Polski eksport jest odporny na koronawirusa. Druga fala na razie zaszkodziła mu niewiele.
Polski eksport jest odporny na koronawirusa. Druga fala na razie zaszkodziła mu niewiele.
/>
W październiku, gdy liczba dziennych zakażeń zaczęła gwałtownie rosnąć, wartość eksportu polskich towarów za granicę wzrosła aż o 3,7 proc. Aż, bo ekonomiści raczej spodziewali wyhamowania tempa wzrostu, choćby ze względu na niekorzystny układ dni roboczych. Ale eksport nie tylko się zwiększył, osiągając wartość prawie 23 mld euro, zwiększyła się też polska nadwyżka w handlu zagranicznym, do 1,7 mld euro z nieco ponad 1,2 mld euro we wrześniu. Bo wraz z rosnącym eksportem spada wartość importu. To zasługa dużo niższych niż przed rokiem cen ropy. Ekonomiści banku Pekao SA zwracają uwagę, że wartość importu tego surowca była o połowę niższa niż rok temu. Łącznie w październiku do Polski trafiły towary o wartości 21,2 mld euro – o 3,4 proc. mniej niż rok temu.
Dane NBP za październik, ale też inne informacje z gospodarki świadczą o tym, że eksport nieźle sobie radzi w pandemicznym czasie. Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium, mówi, że świadczą o tym rosnące zużycie prądu i wzmożony ruch ciężarówek na drogach. Na przykład w poprzednim tygodniu zużycie energii elektrycznej było o 2,6 proc. większe niż rok temu. Dla porównania w połowie kwietnia, gdy większość polskiej gospodarki była wyłączona ze względu na pandemię, zużycie było o 15–16 proc. mniejsze niż rok wcześniej.
– Druga fala COVID-19 nie przyniosła powtórki z wiosny. Co prawda w październiku nastąpiło wyhamowanie wzrostu poboru prądu, ale nie było one duże i nie trwało długo. Podobnie jest z ruchem na drogach – mówi ekonomista. Według danych Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad ruch samochodów ciężarowych jest o 10 proc. większy niż przed rokiem. Jeszcze w czerwcu notowano 7–8 proc. spadki.
Jaki to ma związek z eksportem? Oczywiście ani zużycie prądu, ani ruch samochodów na drogach nie jest bezpośrednim dowodem, ale dość mocną poszlaką, że w eksporcie pandemia nie wyrządziła większych szkód. Z tej pierwszej informacji można wnioskować, że druga fala nie zatrzymała polskiego przemysłu, że jest on nadal wysoce aktywny i to większa produkcja powoduje wzrost zapotrzebowania na energię. Ta druga świadczy o tym, że zwiększa się przewóz towarów. A biorąc pod uwagę fakt, że to właśnie popyt zewnętrzny nakręcał produkcję polskiego przemysłu w poprzednich miesiącach, można przyjąć, że tak jest nadal.
– Tym bardziej, że jest to zgodne z pozytywnym obrazem przemysłu w całej UE i strefie euro, wystarczy spojrzeć na wyniki badań PMI, mierzących koniunkturę w tym sektorze. Aktywność utrzymuje się na dużym poziomie, europejski przemysł jest w fazie ekspansji i zapewnia popyt dla naszych firm – mówi Grzegorz Maliszewski.
Na tym dobrym obrazie pojawiają się jednak rysy. Niemcy właśnie wprowadzają twardy lockdown, który ma potrwać do 10 stycznia. Dla nas to ryzyko, bo to właśnie Niemcy odbierają około jednej czwartej polskiego eksportu.
– Na pewno to spowolni napływ nowych zamówień, bo zapotrzebowanie na dobra konsumpcyjne będzie mniejsze ze względu na ograniczenia w funkcjonowaniu handlu. Ale to może być przejściowe. Wszystko zależy od tego, czy lockdown potrwa tylko do 10 stycznia, czy dłużej. Wiemy już, jak szybko potrafi odbudować się aktywność w przemyśle po zamrożeniu gospodarki – uważa Grzegorz Maliszewski. Dodaje, że najważniejsza jest drożność transportu międzynarodowego i utrzymanie ciągłości łańcuchów dostaw. To właśnie ich zerwanie wiosną doprowadziło do wstrzymania produkcji w niektórych branżach, np. motoryzacji.
– Sytuacja w Niemczech będzie miała negatywny wpływ na przepływ towarów, ale miejmy nadzieję, że tymczasowy. Przy spodziewanym stopniowym upowszechnianiu się szczepionek ryzyko kolejnych lockdownów będzie coraz mniejsze – ocenia ekonomista Banku Millennium.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama