Firmy zajmujące się ubezpieczaniem należności będą się bacznie przyglądać, jak branża poradzi sobie z inwestycyjnym zastojem.
DGP
Choć w danych o zadłużeniu czy przeterminowaniu płatności nie widać katastrofy, to przekonanie, że nadchodzące kwartały mogą być dla budowlanki czasem próby, jest coraz silniejsze. Dane GUS o produkcji budowlano-montażowej już wskazują, że pandemia uderza w nią z opóźnieniem: w sierpniu produkcja budowlana była niższa o 12,1 proc. w porównaniu z poprzednim rokiem.
Do tego wyraźnie rosną zaległości budowlanki wobec sektora finansowego, czyli banków i firm leasingowych, co wiemy z zestawień przygotowywanych przez biura informacji gospodarczej. Z danych Krajowego Rejestru Długów wynika, że w porównaniu z końcem lutego wartość niespłacanych kredytów i rat leasingowych na koniec sierpnia zwiększyła się o niemal połowę, z 213,5 mln zł do prawie 313 mln zł.
Analitycy Euler Hermes, jednej z największych na polskim rynku firm ubezpieczających należności, są zdania, że o ile branża budowlana weszła w rok 2020 w całkiem dobrej kondycji, o tyle teraz sytuacja zmienia się na jej niekorzyść. Co prawda nadal niewypłacalności jest mniej niż przed rokiem – o 13 proc. – ale z miesiąca na miesiąc ich przybywa. Jeszcze w lipcu różnica wynosiła bowiem 17 proc. Zagrożenia, jakie EH widzi dla budowlanki (i branż pokrewnych jak produkcja i sprzedaż materiałów budowlanych), to m.in. rezygnacja przez lokalne samorządy z części zaplanowanych inwestycji jako reakcja na zwiększenie wydatków związanych z pandemią. Do tego dochodzi ograniczenie skali nowych inwestycji w branżach najbardziej dotkniętych skutkami pandemii, jak hotelarstwo, gastronomia, usługi czy handel detaliczny.
Na stopniowe pogarszanie się płynności w firmach budowlanych wskazuje także Sławomir Grzelczak, prezes BIG InfoMonitor. Z badania, jakie jego firma cyklicznie przeprowadza wśród mikro, małych i średnich firm, widać, że posiadanie należności przeterminowanych o ponad 60 dni deklaruje obecnie niemal co czwarte przedsiębiorstwo budowlane. Choć to wciąż dużo lepiej niż w transporcie czy przemyśle, to jednak nieco gorzej niż na początku roku, gdy na tego typu kłopoty skarżyło się zaledwie 14 proc. firm. A Paweł Szczepankowski, dyrektor zarządzający w polskim oddziale firmy Atradius, podkreśla, że wyraźnie pogorszenie klimatu inwestycyjnego nakłada się na jeden z głównych problemów branży budowlanej, z jakim boryka się ona od lat. Czyli na niskie marże operacyjne.
– To powoduje, że ryzyko kredytowe pozostaje na zwiększonym poziomie, zwłaszcza w przypadku mniejszych graczy – mówi dyrektor Szczepankowski. I choć nie spodziewa się wzrostu niewypłacalności w tym roku w porównaniu do poprzedniego, to za wcześnie na optymizm. Tarcze antykryzysowe mogły zahibernować kondycję finansową przedsiębiorstw i czasowo ograniczyć liczbę składanych wniosków o upadłość.
– Jednak w momencie, gdy programy pomocowe zaczną wygasać, liczba niewypłacalności może rosnąć – mówi Paweł Szczepankowski.
Obserwacje ubezpieczycieli i biur informacji gospodarczej częściowo potwierdzają przedstawiciele branży budowlanej. Damian Kaźmierczak, główny ekonomista Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa, mówi, że mniejsza liczba nowych inwestycji samorządowych i prywatnych najprawdopodobniej poskutkuje pogorszeniem rentowności firm wykonawczych o zasięgu lokalnym oraz małych i średnich podwykonawców.
– Jednak pomimo ewentualnego spadku przychodów w niektórych segmentach rynku budowlanego wiele dużych firm będzie w stanie poprawić swoje marże z uwagi na ustabilizowanie się cen i zadowalającą rentowność kontraktów pozyskanych przed pandemią – mówi Damian Kaźmierczak. Jego zdaniem kluczowe dla branży będą nowe inwestycje zamawiane przez rząd. Ekonomista PZPB wierzy, że Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad przyspieszy w kolejnych miesiącach proces wyłaniania wykonawców kontraktów drogowych, bo musi zdążyć z finalizacją programu budowy dróg do 2025 r., a do rozstrzygnięcia pozostały jej przetargi o wartości ponad 60 mld zł. I spodziewa się kolejnej kumulacji prac budowlanych na drogach w latach 2022–2025.
– Jednocześnie po 2020 r. zaczną napływać kolejne fundusze z nowego budżetu UE na rozwój sieci kolejowej, które uzupełnią inwestycje z realizowanego obecnie Krajowego Programu Kolejowego. Do tego należy dodać wiele nowych inwestycji z segmentu elektroenergetyki, gazownictwa, naftowego, OZE i hydrotechniki – wylicza Damian Kaźmierczak.
W podobnym tonie wypowiada się Zbigniew Kledyński, prezes Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa. Jak mówi, najtrudniej będzie tym, którzy związali się z inwestorami samorządowymi. To tam najszybciej nastąpiły cięcia planów i wydatków. – Tutaj zapaść może być duża. Ale w centralnie finansowanym budownictwie infrastrukturalnym może być lepiej, tylko należy otworzyć kolejne zadania, nie ograniczając się jedynie do drogownictwa – mówi prezes Kledyński.