktów, które są po prostu tak tanie, że stanowią zagrożenie dla producentów europejskich, nawet gdy nie przedstawiają sobą nic innego jak tylko uczciwą konkurencję.
Skłania to do zasadniczej krytyki europejskich mechanizmów obrony handlowej. Handel międzynarodowy to - z samej definicji - konkurencja między firmami, które grają na nierównym polu. Niektóre firmy mają łatwiejszy dostęp do kapitału, choć ich konkurenci nie mogą uzyskać rozsądnie oprocentowanych środków finansowych. Niektóre mają do dyspozycji wspaniale rozwiniętą infrastrukturę, podczas gdy ich międzynarodowi rywale muszą sobie radzić z ustawicznymi wyłączeniami prądu. Są firmy, które muszą płacić nadmiernie wysokie podatki, inne zaś funkcjonują w rajach podatkowych. Jednym łatwo jest zatrudniać inżynierów o najwyższych kwalifikacjach, inne korzystają z obfitości tanich pracowników.
Stworzenie całkowicie wyrównanych warunków gry jest niemożliwe. Wielu polityków i przywódców biznesu ma jednak skłonność do skupiania się na różnicach, które im się nie podobają i które chcieliby wyrównać. Tak naprawdę nie podoba im się sama konkurencja i zwalczają ją, posługując się środkami, których stosowanie samo z siebie wywołuje większe szkody.