Oprowadzanie turystów to praca sezonowa - zimą może w ogóle nie być zleceń. W sezonie, oprowadzając turystów po Warszawie czy Krakowie, można liczyć na 4-6 tys. zł miesięcznie.
Przewodnik turystyczny to zawód traktowany często jako dodatkowe zajęcie. Największy popyt panuje od maja do września. W grudniu i styczniu praktycznie nie ma zapotrzebowania. Z badań socjologa Krzysztofa Podemskiego wynika, że nawet 24 proc. osób wykonujących ten zawód w ciągu roku nie obsługuje ani jednej grupy.

Ponad 17 tys. przewodników

Popyt na usługi przewodnickie rośnie, co wiąże się m.in. ze wzrostem aktywności turystycznej Polaków. Perspektywy są korzystne, głównie z uwagi na prognozowany, m.in. w kontekście Euro 2012, wzrost przyjazdów do Polski turystów zagranicznych. Niemal połowa badanych przez Krzysztofa Podemskiego deklaruje, że uzyskiwała pracę w zawodzie tak często, jak tylko chciała. Problem miało niespełna 1,5 proc. Zapotrzebowanie na usługi rośnie, tym bardziej że w wielu miastach i regionach istnieje obowiązek zatrudnienia przewodnika z uprawnieniami do prowadzenia wycieczek. Często zdarza się, że grupy oprowadzone są przez osoby bez uprawnień (standardowa kara to mandat w wysokości 500 zł). Skala szarej strefy jest trudna do oszacowania. W efekcie dotyczy to też całego rynku usług przewodnickich. Tym bardziej że środowisko przewodników jest spore, a do tego zróżnicowane i zdezintegrowane.
Wydano ponad 17 tys. uprawnień przewodnickich (38 proc. z nich dla przewodników terenowych, 27 - górskich i 23 proc. - miejskich). Około 60 proc. przewodników skupionych jest w strukturach Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego (PTTK). Poza nim i innymi stowarzyszeniami, działają również liczne biura usług przewodnickich.
Zdaniem Małgorzaty Matusiak, przewodnika po Warszawie, najbardziej opłacalne jest działanie na własną rękę.
- Biura potrafią inkasować nawet 50 proc. wartości zlecenia - tłumaczy.
Eksperci polecają, by partnerów szukać poza biurami.
- Usługobiorców najłatwiej znaleźć w szkołach. Warto im przesłać swoją ofertę na lato jeszcze zimą - radzi Małgorzata Matusiak.
Korzystna jest też współpraca z domami kultury i kościołami.
Turyści krajowi to chleb powszedni przewodników w Polsce. Spora ich część korzysta z wyjazdów zorganizowanych przez touroperatorów, ale także bardzo liczną grupę stanowią wycieczki szkolne i z zakładów pracy.
- Największy ruch przypada na miesiące wakacyjne, choć ożywienie widoczne jest już zazwyczaj w kwietniu - wyjaśnia Małgorzata Matusiak.
Według niej szkoły najchętniej korzystają z jej usług w czerwcu, kiedy kończy się rok szkolny, oraz we wrześniu, kiedy się rozpoczyna. Jak podkreśla, indywidualni turyści rzadko korzystają z takich usług (choć szacuje się, że ponad 40 proc. Polaków podróżujących po kraju dłużej niż pięć dni robi to w celach turystycznych).
Najwięcej pracy jest latem, kiedy Polacy zwiedzają regiony nadmorskie (32 proc.), górskie (27 proc.) i miasta (19 proc.). Z danych Instytutu Turystyki wynika, że wśród tych, którzy wskazują krajoznawczy cel podróży, najwięcej (46,5 proc.) odwiedza miejsca związane historią i kulturą oraz atrakcje przyrodnicze (15,5 proc.). 13 proc. tego typu turystów gości w wielkich miastach, 8 proc. - w średnich, a 9,5 - w kurortach.

Turyści zagraniczni

Najbardziej opłaca się oprowadzać wycieczki zagraniczne, choć konieczna jest biegła znajomość przynajmniej jednego języka obcego.
- A z tym nie jest najlepiej wśród przewodników - mówi Zygmunt Kruczek, prezes Polskiej Federacji Pilotażu i Przewodnictwa.
Szacuje on, że tę umiejętność ma zaledwie 30 proc. przewodników (12 proc. deklaruje znajomość języka angielskiego, 18 proc. - innego).
Zagraniczni turyści w 2007 roku zostawili w Polsce średnio 238 dol. na osobę. W sumie wydali ponad 740 mln dol. To łakomy kąsek dla branży, w tym i przewodników. Tym bardziej że odwiedziny turystów zagranicznych są na dość stabilnym poziomie przez cały rok (najwięcej przyjeżdża ich oczywiście w II i - szczególnie - III kwartale).
Choć w 2008 roku odnotowano spadek liczby osób odwiedzających Polskę w celach turystycznych (o 13 proc. mniej odwiedzających niż w 2007 roku), to słaby złoty ponownie spowodował zainteresowanie naszym krajem.
- Ruch jest już większy. Liczymy, że obecny kurs może pomóc w dalszym zwiększaniu liczby wycieczek zagranicznych - podkreśla Zygmunt Kruczek.
Coraz mniej turystów przyjeżdża zza wschodniej granicy, towarzyszy temu wzrost odwiedzających przede wszystkim z Wielkiej Brytanii. Wciąż najwięcej turystów przybywa z Niemiec (w 2008 roku mniej o 9 proc. w stosunku do danych z 2007 roku). W Instytucie Turystyki uspokajają jednak, że w tym roku można oczekiwać stabilizacji liczby przyjazdów z tego kraju.
Eksperci są zgodni, że w latach 2012-2013 można oczekiwać ożywienia ruchu turystycznego. Instytut spodziewa się, że liczba turystów w tym czasie wzrośnie do ponad 14 mln. Struktura gości nie powinna się zmienić. Wciąż dominować będą Niemcy, Rosjanie, Białorusini i Ukraińcy oraz przedstawiciele innych krajów unijnych. Według Instytutu Turystyki liczba tych ostatnich wzrośnie z 2,2 mln w tym roku do 3 mln w roku 2013.



450 zł w pięć godzin

Z badań Krzysztofa Podemskiego wynika, że dochody osiągane przez przewodników pracujących także w innych zawodach w skali roku nie przekraczają 10 proc. ich całkowitego rocznego dochodu. To niewiele, choć w praktyce wszystko uzależnione jest od czasu i miejsca pracy oraz używanego języka. Poza tym stawki różnią się w zależności od rangi miasta czy regionu. Na terenach atrakcyjnych są one wyższe. Wysokość wynagrodzenia może być ponadto indywidualnie negocjowana w zależności od stopnia trudności grupy.
Przewodnik miejski po Wawelu i Krakowie za pięć godzin pracy może żądać co najmniej 250 zł. To stawka w najgorszym, zimowym sezonie, dla grup polskojęzycznych. Turyści zagraniczni muszą zapłacić przynajmniej 380 zł (każda następna godzina to 50-100 zł). W Warszawie stawki za pięć godzin to odpowiednio 300 i 450 zł. Z kolei przewodnik w kopalni w Wieliczce jednorazowo inkasuje 175-265 zł.
Lepiej płatne są usługi przewodnika terenowego: za pięć godzin może liczyć co najmniej 270 zł od grupy polskiej i 450 zł od zagranicznej. Każda następna godzina to odpowiednio 54 i 90 zł. Najwięcej zarabiają przewodnicy tatrzańscy - ich stawki zaczynają się od 400 zł. Jeśli oprowadzanie turystów ma się odbywać np. w języku angielskim, stawka ta rośnie nawet o 50 proc. Wyprawy wysokogórskie są najdroższe. Przewodnik zarobi przynajmniej 1 tys. zł dziennie.
Trzeba pamiętać, że jeden przewodnik może obsłużyć grupę 30-50 osób. Dla większych potrzebna jest zatem dodatkowa osoba z uprawnieniami.
- Średnio w miesiącu można liczyć na pięć, dziesięć grup - mówi Zygmunt Kruczek.
- Czasami, głównie zimą, w ogóle nie ma zainteresowanych. W sezonie z kolei zdarza się, że trzeba oprowadzić grupy trzy razy w tygodniu - tłumaczy Małgorzata Matusiak.
Zarobki przewodnika są zatem dość zróżnicowane i wahają się od 300 do 4-5 tys. zł miesięcznie. Najbardziej zajęci przewodnicy, znający języki obce, mogą liczyć na zlecenia o łącznej wartości ponad 6 tys. zł

Najłatwiej w Małopolsce

W zdecydowanej większości turyści organizują wyjazdy krajowe na własną rękę, rzadko przy tym korzystając z usług przewodników. Niezwykle istotne dla rozpoczynających działalność w branży przewodnickiej będzie zatem nawiązanie współpracy z organizatorami turystyki. I to kilkoma, bo i tak około połowa zleceń dla przewodników pochodzi z biur podróży.
Najwięcej biur działa na Mazowszu (co wynika z tego, że większość biur obecnych w Polsce ma przedstawicielstwa w Warszawie). Dalej w kolejności są Śląsk, Małopolska, województwa dolnośląskie i wielkopolskie. W tych pięciu rejonach działa w sumie ponad 60 proc. biur podróży. Tam też będziemy mieli największe szanse na podjęcie współpracy.
Nieco inaczej kształtuje się geograficzne zróżnicowanie rynku pracy dla przewodników w przypadku turystyki przyjazdowej. Zagraniczni goście przyjeżdżający do Polski wyłącznie w celach turystycznych najczęściej odwiedzają województwa zachodniopomorskie, pomorskie, warmińsko-mazurskie i małopolskie. Wynika z tego, że największe szanse na zdobycie zleceń, czy to od polskich, czy też zagranicznych turystów, będziemy mieli w Małopolsce. Teoretycznie. Na terenie tego województwa jest bowiem największa konkurencja. To właśnie w Małopolsce, a także na Śląsku i Dolnym Śląsku, zarejestrowanych jest najwięcej przewodników. Według Ewy Nieć, kierownika zespołu ds. usług turystycznych w Departamencie Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Turystyki Urzędu Marszałkowskiego Małopolski, w tym województwie zarejestrowanych jest prawie 3800 przewodników (1295 górskich beskidzkich, 557 górskich tatrzańskich, 4 górskich sudeckich oraz 870 terenowych i 1051 miejskich).
JAK ZOSTAĆ PRZEWODNIKIEM
Zawód przewodnika zarezerwowany jest wyłącznie dla osób, które posiadają uprawnienia określone ustawą o usługach turystycznych. Aby otrzymać legitymację i identyfikator, trzeba być osobą pełnoletnią, z wykształceniem co najmniej średnim, o znakomitym zdrowiu (należy złożyć zaświadczenie lekarskie potwierdzające stan zdrowia). Dodatkowo nie można być karanym za przestępstwa umyślne lub inne, popełnione w związku z wykonywaniem funkcji przewodnika turystycznego. Spełnienie tych warunków to dopiero pierwszy krok. Konieczne jest bowiem odbycie specjalistycznego szkolenia (teoretycznego i praktycznego). Kurs taki trwa zazwyczaj pięć miesięcy (250 godzin zajęć) i kosztuje nawet grubo ponad 1000 zł. Ukończenie go uprawnia do przystąpienia do egzaminu państwowego (koszt od 240 do ponad 300 zł). Zdaje go ok. 25 proc. osób. Przyszli przewodnicy, którzy chcą oprowadzać wycieczki zagraniczne, muszą ponadto zdać egzamin z języka (opłata ok. 120 zł). Wydanie licencji kosztuje 10 zł.