W piątek na placu Zamkowym w Warszawie odbył się protest przedstawicieli branż zamkniętych : hotelarskiej, gastronomicznej, fitness oraz rozrywkowej. Przedsiębiorcy przedstawili swoje postulaty o wsparcie do rządu i zbierali podpisy pod petycją w tej sprawie. Do protestu dołączyli się m.in. właściciele sal zabaw, kierowcy autokarów turystycznych oraz biur podróży.

Protest na placu Zamkowym zorganizowały wspólnie Izba Gospodarcza Gastronomii Polskiej, Izba Hotelarstwa Polskiego, Polska Federacja Fitness i Rada Przemysłu, Spotkań i Wydarzeń. Przedstawiciele tych branż zbierali także podpisy pod zawierającą sześć postulatów petycją do polskiego rządu.

"Nasze branże mają kilka wspólnych mianowników. Tworzymy miejsca pracy dla trzech milionów pracowników. Wszystkie te branże wytwarzają emocje, doświadczenie i szczęście, bez których nasza codzienność będzie dużo smutniejsza. A od marca jesteśmy pozamykani, to jest bardzo niefajne uczucie. Nie wiemy co przyniesie kolejny dzień, czy będziemy mieli pracę, czy nie" – mówił Bartosz Bieszyński z Rady Przemysłu Spotkań i Wydarzeń.

Bieszyński poinformował, że spadki zarobków w tych czterech sektorach wahają się od 60 do nawet 95 proc. "To trwa już ósmy miesiąc, dlatego chcieliśmy zbudować taki wspólny most, który dałby nam możliwość przetrwania. Chcielibyśmy mieć jakąś perspektywę, bo epidemia i kryzys kiedyś się skończą" – dodał i omówił postulaty zawarte w petycji.

Zamknięte branże wnioskują o "umorzenie w 100 proc. subwencji PFR dla firm z sektora branż dotkniętych ograniczeniami, które mogą udowodnić spadek przychodów rok do roku o minimum 50 proc.". Kolejny punkt to dodatkowy nabór subwencji PFR dla branż dotkniętych ograniczeniami. Trzeci punkt to rekompensaty za okres ograniczenia działalności przedsiębiorstw.

Przedstawiciele branż wnioskują także o zawieszenie spłat kredytów i leasingów. "Banki wymagają, żebyśmy płacili te zobowiązania, a my nie mamy z czego" – tłumaczył Bieszyński. Mówił on także o konieczności dalszego dofinansowania kosztów pracy. "Chcemy, żeby te narzędzia uwzględniały specyfikę naszych branż, czyli ilość umów o dzieło, kontraktów B2B" – dodał. "Ostatnia rzecz jest bardzo ważna, chodzi o kryterium otrzymywania pomocy. Stoimy na stanowisku, że kryteria powinny być dwa. Po pierwsze stały spadek obrotów" – wyjaśnił Bieszyński.

"My, jako cztery branże jesteśmy w pełni gotowi pracować z rządem. Dziś spotkaliśmy się z przedstawicielami Ministerstwa Rozwoju, Pracy i Technologii i Polskiego Funduszu Rozwoju. Usłyszeliśmy, że rząd planuje wyjść naprzeciw naszym oczekiwaniom, ale nie wiemy co za tymi propozycjami się kryje. Na razie nikt nie mówi o szczegółach" – powiedział Bieszyński.

Na placu Zamkowym zgromadziło się kilkadziesiąt osób z transparentami "1 mln ludzi bez pracy to odpowiedzialność premiera RP"; "Rząd niszczy moje miejsce pracy"; "Uwolnić narciarstwo!"; "Sale zabaw wymrą jak dinozaury". Wśród osób wspierających protest pojawili się m.in. były kandydat na prezydenta RP Paweł Tanajno oraz Grzegorz Braun, poseł Konfederacji.

Do strajku czterech branż dołączyły się m.in. przedstawicielki Stowarzyszenia Właścicieli Sal Zabaw i Centrów Rozrywki. "To jest Armagedon, jeśli chodzi o naszą branżę. Dołożyliśmy wszelkich starań, jeżeli chodzi dezynfekcję naszych obiektów. By móc pracować zainwestowaliśmy ostatnie środki w sprzęt do ozonowania pomieszczeń, lampy UV-C, parownice, ale przez nagonkę rządową i medialną jesteśmy omijani przez naszych klientów. Dołączamy się do postulatów pozostałych branż" – mówiła właścicielka Sali Zabaw Aladyn w Pruszkowie. "Wróciliśmy do pracy we wrześniu, ludzie zaczęli się do nas przekonywać, i teraz znów musimy się zamykać. Jeden miesiąc pracy nie pozwoli nam się utrzymać przez cały rok. A my zatrudniamy ludzi, mamy rachunki do płacenia, kredyty też. Codziennie jakaś sala zabaw upada, to nie są żarty. Bardzo prosimy rząd, żeby zmienił zapisy w kwestii przyznawania PFR-ów" – dodała.

Przedstawiciel branży przewoźników autokarowych z Krakowa powiedział w rozmowie z PAP, że większość przedsiębiorców z jego branży jest na skraju bankructwa. "Przestaliśmy zarabiać, a mamy ogromne koszty utrzymania. Nie wiemy co robić, cała branża z dnia na dzień została bez możliwości zarobienia choćby złotówki" – powiedział kierowca.

Na placu Zamkowym pojawili się także przedstawiciele biur podróży i organizatorów wycieczek. "Pojedzie Pani na narty w tym roku? Nie wiadomo, premier za Panią zdecyduje. Nikt teraz nie kupuje wycieczek, bo rząd kazał ludziom siedzieć w domach, unikać wyjazdów po kraju i za granicę. A my bankrutujemy i nikt się nami nie przejmuje" – powiedział przedstawiciel branży.