Jeśli chodzi o technologię, to jesteśmy za mocno opóźnieni, byśmy szybko dogonili Zachód - mówi Józef Wiśniewski, prezes Wipasz.
Mamy kolejne obostrzenia, które przekładają się na zachowania konsumentów. Dla branży spożywczej mogą być istotne, bo duża część produkcji i eksportu kierowana jest do hoteli i restauracji. Czego się Pan spodziewa?
Przede wszystkim pandemia spowodowała zmniejszenie konsumpcji mięsa o 10-15 proc. Związane to jest z tym, że odwołano wiele imprez, które były motorem konsumpcji. Po drugie, konsument stał się oszczędniejszy w wydatkach, a po trzecie, narasta niechęć do mięsa.
Czy wynika to z przekonania, że mięso jest niezdrowe?
W naszej kulturze, nazwijmy to zachodniej, gdzie temperatury są niższe, człowiek wychował się na mięsie. Tam, gdzie temperatury są wysokie mięsa spożywa się mniej. Ale to rodzaj prawdy, od której się już odchodzi. Odchodzą ekolodzy, odchodzą politycy, bo niejedzenie mięsa jest modne i nośne. Zapomina się o korzeniach. O tym, że jeśli mięso jest produkowane zgodnie z ze wszystkimi standardami jest dla człowieka zdrowsze niż tzw. vege. Proszę zauważyć, że żywności ekologicznej produkuje się bardzo mało, bo ona jest mało wydajna, a jej produkcja droga. Dziś nie produkuje się jak dawniej, wszystkie rośliny rosną z dodatkiem nawozów, chemii. Produkcja mięsa jest potrzeba, by wyżywić świat. Trzeba jednak zwierzęta traktować dobrze. Patologia oczywiście była, jest i będzie i trzeba ją zwalczać. Ale nie można wylewać dziecka z kąpielą.
Naszym zadaniem jest to potrzebne, ale nie należy przesadzać. Bo ten, co produkuje nawozy sztuczne też chce je sprzedać. A ten, który sieje i zbiera jest odpowiedzialny za konsumenta. Czy to jest kura, krowa, świnia czy zboże, każdy musi z pełną odpowiedzialnością tak produkować, żeby jedząc pożywienie czuł się bezpieczny on, jego dzieci, wnuki…
Czy polscy konsumenci nadal kierują się ceną?
Cena jest w dalszym ciągu najważniejsza. Choć dziś coraz częściej konsumenci zwracają uwagę na to, by jeść zdrowiej. Ale to wymaga uczenia się i kształtowania świadomości wszystkich. Producentów, bo nie ma przyszłości przed myśleniem tylko poprzez pieniądz, trzeba patrzeć też na wartość zdrowotną tego co się produkuje. Ale i konsumentów, żeby nie łapali się na tanie chwyty. Wydaje mi się, że świat nie będzie bardziej ekologiczny, bo nie ma takiej możliwości. Produkcją ekologiczną da się według mnie wyżywić jedynie 10 proc. obecnej populacji świata.
Co więc musi się stać żeby było dość jedzenia i było ono zdrowe?
Potrzebujemy porozumienia pomiędzy konsumentami i producentami. Musimy krok po kroku produkować trochę inaczej, lepiej, zdrowiej, bo nieprzestrzeganie pewnych wartości, np. dbałości o zwierzęta, nie jest ani dobre ani ludzkie.
Co oznacza dla waszej branży fakt, że polscy klienci zaczynają zwracać uwagę na zdrowie?
Konsument jest panem naszej działalności. Chodzi o to, aby w trendy się wpisywać, nie można płynąć pod prąd. Kto tego nie rozumie, będzie musiał opuścić rynek.
Jak duża część spadku produkcji mięsa związana była z lockdownem?
Pandemia zamknęła pewne kanały dystrybucji. To spowodowało, że konsument być może odzwyczai się od takich ilości. Czy konsumpcja mięsa wróci do poziomu przed pandemią, będziemy mogli ocenić gdy poczujemy się bezpieczni. A to nastąpi wtedy, gdy będziemy mieli szczepionkę i będziemy mogli normalnie żyć. Ale przez pandemię stracimy również pracę i zarobki. Pytanie więc czy portfel pozwoli nam znowu na taką konsumpcję? Bo żywność była w znacznej części marnowana – była tania, a my zachwyciliśmy się grubością naszego portfela i perspektywą, że będzie jeszcze grubszy.
Jeżeli będą wprowadzone kolejne ograniczenia, to w kogo ta sytuacja najbardziej uderzy? W producentów mięsa czy innych produktów spożywczych?
Nie umiem powiedzieć, znam się na mięsie. Ale wiem, że branża mleczarska ma się dobrze. Mięso jest słabe w całej Europie.
Czy te zakłócenia będą miały wpływ także na produkcję?
Nasza firma zatrudnia ok. 3 tys. osób i gdy koronawirus pojawił się w Chinach, od razu się do tego przygotowywaliśmy – maseczki, mierzenie temperatury, środki do dezynfekcji. Jako firma obywatelsko braliśmy również udział w akcji „maseczki dla Polski” – rozdaliśmy ich półtora miliona, wszędzie tam, gdzie nasze zakłady funkcjonują. Patrzyliśmy ze zdziwieniem, że nie wyciąga się wniosków, jakie płynęły z Chin. Mimo że ogólnie nastąpiło poluzowanie, to w naszych zakładach do tego poluzowania nie dopuściliśmy. Ciągłe przypominaliśmy o konieczności zachowania reżimu sanitarnego, do zakładu nie wszedł nikt, kto nie przestrzegał tych reguł. My ten sam standard trzymamy od stycznia i niewiele więcej możemy zrobić. Na to, co dzieje się poza pracą niewielki mamy wpływ. I wiemy, że to się szybko nie skończy. Dopóki nie będzie szczepionki to i strach, i kłopoty z tym związane, będą wśród nas.
Skoro mamy taką sytuację jaką mamy, jaki jest sens wprowadzania „piątki dla zwierząt”?
„Piątki dla zwierząt”? Niech tylko służby, które są powołane do dbania o przestrzeganie zasad zaczną lepiej działać, to nie trzeba będzie nowych przepisów. Wystarczy przestrzegać tych, które są.
Czy wy jako sektor zrobiliście dostatecznie dużo, żeby piętnować tych, którzy zasady łamią, żeby eliminować ich z rynku?
To rola państwa. Naszym obowiązkiem jako przedsiębiorców jest być uczciwym wobec swoich konsumentów. Płacić podatki dla państwa, a rolą państwa jest stwarzać równe szanse dla wszystkich, stwarzać prawo, które będzie budowało dobre imię branży czy gospodarki.
Czekają nas znów poważne ograniczenia. Czy z punktu widzenia branży nie należałoby odłożyć „piątki dla zwierząt” na półkę i wrócić do niej np. za dwa lata?
Absolutnie tak. To nie miejsce i czas.
W ciągu ostatnich 10. lat trwa rewolucja technologiczna w polskim rolnictwie.
Polacy są bardzo przedsiębiorczy, bardzo innowacyjni. A w branży rolno-spożywczej jest ogromny skok. Jeszcze 10 lat temu mieliśmy kompleksy. Jechaliśmy na Zachód, technologia robiła na nas wrażenie, ale nawet jej nie rozumieliśmy. Teraz to oni do nas przyjeżdżają podpatrywać nasze rozwiązania. To świadczy o tym jaki wykonaliśmy skok. Polacy rozumieją, co to jest innowacyjność, po prostu tacy jesteśmy. Nie docenia się tego, bo nikt z przedsiębiorców nie oczekuje, żeby nas wynoszono na ołtarze. Mali i duzi to zbudowali. Firmy, które powstawały w latach 90. też dużo wniosły.
Na ile wasz proces produkcji się zmienia, na ile będziecie się automatyzowali i ile to kosztuje? Czy stać pana na to, by szybko automatyzować produkcję?
Nadrabialiśmy zaległości technologiczne bardzo szybko. Staraliśmy się robić wszystko szybciej niż nasi koledzy na Zachodzie. To wszystko odbywało się na drodze kredytu – wkładaliśmy wszystko co zarabialiśmy plus 80 proc. kredytu. Bo to za krótki czas, żeby polscy przedsiębiorcy mieli trochę finansowej słoninki pozwającej na inwestycje bez kredytu. A teraz nowe inwestycje – a proszę mi wierzyć, że kocham inwestowanie – zostały zamrożone, bo wiem co się święci. Skutki związane z pandemią i lockdownem, moim zdaniem, odczujemy dopiero w przyszłym roku.
A czy bogatszy w dostęp do kredytu zachód Europy nie przegoni nas teraz technologicznie?
Byłem ostatnio na wycieczce biznesowej w Holandii. I zauważyłem tam ten sam trend co u nas. Inwestycje rozpoczęte się kończy, a nowe inwestycje… Wśród przedsiębiorców jest tak: jak zarabiasz, to inwestujesz, a jak nie, to nie. I tak jak ja żyję ze sprzedaży mięsa, tak banki żyją ze sprzedaży pieniędzy. I też udzielając kredytów, zachowują się teraz ostrożnie.
Jedną z najważniejszych spraw dla polskiej branży spożywczej jest możliwość eksportu na rynki Dalekiego Wschodu. Czy spodziewa się pan rywalizacji w Europie? I co nasilanie się ASF będzie oznaczało dla polskiego rolnictwa?
Wejście do Unii zwiększyło możliwości sprzedaży, dało nam dostęp do bogatego rynku europejskiego. Natomiast każdy zawsze chroni własny rynek. Dopuszczenie nas bezpośrednio do detalu jest ograniczone. Bo proszę sobie wyobrazić, że u nas w sklepach pojawiłby się nagle kurczak niemiecki. Byłaby awantura. Rynki są otwarte, ale każda gospodarka chroni swój. To zrozumiałe. Jeśli Unia nie będzie unią ojczyzn, to będzie przepływ towarów, jakość, cena. Ale to w niczym nam nie przeszkadza. Polski przemysł rolno spożywczy – czy to owoce, mięso, czy mleko – pokazał, że w tej konkurencji jesteśmy mistrzami.
Mamy plan budowy nowoczesnej gospodarki, nowoczesnego przemysłu opartego na wiedzy. Ale mam wrażenie, że fetyszyzujemy przemysł maszynowy, zapominając o sektorze rolno-spożywczym.
Szukajmy takich branż, w których my się naturalnie dobrze czujemy, gdzie Zachód pozwala nam na wiele, odpuszcza, bo jest bogatszy i może sobie na to pozwolić. A my idźmy tą drogą tam, gdzie jest bardziej miękko. Jesteśmy społeczeństwem wiejskim i w tym się dobrze czujemy.
Jeśli chodzi o technologię, to jesteśmy za mocno opóźnieni, byśmy szybko dogonili Zachód.. Natomiast w przemyśle spożywczym bardzo szybko go doszliśmy. To jest nasza domena.
Współpraca Anna Ochremiak