Rząd od dawna planuje zaimplementowanie unijnych dyrektyw dotyczących rozszerzonej odpowiedzialności producenta (ROP). Co do konieczności wprowadzenia zmian zgodni są praktycznie wszyscy. Spór toczy się teraz tylko o to, jak owa reforma ma wyglądać. Jaki pomysł ma Ministerstwo Klimatu?
Jacek Ozdoba: Konieczny jest znaczący restart i stworzenie nowego systemu, który wyrówna dysproporcje w stosunku do innych państw. Naszym celem będzie w pierwszej kolejności ulżyć mieszkańcom, którzy dziś mierzą się z drastycznymi podwyżkami. Chcemy, aby największy strumień pieniędzy trafił właśnie do obywateli i gmin. Poprzednia koncepcja przedstawiona jeszcze w zeszłym roku przez kierownictwo Ministerstwa Środowiska wywołała ożywioną dyskusję w branży - spłynęło wiele uwag i alternatywnych propozycji. Analizujemy je i rozważamy różne scenariusze.
Chcemy aby wdrożenie rozszerzonej odpowiedzialności producentów było częścią bardziej strukturalnych zmian w gospodarce komunalnej
Mam świadomość, że musimy wdrożyć reformę możliwie jak najszybciej, bo im wcześniej wyższe opłaty od producentów trafią do gmin i mieszkańców, tym szybciej gospodarka komunalna stanie na nogi. Nie ukrywam też, że prace legislacyjne spowolniła pandemia, która wymusiła na nas szybkie działania w kwestii zagospodarowania odpadów pochodzących z kwarantanny i zabezpieczenie sektora komunalnego, poprzez między innymi, opracowanie odpowiednich zaleceń dla instalacji i zakładów przetwarzania odpadów.
Zależy nam, by wypracować możliwie najlepsze rozwiązanie dotyczące ROP i przygotować kompleksową reformę, a nie działać szybko i doraźnie. Chcemy, aby wdrożenie rozszerzonej odpowiedzialności producentów było częścią bardziej strukturalnych zmian w gospodarce komunalnej, dlatego też wkrótce zamierzam przedstawić projekty zmian w innych ustawach regulujących rynek odpadowy. Co do samego modelu: nie przesądzamy dziś, że poprzednia propozycja, która opiera się na Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, jest jedyną słuszną. Niektóre elementy zawarte w tym wariancie są nam bliskie, bo zależy nam, by udział producentów był realny i przyniósł mierzalne wyniki środowiskowe, nakłaniając wprowadzających do ekoprojektowania i zmniejszenia ilości wytwarzanych odpadów. Jednym z rozwiązań, które wspieramy jest wdrożenie w Polsce systemu kaucyjnego lub depozytowego na butelki PET. Rozwiązań jest wiele i wierzę, że uda się nam wypracować model, który będzie optymalny dla mieszkańców, samorządów, biznesu i środowiska.
To, z czym mieliśmy do czynienia w ostatnich latach, funkcjonuje w sposób iluzoryczny i głównie na papierze, w oparciu o fikcyjne dokumenty
Dominik Bąk: Zgadzamy się, że to, z czym mieliśmy do czynienia w ostatnich latach, funkcjonuje w sposób iluzoryczny i głównie na papierze, w oparciu o fikcyjne dokumenty potwierdzające wykonanie obowiązków recyklingu i odzysku. Pozostaję zwolennikiem ostatniej propozycji dotyczącej nowego modelu ROP, w której NFOŚiGW odgrywa kluczową rolę. Jesteśmy gotowi organizacyjnie i technicznie rozliczyć i rozdystrybuować szacowane 2 mld zł rocznie dodatkowych wpływów z nowych, wyższych opłat produktowych. Mamy wystarczające, wieloletnie doświadczenia i kompetencje. Celem innych organizacji powołanych specjalnie na potrzeby rozliczeń ROP przez producentów może być pilnowanie interesów tych, których reprezentują. Przekazując te kompetencje w ręce rządowej jednostki, mamy pewność, że to interes mieszkańców będzie na pierwszym miejscu.
W Szwecji, gdzie odpowiedzialność za opakowania realizują producenci, poziomy zbiórki tworzyw nie przekraczają 40 proc.
Anna Larsson: Polska jest jednym z trzech krajów w Europie, obok Wielkiej Brytanii i Grecji, gdzie zbliżająca się reforma ROP będzie musiała być najbardziej radykalna, by uzdrowić rynek i dogonić bliskich sąsiadów. Opublikowane przesz Słowacki Instytut Ochrony Środowiska zestawienie europejskich opłat do organizacji odzysku wskazuje na ponad stukrotną różnicę między stawkami polskimi i austriackimi.
Czas całkowicie zmienić system, bo tego, co mamy dzisiaj, nie sposób kontynuować, a punktowe i doraźne zmiany tylko zaszkodzą
Krzysztof Baczyński: Branża jest gotowa na zmianę. Czas całkowicie zmienić system i zbudować go od nowa, bo tego, co mamy dzisiaj, nie sposób kontynuować, a punktowe i doraźne zmiany tylko zaszkodzą i tak już mało przejrzystym przepisom. Nie bójmy się więc określenia rewolucja, jeśli przyniesie ona dobre rozwiązania. Pamiętajmy tylko, że ROP będzie wyglądała tak jak regulujące ją prawo. Bo to właśnie jego wady, wraz z brakiem odpowiedniego nadzoru, sprawiły, że dzisiejsza rozszerzona odpowiedzialność producenta jest tylko formalna. Nie tylko przepisy prawne zawęziły role organizacji odzysku do obrotu dokumentami recyklingowymi. Zawiodła też kontrola administracji publicznej nad organizacjami odzysku, rzetelnością audytu recyklerów, sprawdzaniem legalności dokumentów potwierdzających recykling. Kwitła więc szara strefa, z czym borykały się nie tylko uczciwe organizacje odzysku, ale też wprowadzający, bo jeżeli ktoś korzysta z niepewnych, ale tanich dokumentów, to obniża koszty swojej działalności, czym zyskuje przewagę konkurencyjną nad rzetelnymi podmiotami. Nie możemy ponownie do tego dopuścić.
EKO-PAK przedstawił niedawno autorską koncepcję podziału obowiązków, według której to wprowadzający produkty w opakowaniach przejmują od gmin selektywną zbiórkę odpadów i sami organizują system, by wywiązać się z ustawowych obowiązków. Czym ten model różni się od obecnego, w którym firmy również realizują ROP poprzez organizacje odzysku, a efekty są niezadowalające?
Krzysztof Baczyński: Nie była to koncepcja wyłącznie EKO-PAK, ale pięciu ściśle ze sobą współpracujących, wiodących w swoich branżach organizacji gospodarczych. Przede wszystkim zamiast dzisiejszego obrotu dokumentami czy prostego pokrywania kosztów, co i tak jest naszym obowiązkiem wynikającym z dyrektywy, proponujemy przejęcie pełnej i realnej odpowiedzialności za wszystkie procesy selektywnej zbiórki i przygotowania odpadów surowcowych, w szczególności opakowaniowych, do recyklingu. W naszej ocenie im system jest bardziej zcentralizowany, oparty na pobieraniu przez administrację państwową od producentów opłat i ich dalszą dystrybucję, tym jest on mniej elastyczny, a przez to mniej wydajny. Doświadczenia z wielu krajów zaś pokazują, że tam gdzie system organizują i prowadzą producenci, tam działa on najlepiej. I to niezależnie, czy mówimy o prowadzeniu selektywnej zbiórki, butelce zwrotnej, puszce aluminiowej czy nordyckich systemach kaucyjnych. Dlatego proponujemy, by to producenci wyrobów w opakowaniach przejęli wszystkie fizyczne i organizacyjne zadania związane z selektywną zbiórką swoich produktów, w tym właśnie odpadów opakowaniowych. Uważamy, że samorządy nie powinny martwić się, czy zebrane przez nie odpady surowcowe trafią do recyklingu i czy zostaną później przetworzone. Gminy zajęłyby się wtedy zagospodarowaniem głównie odpadów resztkowych, gabarytowych oraz biodegradowalnych, czyli tych, które nie są związane z działalnością producentów wyrobów w opakowaniach.
Jeżeli producenci mają wziąć odpowiedzialność, to muszą mieć też kontrolę nad całym procesem
Andrzej Gantner: Z naszej perspektywy to logiczne, że jeżeli producenci mają wziąć odpowiedzialność, to muszą mieć też kontrolę nad całym procesem. Stąd koncepcja, by cały system opierał się na organizacjach odzysku, które będą kontrolowane przez przedsiębiorstwa. Taki system zadziałał chociażby w Austrii czy Niemczech. Potrzebne jest jednak bardzo dobre i silne prawo, a do tego jego skuteczna egzekucja i bezwzględne eliminowanie oszustów, którzy chcieliby naginać przepisy i spowodować, że system stanie się fikcyjny. Oczywiście cała branża zdaje sobie sprawę z tego, że te rozwiązania przełożą się na wzrost kosztów, co jest konieczne, bo obecny system jest skrajnie nieefektywny dla wszystkich uczestników rynku. Przemysł jest gotowy płacić więcej niż obecnie, ale musi mieć pewność, że system będzie działał prawidłowo i faktycznie zminimalizuje wpływ opadów opakowaniowych na środowisko. To my jako branża staniemy bowiem przed koniecznością sprostania unijnym wymogom stosowania określonych poziomów recyklatu w nowych opakowaniach. Będziemy musieli się z tych obowiązków wywiązać i zależy nam, by recykling w Polsce działał jak należy.
Jak na to patrzą samorządy? Czy propozycja przejęcia od nich selektywnej zbiórki jest wyjściem naprzeciw ich potrzebom i dobrym kierunkiem?
Środowiska samorządowe poparły pomysł takiego rozdzielenia zadań, aby przemysł przejął na siebie część zadań
Marek Wójcik: Kluczowe będzie to, w jaki sposób podzielone zostaną obowiązki między samorządy, producentów odpadów i recyklerów. Środowiska samorządowe, już na początku lutego br. poparły pomysł takiego rozdzielenia zadań, aby przemysł przejął na siebie część zadań dotyczących zagospodarowania odpadów opakowaniowych. Dalej chcemy odpowiadać za gospodarkę odpadami, potrzebujemy jednak do tego elastycznych instrumentów prawnych i finansowych. Dziś sytuacja stoi na głowie, bo samorządy przykładające się do segregacji i dbające o czystość frakcji są de facto karane przez rynek, na którym wielu przedsiębiorcom w ogóle nie opłaca się odbierać tych odpadów od gmin. W konsekwencji miliony ton posegregowanych opakowań ze szkła, z papieru czy plastiku zlegają na składowiskach, a gminy płacą za to, że ktoś zechce je odebrać, zamiast osiągać dochody z selektywnej zbiórki. Dlatego koniecznie trzeba stworzyć mechanizm, który sprawi, że recykling i odbiór tych frakcji będzie dla firm opłacalny. Zależy nam na tym, aby zatrzymać wzrost cen dla mieszkańców i zachęcać ich niższymi opłatami do selektywnej zbiórki.
Chodzi o to, aby zainteresować producenta obniżaniem masy wprowadzanych produktów, które później stają się odpadem
Leszek Świętalski: Zgadzam się, że implementacja ROP-u może być autentycznym, a nie pozornym sposobem na obniżenie kosztów ponoszonych przez mieszkańców, którzy dziś praktycznie finansują cały system. Dla samorządów ważne, abyśmy mieli realny dostęp do środków na: prowadzenie selektywnej zbiórki, transport, dystrybucję i edukację mieszkańców, które pochodziłyby z opłat wnoszonych przez producentów w sposób prosty, czytelny, wolny od biurokracji i transparentny. Czy zaprojektujemy system w oparciu o organizacje ROP, czy zrobimy to samodzielnie, mając zapewnione finansowe wsparcie od producentów, jest rzeczą wtórną.
Przedstawiciele przemysłu przekonują, że są w stanie ten system najlepiej zorganizować. W ostatniej rządowej propozycji to NFOŚiGW miał jednak pełnić kluczową rolę i rozdzielać, oraz przyjmować opłaty. Jak oceniają państwo propozycję, w której Fundusz nie pełni roli regulatora?
Dominik Bąk: W naszej ocenie jest jeszcze za wcześnie, by rozsądzać, czy to Fundusz powinien pełnić taką funkcję bezpośrednio, czy też należałoby powierzyć te zadania jeszcze innej instytucji. Nasza obawa związana z przekazywaniem tych kompetencji prywatnym podmiotom wynika stąd, że w takiej sytuacji powołane przez biznes organizacje odzysku uzyskałyby uprawnienia poza państwem. Oznaczałoby to marginalizację instytucji państwowych, bo wtedy to prywatne organizacje odzysku zaglądałyby gminom do worków i rozliczały je z wykonania obowiązków. Może się więc okazać, że jeżeli gminne standardy nie będą odpowiadały wytycznym takich organizacji, to właśnie mieszkańcy i gminy zostaną obciążeni konsekwencjami. Istnieje też ryzyko, że koszty wcale nie będą niższe, bo mieszkańcy będą ponosić większe koszty, kupując produkty, w których cenie zostanie uwzględniona wyższa opłata ROP, a potem dalej będą płacić za zagospodarowanie odpadów resztkowych i nienadających się do recyklingu, gdy te trafią do gminnego systemu, bo nimi podmioty prywatne nie będą się już zajmować. To rolą państwa jest szczególna ochrona słabszej strony relacji biznes – mieszkaniec będący konsumentem. NFOŚiGW lub inny podmiot publiczny, zarządzając systemem przepływów środków w ramach ROP, gwarantuje wypełnienie tej funkcji.
Krzysztof Baczyński: My, jako producenci wyrobów w opakowaniach, proponujemy rozwiązanie, które dotyczy zagospodarowania odpadów po naszych wyrobach. Nie możemy i nie powinniśmy pokrywać jednak kosztów zagospodarowania czegoś, z czym nasza działalność nie ma żadnego związku. Jeśli ustawodawca postanowi objąć zasadami ROP inne grupy odpadów, oprócz opakowań, to już nie nasza domena. Nie można też wymagać, by producenci płacili za odpady resztkowe, które nie są selektywną zbiórką, a pozostałością po tej segregacji. Za to będzie płacił mieszkaniec, tak jak za odpady biodegradowalne czy rozbiórkowe. Nie jest jednak prawdą, że za odpady wysegregowane, ale trudno poddawalne recyklingowi, ma płacić mieszkaniec. Koszt netto działa w dwie strony: jeżeli dany odpad wymaga dopłaty, by trafił do recyklingu, wtedy organizacje ROP do takiego recyklingu dopłacą; jesteśmy na to przygotowani. Co zaś do przekazania nadzoru nad mieszkańcami podmiotom prywatnym. Już dziś są przecież takie zapisy w ustawie „czystościowej”. Firma odbierająca odpady, często jak najbardziej prywatna, ma wręcz obowiązek zaglądać ludziom do pojemników czy worków, a każda gmina musi wpisać to do dokumentów przetargowych. Jeśli mieszkańcy nie segregują właściwie, to zgodnie z ustawą firma informuje o takim fakcie gminę i ci mieszkańcy płacą za karę nawet dwa razy więcej.
Czy musimy wybierać między modelem zaproponowanym przez producentów, a tym, który w zeszłym roku przedstawiło Ministerstwo Środowiska? System ROP obowiązuje przecież w wielu krajach. Które z nich mogłyby być dla nas wzorem, czy zastosowane tam rozwiązania przyjęłyby się na polskim gruncie?
Anna Larsson: Warto przyjrzeć się, jakie zmiany wprowadzają teraz Anglia, Walia i Irlandia Północna, w których działa system podobny do polskiego, czyli oparty na dokumentach potwierdzających recykling. Tamtejsza reforma opiera się na trzech filarach. Pierwszym z nich jest realizacja obowiązków ROP poprzez 100 proc. dopłaty do systemu zbiórki gminnej. Drugim filarem angielskiej reformy jest wprowadzenie systemu kaucyjnego na opakowania po napojach ze szkła, metali i tworzyw sztucznych. Trzecim zaś filarem mają być rozwiązania fiskalne, takie jak podatek od tworzyw sztucznych, które nie zawierają co najmniej 30 proc. surowca wtórnego. Na temat dopłat do systemów gminnych są już wytyczne w dyrektywach WE i ekspertyzach: producenci opłacą koszty netto, czyli koszty pozostałe po odjęciu przychodów ze sprzedaży surowców. Dodatkowo ROP obejmie koszty informacji i edukacji mieszkańców, również w zakresie minimalizacji i ponownego użytkowania, a także koszty gromadzenia danych na temat systemu. Wszystkie koszty będą musiały być przejrzyste, powiązane z systemem zbiórki prowadzonej w sposób efektywny i zabezpieczający wartość odpadów.
Muszą powstać zachęty ekonomiczne, żeby producentom opłacało się inwestować w opakowania zwrotne zastępujące te jednorazowe
Bartłomiej Morzycki: Projektując nowy system ROP, warto zwrócić uwagę na rozwiązania, które już w Polsce działają. Najlepszym tego przykładem może być obrót butelkami szklanymi, które są wykorzystywane na rynku piwowarskim. Co ważne, ten mechanizm został wypracowany oddolnie, bez ingerencji ustawodawcy, wyłącznie z inicjatywy przemysłu i świetnie się sprawdza. Producenci piwa ten system wdrożyli, zorganizowali i finansują. W naszej opinii jest on szczelnym i zamkniętym systemem depozytowym, który jest częścią ROP. Ponad 90 proc. butelek, które funkcjonują na polskim rynku, jest oddawanych do sklepu lub punktów skupu, a następnie ponownie napełnianych i z powrotem trafia do obiegu. Uważam, że warto czerpać z tego wzoru i rozszerzyć ten system na inne branże. Pamiętajmy, że zgodnie z unijnymi wytycznymi to nie recykling stoi na pierwszym miejscu, ale ponowne wykorzystanie produktów i zapobieganie powstawaniu odpadów. W praktyce oznacza to, że konieczne są inwestycje w opakowania wielokrotnego użytku. Z naszych wyliczeń wynika, że gdybyśmy dziś zastąpili wszystkie zwrotne butelki od piwa i stosowali opakowania jednorazowe, to musielibyśmy przetwarzać ok. 1 mln ton szkła rocznie więcej niż obecnie. Jeżeli chcemy, by producenci wprowadzali na rynek więcej opakowań wielokrotnego użytku, należałoby udzielić im większego wsparcia, bo jest to inwestycja – trzeba stworzyć cały system, zainwestować w specjalne linie , które będą opakowania zbierać, sortować, myć, przygotować do ponownego napełnienia. W przemyśle piwowarskim koszt funkcjonowania tego całego systemu szacujemy na ponad 84 mln zł rocznie. Muszą więc powstać zachęty ekonomiczne, żeby producentom opłacało się inwestować w opakowania zwrotne zastępujące te jednorazowe.
Wielu przekonuje, że prostą receptą na poprawę recyklingu jest „nadanie wartości surowcom”, która to wartość – chociażby w przypadku plastików – jest obecnie niska, między innymi z powodu niskiej ceny ropy i niskich opłat od producentów. Wygląda więc na to, że wystarczyłoby dosypać pieniędzy, by system działał. Czy tak rzeczywiście jest?
Wysoka wartość to tylko jedno z kryteriów, które przekłada się na popyt na surowiec. Kluczowa jest również łatwość jego zagospodarowania
Jacek Wodzisławski: Wysoka wartość to tylko jedno z kryteriów, które przekłada się na popyt na surowiec. Kluczowa jest też również łatwość jego zagospodarowania. Dobrym przykładem może być aluminium, które jest materiałem permanentnym, co oznacza, że trzy czwarte całego wyprodukowanego w historii tego metalu dalej jest w obiegu gospodarczym. Kluczową rolę odgrywa tu obrót komercyjny, czyli punkty skupu, które powodują, że tak naprawdę do selektywnej zbiórki nie trzeba dopłacać, bo surowiec się „sam zbiera”. Bardzo ważny jest też udział przedsiębiorców, którzy będą później wykorzystywać ten zebrany surowiec i wprowadzać go z powrotem na rynek. Chodzi też o to, aby koszty ponoszone przez wprowadzających uwzględniały wartość surowca, a jeden materiał nie finansował innego. Należy doprowadzić do sytuacji, w której frakcje najtrudniejsze do odzysku, byłyby eliminowane z rynku przez samych producentów, którzy będą musieli płacić za nie dużo wyższe stawki.
Andrzej Gantner: Za koncepcją przejęcia propozycji EKO-PAK przemawia też to, że przemysł będzie musiał w nadchodzących latach zapewnić wysoki udział surowca pochodzącego z recyklingu w nowych produktach. To są konkretne cele zapisane w dyrektywach. Implementując przepisy o ROP, nie chodzi więc wyłącznie o to, by ustalić, kto posprząta, pozbiera i dokona odzysku oraz recyklingu, ale również o to, czy producenci będą mieli zapewniony dostęp do recyklatu. Pustymi kwitami i samymi dokumentami nie wypełnimy obowiązku osiągnięcia 30 proc. surowca wtórnego w butelce PET, jak wymaga tego UE. Musimy więc stworzyć system, który pozwoli nam zrealizować te wymogi. Nie będzie wtedy sytuacji, że producenci będą zmuszeni kupować recyklat w innych krajach. Pamiętajmy, że przemysł żywnościowy ma szczególnie rygorystyczne wymogi, bo surowce wtórne dopuszczone do kontaktu z żywnością muszą powstawać w specjalnych, licencjonowanych, zatwierdzonych instalacjach. A tych, w tej chwili w Polsce nie ma tylu, ile będziemy potrzebować, by osiągnąć wyznaczone przez UE poziomy. Jeżeli chcielibyśmy więc oprzeć się wyłącznie na recyklatach z obecnych polskich instalacji, to nie bylibyśmy w stanie spełnić wymogów i albo płacić olbrzymie kary albo wstrzymać produkcję. Ale takie instalacje mogą powstać z inicjatywy samych organizacji odzysku, nad którymi biznes będzie sprawował kontrolę, we własnym interesie dbając o to, by zapewniły odpowiedni dostęp do recyklatu.
Leszek Świętalski: Uważam, że reformę ROP będziemy mogli uznać za sukces, jeżeli uda się wreszcie stworzyć rynek surowców. Do tego konieczne są wymogi, by np. w papierze gazetowym konieczny był określony udział recyklatu pochodzącego z makulatury. Równolegle musimy przygotować zachęty fiskalne, by tego surowca pierwotnego stosować coraz mniej. Chodzi o to, aby zainteresować producenta obniżaniem masy wprowadzanych produktów, które później stają się odpadem, bo za każdą tonę trzeba będzie zapłacić. Nie możemy jednak na tym poprzestać, bo jeżeli oddalimy producenta od rzeczywistego wpływu na zbiórkę w gminach, to udział firm w systemie sprowadzi się tylko do wnoszenia wyższych opłat, które i tak odbiją się później na cenach produktów. W efekcie konsument będzie płacił podwójnie, raz jako konsument kupujący dany produkt oraz ponownie jako mieszkaniec, za obsługę gminnego systemu gospodarowania odpadami, który dalej będzie zasypywany tonami nieprzetwarzalnych i nienadających się do niczego śmieci. A przecież nie o to chodzi.
Marek Wójcik: Zgadzam się, że nowy system ROP powinien dotkliwie sankcjonować ilość produktów, które nie nadają się do ponownego wykorzystania, aby przez wyższą cenę zniechęcać konsumentów do zakupu, a producentów zachęcać do szukania alternatywnych, lepszych dla środowiska metod pakowania swoich produktów i ekoprojektowania. Z drugiej strony opakowania wielokrotnego użycia należy ustandaryzować odpowiednimi normami i po ich spełnieniu zwalniać je z części opłat na rzecz systemu ROP.
Jacek Wodzisławski: Kiedy słucham postulatów, że w nowych opakowaniach z tworzyw sztucznych konieczne będzie zapewnienie 30 proc. recyklatu, to chciałbym podkreślić, jak dużo udało się osiągnąć w przypadku aluminium. Dziś osiągamy już poziom mniej więcej 70 proc. ponownego zastosowania surowca wtórnego do produkcji nowych puszek, które stanowią dwie trzecie całej masy wszystkich opakowań z aluminium wprowadzanego na krajowy rynek. W tym przypadku mówimy również o ponad 80-proc. poziomie ich recyklingu, co stawia to opakowanie na pozycji niekwestionowanego lidera wśród wszystkich opakowań. Należy także pamiętać, że są opakowania zawierające aluminium, których w przeciwieństwie do puszek, nie da się objąć systemem depozytowym, takie jak: folie, tacki, tubki, aerozole. Uważam, że należałoby skupić się na zbiórce tych opakowań, bo to przyniosłoby dużo lepsze efekty środowiskowe niż chociażby inwestycje w podniesienie poziomu recyklingu w puszkach napojowych z 80 na 90 proc. W tym przypadku ten system już działa.
Anna Larsson: We wszystkich krajach w Europie następują teraz zmiany. Nawet u nas w Szwecji, gdzie organizacyjną i finansową odpowiedzialność za opakowania realizują producenci, poziomy zbiórki tworzyw nie przekraczają 40 proc. Oznacza to, że ponad 60 proc. opakowań z tworzyw nadal jest w systemie gminnym, tylko że w odpadach resztkowych, za których unieszkodliwianie płacą mieszkańcy. W takim przypadku nie można więc mówić o pełnej odpowiedzialności przemysłu zgodnie z zasadą zanieczyszczający płaci, skoro uiszcza on opłatę jedynie za 40 proc. zbieranych odpadów, a koszt zagospodarowania całej reszty spoczywa dalej na gminach. Dlatego też rząd szwedzki już w 2018 r. podjął decyzję, że system zbiórki opakowań ma być prowadzony bliżej mieszkańca. Do 2021 r. nowy systemem obejmie 60 proc. populacji, a do końca 2025 r. odpady będą odbierane bezpośrednio z gospodarstw domowych już od wszystkich mieszkańców. Mając na uwadze cel ostateczny, czyli gospodarkę o obiegu zamkniętym, ustawowe poziomy zbiorki nie wystarczą. Koniecznych jest kilka działań równoległych. Po pierwsze: wprowadzenie mechanizmów zmuszających producentów do korzystania z surowców wtórnych. Po drugie, dopuszczenie na rynek wyłącznie takich opakowań, które nadają się do recyklingu. Po trzecie zastosowanie modulowanych stawek ROP, zależnych od łatwości, z jaką można przetwarzać dane opakowanie. Dopiero to wszystko razem: rosnące poziomy zbiórki, ekoprojektowanie oraz obowiązek stosowania recyklatu, stworzy warunki dla gospodarki o obiegu zamkniętym.
Debatę moderował i opracował Jakub Pawłowski