Wiceminister finansów Piotr Patkowski powiedział o pomocy w przebranżowieniu się firm, które mają covidowe kłopoty – i się zaczęło. Że rząd nie powinien dyktować przedsiębiorcom, co mają robić, skoro to on bezpośrednio odpowiada za ich kłopoty (bo zakazał im działalności). I że najlepiej, gdyby to rząd sam się przebranżowił, skoro walka z pandemią idzie mu raczej średnio.
Burzę rozpętał tweet Ministerstwa Finansów z cytatem z Patkowskiego. To nic nowego, że większość „debat” dziś odbywa się na Twitterze, ale choćby z formalnych powodów są one powierzchowne. A szkoda, bo jak się przyjrzeć sprawie bliżej, to faktycznie, bezrozumna pomoc każdemu, kto tylko jej zechce, może okazać się szkodliwa, stając się powodem tzw. zombifikacji gospodarki.
Zachód ma już ten problem od lat, bo tam dostęp do bardzo taniego finansowania ma dłuższą i jeszcze przedcovidową tradycję. Zombifikacja gospodarki oznacza w skrócie duży udział w niej takich firm, które trwają jedynie dzięki temu, że kredyt jest nisko oprocentowany, a raz zaciągnięty dług dość łatwo zrolować. W czasach zerowych stóp procentowych pieniądz jest tani jak nigdy wcześniej, a aktywność banków centralnych, które skupują nie tylko obligacje rządów, lecz także korporacyjne, zminimalizowała niemal do zera ryzyko związane z zadłużaniem. COVID-19 tylko umocnił ten nowy układ, w którym rynek długu przypomina administracyjnie zarządzaną fabrykę nowych pieniędzy. Duży udział firm zombie w gospodarce jest zły, bo blokuje jej rozwój, uderzając przede wszystkim w konkurencyjność.
Gdy przedstawiciele rządu mówią o przebranżowieniu, mają pewnie na myśli właśnie ryzyko, że udzielanie pomocy przedsiębiorcom, którzy trwale stracili rentowność, może być zaproszeniem do tego ekonomicznego danse macabre. W gruncie rzeczy rząd (bo opinia wiceministra Patkowskiego wcale nie jest jednostkowa, on ją tylko pierwszy głośno wypowiedział) chciał dobrze, ale wyszło jak zwykle. I to z co najmniej kilku powodów.
Pierwsza sprawa to pomieszanie terminów. Chyba nikt sobie nie wyobraża, że powinno się skasować całe branże, zmuszając przedsiębiorców do zmiany zajęcia. Gastronomia w pocovidowym świecie nadal będzie działać. Ale przecież branża gastronomiczna nie jest jednorodna pod względem profilu działalności. I nie wszyscy otrzymali jednakowo silny pandemiczny cios. Food truck, którego modelem biznesowym jest sprzedaż na wynos, radzi sobie lepiej niż stacjonarna restauracja. I raczej o to tu chodzi: żeby restaurator mógł teraz dopasować profil swojej działalności do nowej rzeczywistości. I miał z czego rozwijać kanał delivery. Nie powinno się więc mówić o „przebranżowieniu”, tylko raczej o zmianie profilu, która w istocie jest inwestycją. I taką właśnie inwestycję rząd mógłby wspierać publicznymi pieniędzmi. To ma więcej sensu i jest bardziej efektywne w długim terminie niż zaaplikowanie kolejnej kroplówki, której jedynym zadaniem jest podtrzymanie firmy przy życiu, bez gwarancji, że kiedykolwiek będzie ona w stanie znów uzyskać rentowność. Jak taką pomoc kierować – to temat do omówienia.
Sprawa druga to czas, w którym wypowiedź o „przebranżowieniu” padła. Cała afera wybuchła w ostatni weekend. Mam podejrzenie, graniczące z pewnością, że dziś w ogóle ten temat nie byłby publicznie podejmowany. I nawet nie dlatego, że rządzący wiedzą już, jak alergicznie reaguje na takie sugestie opinia publiczna, ale dlatego, że od ostatniego poniedziałku w tunelu widzimy światełko. Informacje o wysokiej skuteczności szczepionki Pfizera i BioNtech pozwalają już snuć realne scenariusze wyjścia z covidowego kryzysu. Jeszcze w weekend była to wielka niewiadoma, wydawało się, że być może trzeba będzie na stałe przestawić życie społeczne i gospodarcze na nowy tor, najeżony cyklicznymi lockdownami. W takim świecie utrzymywanie za wszelką cenę biznesowego status quo mija się z celem. Ale pojawienie się skutecznej szczepionki zmienia tę perspektywę. Jeśli zakładamy, że niebawem rozprawimy się z pandemią, to lepiej teraz nawet wprowadzić pełne zamrożenie, by szybciej zdusić obecną falę zachorowań, udzielając jednocześnie ogromnej pomocy przedsiębiorcom.
Tylko czy aby na pewno widać koniec pandemicznego kryzysu? Sama informacja o szczepionce to oczywiście przełom, ale biorąc pod uwagę zdolności produkcyjne obu firm, lepiej chyba założyć, że pandemia zostanie z nami jeszcze co najmniej kilkanaście miesięcy. Co oznacza, że temat zmiany profilu działalności w ramach poszczególnych branż nadal trzeba podejmować. Poza tym – czy koniec pandemii oznacza powrót do świata, jaki znamy? Może ludzie wrócą do restauracji – ale czy wrócą do biur? A jeśli nie wrócą, to co z przedsiębiorcami, którzy żyją z najmu powierzchni biurowych? Czy powinni zmieniać profil działalności i czy im w tym pomagać już teraz?
I na koniec sprawa trzecia: wypowiadający słowa o konieczności przebranżowienia. Czy rzeczywiście powinien to robić przedstawiciel rządu, czy wcześniej nie należało jakoś przegadać problemu z samymi przedsiębiorcami? Oni chyba też zdają sobie sprawę, że i bez rządowego zamykania branż przetrwanie wielu firm w obecnym kształcie stoi pod dużym znakiem zapytania. Przecież jeszcze przed administracyjnymi decyzjami władz obroty w stacjonarnym handlu ubraniami czy w restauracjach zaczęły wyraźnie spadać. Dokładnie w rytm rosnącej dziennie liczby nowych zakażeń. Może więc jednak warto w swoich biznesowych strategiach uwzględnić i ten fakt, że pandemia zmienia zwyczaje konsumenckie i nie ma sensu kopać się z koniem. Chyba że kogoś rzeczywiście interesuje tylko trwanie jako zombie.