Wybuch epidemii wymusił ograniczenie produkcji. Na niektóre towary spadł popyt, były problemy z dostawami surowców, w wielu zakładach trzeba było zmienić organizację pracy.
Najnowsze dane GUS pokazują, że w kwietniu, na który przypadał szczyt, epidemia oszczędziła tylko jedną gałąź polskiego przemysłu – spożywczą.
Produkcja żywności w zależności od asortymentu wzrosła od kilkunastu do niemal 200 proc. Dotyczyło to głównie produktów z długim terminem przydatności do spożycia, jak konserwy, przetwory, czy kasze i mąki. – Przemysł spożywczy produkował więcej, bo rotacja wielu produktów na sklepowych półkach znacząco wzrosła. To konsekwencja paniki wśród konsumentów, którzy w obawie o to, że zabraknie żywności, kupowali na zapas – tłumaczy Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności. Z tego powodu w kolejnych miesiącach może być widoczny spadek produkcji żywności. – To zjawisko, z którym mamy do czynienia w okolicach świąt. Wówczas konsumenci również kupują z zapasem, jednak najwyżej 2–3-dniowym. Teraz został on zrobiony nawet na kilka tygodni – zaznacza Andrzej Gantner.
DGP
Polacy nie oszczędzali na żywności, natomiast ograniczyli zakupy towarów nienależących do tzw. kategorii dóbr pierwszej potrzeby. W dużej mierze przyczyniło się do tego zamknięcie galerii handlowych. Wiele fabryk zdecydowało się na przestój, jak Amica, Velux czy Forte. W przypadku mebli, samochodów i AGD duże znaczenie miało też ograniczenie popytu na innych rynkach. Polska jest bowiem trzecim eksporterem mebli na świecie oraz największym producentem sprzętu gospodarstwa domowego w Europie.