Na ostatni kwartał roku czekają zarówno klienci, jak i sieci handlowe, zlokalizowane głównie w galeriach handlowych. Nie bez powodu. Wówczas sprzedaż jest najwyższa. Jak wynika z danych Polskiej Rady Centrów Handlowych, rośnie średnio o 30 proc. w porównaniu z I kw. Średnio, bo są kategorie, w których te przyrosty są duże większe.
Jak wylicza Retail Institute na podstawie danych z ubiegłego roku, w biżuterii jest to ponad 170 proc., w książkach, muzyce i grach o prawie 100 proc., w artykułach dla dzieci o prawie 80 proc., a w bieliźnie i kategorii beauty o 40‒50 proc. Ograniczenie możliwości handlu w tym czasie to zatem poważny cios dla sieci i galerii.
Tym bardziej że dopiero od maja starały się odrabiać straty z wiosennego lockdownu. Jak wynika z danych PRCH, średnia odwiedzalność obiektów w październiku była jednak prawie o 30 proc. niższa niż w analogicznym miesiącu ubiegłego roku. Retail Institute dodaje, że jeśli chodzi o obroty, to są one niższe o 25 proc. rok do roku. Tymczasem, jak podliczają eksperci, wiosenne wsparcie kosztowało wynajmujących utratę przychodów na poziomie ok. 1 mld zł. Dodatkowo właściciele centrów handlowych udzielili rabatów w czynszu na kwotę ok. 2 mld zł.
Zamknięcie centrów handlowych zostało ogłoszone nagle i wbrew wcześniejszym, wielokrotnym zapewnieniom rządu, że do tego nie dojdzie. – Od publikacji rozporządzenia do momentu wejścia w życia zakazu minie tylko kilkanaście godzin, w ciągu których wszyscy będą musieli dostosowywać się do nowej sytuacji. Generuje to wiele problemów po stronie pracowników centrów handlowych, ale też zwykłych klientów, którzy planowali zakupy w weekend – mówi Radosław Knap, dyrektor Generalny Polskiej Rady Centrów Handlowych.
Wiele marek tuż po ogłoszeniu lockdownu ogłosiło promocje nawet o 30‒40 proc., by jeszcze na ostatnią chwilę przyciągnąć kupujących. – Branża handlowa, podobnie jak w poprzednich latach, liczyła, że wyniki sprzedaży w tym okresie będą wysokie i pozwolą jej odpracować straty poniesione z powodu lockdownu. Ponowne zamknięcie centrów dla wielu firm oznacza zakończenie działalności – mówi Anna Szmeja, prezes Retail Institute. I dodaje, że przetrwają największe i najsilniejsze sieci, mniejsi gracze tę walkę przegrają. – Z pewnością należy spodziewać się fali upadłości na przełomie roku i myślę tu nie tylko o sieciach handlowych czy poszczególnych najemcach, lecz także dostawcach i wszystkich firmach towarzyszących. Centra handlowe to zespół naczyń połączonych – przekonuje Szmeja.
Przyszłość w czarnych barwach widzą też przedstawiciele sieci handlowych.
– Przyjmujemy koniec listopada za moment krytyczny dla naszej branży. Jeśli lockdown potrwa dłużej, spowoduje dramatyczne konsekwencje: falę upadłości, zwolnienia grupowe i równoczesny brak wpływów do budżetu państwa – przewiduje Związek Polskich Pracodawców Handlu i Usług, zrzeszający największe sieci. Zdaniem ZPPHiU nie pomoże nawet zwolnienie z czynszów na czas zamknięcia centrów handlowych. Szansę na przetrwanie da tylko solidarnościowy podział kosztów między państwo, przedsiębiorców i pracowników.