Osaczeni przez Vistula & Wólczanka i opuszczeni przez innych akcjonariuszy założyciele W. Kruk musieli skapitulować i oddać swoje akcje agresorowi. Wydawało się, że wszystko już jest posprzątane i tylko agresor musi teraz zebrać pieniądze, by sfinansować przejęcie. W zasadzie mógł liczyć na to, że ci, którzy mu pomogli w pokonaniu jubilerskiego rodu, kupią akcje V&W i transakcja zostanie ostatecznie zamknięta.
Na kilka dni przez walnym zgromadzeniem akcjonariuszy V&W okazało się, że opuszczając rodzinną warownię Krukowie nie złożyła broni. Kupili akcje agresora (5,05 proc.) i postanowili powalczyć o fotel szefa jego rady nadzorczej.
Jak się okazało, nie są jedynymi, którzy mają apetyt na nadzorowanie Vistula & Wólczanka. Podobne zamiary ma Jerzy Mazgaj, prezes i główny akcjonariusz sieci handlowej Alma Market, która kontroluje 5,88 proc. akcji V&W.
Wojciech Kruk chce widzieć w Jerzym Mazgaju sojusznika. Czy rzeczywiście tak będzie? To powinno wyjaśnić się już dziś na WZA V&W, a wszystko będzie zależeć od tego, jak zachowają się fundusze inwestycyjne, które mają akcje firmy odzieżowej.
W moim odczuciu nic nie jest przesądzone. Do gry o fotele w radzie nadzorczej V&W włączyło się PTE PZU i jeszcze przed WZA zgłosiło dwie kandydatury. Ten inwestor ma 19,9 proc. akcji spółki i w czerwcu informował o zawieszeniu zaangażowania w kapitale V&W. W tym miesiącu dwaj inni finansowi inwestorzy - TFI ING i OFE AXA - ujawnili, że zmniejszyli liczbę akcji odzieżowej firmy. Gra więc trwa i pozycje są otwarte. Warto uważnie obserwować, co będzie dalej.