Ze względu na wejście w życie nowych przepisów RODO zmieniliśmy sposób
logowania do produktu i sklepu internetowego, w taki sposób aby chronić dane
osobowe zgodnie z najwyższymi standardami.
Prosimy o zmianę dotychczasowego loginu na taki, który będzie adresem
e-mail.
Jezus powiedział: „Ubogich zawsze mieć będziecie u siebie (J 12, 1-11)”. Niespodziewanie wyjaśnienie tych biblijnych słów przynosi nowa praca jednego z najważniejszych badaczy biedy we współczesnej ekonomii – Martina Ravalliona (Uniwersytet Georgetown).
W tekście „(Bardzo) krótka historia walki z biedą” pisze, że próba politycznej eliminacji zjawiska ubóstwa jest zjawiskiem dość nowym. Przez wieki nawet najwięksi społeczni rewolucjoniści (jak Jezus Nazarejczyk) zdawali się godzić z biedą jako normalnym i naturalnym składnikiem życia społecznego. Ubóstwo było postrzegane przez wielu jako wręcz naturalny warunek rozwoju. Zdaniem Ravalliona dopiero ojciec ekonomii klasycznej Adam Smith zaczął polemizować z przekonaniem, że bieda jest konieczna do generowania bogactwa. Ale to była ledwie przygrywka przed fundamentalnym starciem. W ciągu następnych 150 lat, wraz z rewolucją przemysłową i eksplozją nierówności społecznych, bieda znalazła się w centrum uwagi. Również w ekonomii „Może by tak wyrosnąć ze szkodliwego przekonania, że ubóstwo to dobra rzecz” – pisał w 1890 r. najsłynniejszy ekonomista tamtych czasów Alfred Marshall.
Systemowe próby jej zwalczenia pojawiły się dopiero jako reakcja na dwie współczesne ideologie: komunizm i faszyzm. To z ich powodu od lat 30. do lat 70. XX w. z biedą będą próbowały wojować kraje kapitalistyczne – głównie ze strachu przed wybuchem rewolucji u siebie. Punktem szczytowym tej walki był program „Wojny z biedą” (War on Poverty) rozpoczęty przez prezydenta Lyndona Johnsona w 1964 r.
Ale w miarę gaśnięcia imperium radzieckiego te starania zaczęły słabnąć. Na dodatek pod naporem globalizacji outsourcingowi uległy nie tylko miejsca pracy, lecz także sama walka z biedą. Ravallion podkreśla, że od lat 90. mówimy o jej wyeliminowaniu wyłącznie w krajach rozwijających się oraz biednych. I tak ubóstwo Afryki czy Azji wypiera ze świadomości społecznej istnienie dużej biedy np. w USA.
Ten outsourcing jest możliwy także dlatego, że taka walka z biedą u biednych przynosi szybkie sukcesy. Pierwszy Millenialny Cel Rozwojowy ONZ osiągnięto przed terminem – już w 2015 r., gdy globalny poziom biedy udało się ograniczyć o połowę względem 1990 r. Do czego, rzecz jasna, mocno przyczyniło się ekonomiczne przebudzenie ludnego chińskiego olbrzyma.
Ravallion zwraca jednak uwagę, że o ile spełnienie pierwszego celu było łatwe, o tyle następne nie będą już tak proste do osiągnięcia. Dlaczego? Chodzi o fundamentalną sprzeczność globalnej eliminacji biedy z innym – obecnie już pierwszoplanowym, jakim jest troska o środowisko naturalne. Mówiąc wprost: wyciąganie z biedy milionów najuboższych nie obejdzie się bez zwiększenia uprzemysłowienia i zwiększonej konsumpcji. Świat się postawiony wobec tego problemu na razie tylko bezradnie uśmiecha. Ale dobrego rozwiązania jeszcze nie ma.
Rafał WośAutor jest zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Solidarność” oraz publicystą wydawanego przez NBP „Obserwatora Finansowego”