Polska weszła w pandemiczny kryzys z rozpędzoną gospodarką. Ale mimo to wyniki za I kwartał wskazują na początek recesji
Piątkowe dane Głównego Urzędu Statystycznego o stanie gospodarki są dobre: PKB wzrósł w porównaniu z I kwartałem 2019 r. aż o 1,9 proc. Aż, bo ekonomiści spodziewali się słabszego wzrostu, oscylującego wokół 1,5 proc., zakładając, że lockdown wprowadzony w połowie marca tylko pogłębi to, co widać było już wcześniej. Polska gospodarka wyraźnie hamowała już bowiem w drugiej połowie 2019 r., a nowe programy socjalne, jakie rząd zaordynował z okazji ubiegłorocznych wyborów wraz z obniżeniem podatków, zdawały się nie mieć na to wpływu. Tymczasem styczeń i luty 2020 r. musiały być naprawdę dobre, skoro tylu ekonomistów dało się zaskoczyć publikacją GUS.
– Drastyczny spadek aktywności obserwowany w drugiej połowie marca nie wyzerował ożywienia gospodarczego z dwóch pierwszych miesięcy roku. Dzięki dobremu punktowi startowemu wynik krajowej gospodarki jest wyraźnie lepszy niż w Niemczech – zauważają eksperci banku PKO BP, którzy obstawiali wyhamowanie gospodarczego wzrostu do 0,5 proc. PKB.
Informacje z GUS są też pozytywne, jeśli zestawić je z danymi z innych krajów. Widać, że COVID-19 siał już spustoszenie w europejskich gospodarkach dużo większe niż w polskiej. Co prawda w ciągu trzech pierwszych miesięcy, porównując I kwartał 2020 r. do IV kwartału 2019 r. – PKB w Polsce spadł o 0,5 proc., ale inni mają znacznie gorzej. – Polska w I kwartale pozostaje powyżej średniej dla najbliższych sąsiadów z Europy Środkowej, zarówno pod względem wzrostu kwartał do kwartału, jak i rok do roku. Znacznie lepiej niż Czechy odnotowujące głęboki spadek, nieznacznie gorzej niż Węgry, a także Rumunia, których wzrost był bardziej dodatni niż w Polsce. Środki blokujące nałożone w Polsce były mniej dotkliwe niż w południowych krajach strefy euro, dlatego polski PKB skurczył się tylko o 0,5 proc. kwartał do kwartału, mniej niż średnia w strefie euro, która wyniosła minus 3,8 proc. – zauważa Rafał Benecki, ekonomista Banku ING.
PKB w I kw. 2020 r. spadł o 0,5 proc. w porównaniu do IV kw. 2019 r.
Największy cios otrzymała Francja, która zaliczyła najgłębszy kwartalny spadek PKB od 1948 r. Było znacznie gorzej niż na początku poprzedniego kryzysu (w I kwartale 2009 r. PKB spadł o 1,6 proc.), pobity został też dotychczasowy rekord z II kwartału 1968 r., gdy francuska gospodarka skurczyła się o 5,3 proc. w ciągu trzech miesięcy. Jednak wtedy był to bezpośredni skutek paraliżu, jaki w kraju wywołały masowe protesty studenckie, które przerodziły się szybko w ogólnokrajowy strajk generalny. Obecny spadek Francuzi wiążą bezpośrednio z epidemią, a konkretnie wprowadzaniem obostrzeń w gospodarce już w połowie marca. Zamknięcie „mniej istotnych” dziedzin wywołało efekt domina, którego skutkiem było załamanie popytu krajowego. Wydatki konsumpcyjne spadły aż o 6,1 proc., a inwestycje o 11,8 proc. W ten sposób popyt krajowy dołożył do recesji ok. 6,6 pkt proc. Handel zagraniczny też nie pomagał francuskiej gospodarce, tzw. eksport netto (czyli różnica między wzrostem eksportu a importu) obniżył PKB o 0,2 pkt proc. Francja oficjalnie jest już w recesji, bo jej gospodarka kurczy się drugi kwartał z rzędu.
Dla Polski ważniejsze jest jednak to, że w podobnym stanie znalazły się Niemcy. Co prawda początek roku za Odrą nie był tak zły, jak nad Sekwaną, ale tam też mamy drugi kwartał mniejszej aktywności gospodarczej. Między styczniem a marcem 2020 r. PKB spadł o 2,2 proc., zaś w ostatnich trzech miesiącach 2019 r. było to minus 0,1 proc. Tak szybko niemiecka gospodarka nie kurczyła się od kryzysu finansowego lat 2008–2009 (większy kwartalny spadek odnotowano tylko na początku 2009 r., wyniósł on wtedy minus 4,7 proc.), a recesja jest drugą pod względem skali od zjednoczenia kraju. Statistisches Budesamt, odpowiednik polskiego GUS, też informuje o gwałtownym załamaniu konsumpcji prywatnej i inwestycji w firmach, na minusach były też eksport i import. To szczególnie ważne dla nas. Niemcy są głównym odbiorcą polskiego eksportu, jeśli siada niemiecka wymiana handlowa z zagranicą, to i nasze wyniki się pogarszają. Co zresztą widać było w danych GUS, według których polski eksport do Niemiec po trzech miesiącach był o 0,5 proc. mniejszy niż rok wcześniej.
W niemieckich danych na uwagę zasługuje jeszcze jedna informacja: wydatki na spożycie sektora instytucji rządowych i samorządowych oraz nakłady brutto na środki trwałe w budownictwie miały jednak efekt stabilizujący i zapobiegły większemu spadkowi PKB. To dobry prognostyk dla Polski, podobnie jak fakt, że budowlanka jest jedną z tych branż, które oparły się koronawirusowi.
W porównaniu do innych krajów ratuje nas i to, że w naszym przemyśle nie dominuje motoryzacja, a w usługach turystyka. W obie branże lockdown uderzył wyjątkowo mocno, co już widać. Słowacja zaliczyła spadek PKB rzędu 5,4 proc., jeden z najgłębszych w Europie. Słowacy wiążą to ze „spadkiem wartości dodanej w kluczowych branżach, zwłaszcza w produkcji samochodów”. Skutki wyłączenia turystyki odbijają się w danych z Hiszpanii.
Raport GUS nie pokazuje jeszcze, co tak naprawdę stoi za niezłym wynikiem w Polsce. Ekonomiści na razie jedynie spekulują, że u nas też musiała spaść konsumpcja, choć nie tak mocno, jak na Zachodzie. W górę gospodarkę miała ciągnąć budowlanka. I przypominają, że najgorsze dopiero przed nami: II kwartał już nie może być tak dobry. I recesji nie unikniemy. Według jej podręcznikowej definicji – dwa kwartały spadku PKB z rzędu – już mamy jej początek.