Zaniechania z początku ataku koronawirusa cofnęły wizerunkowo ten kraj o co najmniej 10 lat – jeśli nie do masakry na placu Tiananmen – mówi dr Michał Bogusz z Ośrodka Studiów Wschodnich.
DGP
Jeszcze do niedawna, gdy Ameryka samotnie atakowała Chiny na arenie międzynarodowej, mogło się wydawać, że koronawirus stał się po prostu kolejnym elementem gry mocarstw. Teraz jednak chór krytyków powiększa się z dnia na dzień i do Anglosasów dołączyli Niemcy, a nawet Szwedzi…
Oczywiście jest w tym wszystkim element szukania winnych czy też odbicia sobie za własne niedociągnięcia i słabości podczas pandemii. To również gra polityczna. Nie zmienia to jednak podstawowego faktu, że Chiny – a właściwie Komunistyczna Partia Chin – zawaliły na początku pandemii bardzo dużo i fakt, że wirus rozprzestrzenił się po świecie, jest efektem co najmniej niewydolności chińskiego systemu.
Na początku wydawało się, że Państwu Środka udało się dzięki walce z wirusem wzbudzić sympatię całego świata. Teraz jednak chyba ten bonus został zaprzepaszczony.
Bo nadszedł czas rozliczeń i zadawania pytań. Kto za to wszystko odpowiada? Jak to się stało, że w pewnym momencie zaczęło brakować środków ochrony osobistej czy wyrobów medycznych potrzebnych przy walce z chorobami zakaźnymi? Czy Pekin mówił o wszystkim, co wiedział? Czy informował społeczność międzynarodową – nie tylko Światową Organizację Zdrowia, lecz także swoich partnerów za granicą? Czy nie wstrzymywano pewnych informacji, żeby je wykorzystać – chociażby po to, żeby lepiej zabezpieczyć się przed pandemią kosztem innych?
Odnośnie do tego ostatniego, to taki scenariusz zasugerowali w tym tygodniu analitycy Departamentu Bezpieczeństwa Narodowego USA.
Chiny oczywiście próbują uniknąć odpowiedzi na te pytania. Nie chcą również zostać obwinione o pandemię. To naturalny odruch, który też trzeba zrozumieć. Niemniej jednak zderzenie między Państwem Środka a resztą świata wydaje się nieuniknione i jeśli Pekin nie będzie gotowy do współpracy i kooperacji – a wydaje się, że nie jest – to kryzys będzie tylko narastał. Wirus zburzy relacje Chin z resztą świata.
Jak poważny będzie uszczerbek na wizerunku Państwa Środka?
Osobiście uważam, że pandemia cofnie Chiny wizerunkowo o ponad dekadę, mniej więcej do igrzysk olimpijskich w Pekinie w 2008 r. Wszystko, co udało im się od tamtej pory ugrać, zostało stracone. Zresztą moja ocena nie jest najsurowsza. Chiński Instytut Współczesnych Stosunków Międzynarodowych (CICIR) – think tank przy tamtejszym Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego – uważa, że przez pandemię wizerunkowo Państwo Środka straciło tak dużo, że cofnęło się wręcz do sytuacji zaraz po masakrze na placu Tiananmen.
Informacja o raporcie CICIR również pojawiła się dopiero w tym tygodniu. Pytanie brzmi, czy jest to diagnoza podzielana przez chińskie władze.
Z jednej strony, Instytut jest jedynym think tankiem stworzonym po to, żeby do jakiegoś stopnia przekazywać tamtejszym władzom prawdziwe informacje − pozostałe think tanki eksperci od Chin nazywają „przemysłem rozrywkowym”. Z drugiej strony, zważywszy na kulturę polityczną tego kraju, trudno jest mi uwierzyć, że ludzie mający dostęp do tego raportu wyszli wieczorem na piwo i z własnej woli opowiedzieli dziennikarzom Reutersa o jego zawartości. To, że do zagranicznych mediów przeciekły zdawkowe informacje o tym dokumencie, prawdopodobnie jest elementem gry politycznej Pekinu, który chce przekazać w ten sposób światu – a przede wszystkim Stanom Zjednoczonym – że się nie ugnie, że jest gotowy na konflikt i że będzie bronił swojej pozycji.
Reuters w depeszy o raporcie wskazuje, że dokument wzywa nawet do gotowości na konfrontację zbrojną.
Na pewno nie z powodu koronawirusa. Niemniej jednak na Morzu Południowochińskim coraz częściej dochodzi do incydentów – miały miejsce także podczas pandemii − które w każdej chwili mogą wyrwać się spod kontroli i grożą eskalacją. Oczywiście ani Waszyngton, ani Pekin nie są na dzień dzisiejszy zainteresowane konfrontacją zbrojną. Oba państwa dążą jednak do konfrontacji politycznej, ponieważ jest to dla nich wygodne.
Dlaczego?
Administracja Donalda Trumpa chce przykryć swoje potknięcia z początku pandemii, które mogą stanowić poważny problem w roku wyborczym. W Chinach z kolei pandemia niby jest pod kontrolą, ale gospodarczo sytuacja wcale nie wygląda tak różowo. Bezrobocie w Państwie Środka osiągnęło prawie 20 proc., tylko tam potrafią to lepiej ukrywać. W USA z kolei jest to 19 proc. Walka na arenie międzynarodowej odwraca uwagę od problemów wewnętrznych.
Skąd tak wysokie bezrobocie w Chinach? Zwłaszcza że inne wskaźniki gospodarcze – takie jak chociażby zużycie energii elektrycznej – powoli wracają do normy…
Proszę pamiętać, że oficjalne bezrobocie w Chinach dotyczy tylko ludności miejskiej. Nie uwzględnia więc bezrobocia wśród robotników wędrujących, z których większość ma meldunek – czyli hukou – wiejskie. A wielu z nich wciąż nie wróciło do pracy. Szacunki różnych organizacji mówią, że zniknęło 70−80 mln miejsc pracy.
Wraz z nasilaniem się krytyki Chin coraz ostrzejsza jest również retoryka Pekinu, żeby tylko wspomnieć kpiący z USA filmik „Dawno temu wirus” , gdzie postaci grają ludziki z klocków Lego. „New York Times” z kolei podliczył, że ostatnio chińscy dyplomaci musieli tłumaczyć się ze swoich słów w sześciu różnych krajach.
To może być pokłosie raportu Chińskiej Akademii Nauk Społecznych, który stawia tezę, że chińskiej narracji bardzo trudno przebić się w świecie. Proponują jednocześnie remedium: podkręcenie przekazu, sięgnięcie po bardziej agresywną retorykę, co zostanie podchwycone przez media i rozniesie się szerszych echem. Poniekąd jest to próba naśladowana sposobu komunikacji społecznej Donalda Trumpa.
Jak straty wizerunkowe wpłyną na realizację sztandarowych projektów z zakresu polityki zagranicznej Chin, jak chociażby inicjatywa Pasa i Szlaku?
Pas i Szlak dorobił się mitycznego statusu w polskich mediach i wśród niektórych komentatorów – co dziwi tym bardziej, bo ta inicjatywa jest martwa. Podtrzymywana jest jeszcze retorycznie, bo to pomysł samego przewodniczącego Xi Jinpinga, więc nie można jej kompletnie pogrzebać. Co do zasady jednak jest martwa i to z kilku powodów. Po pierwsze, Chiny nie mają aż tyle kapitału, żeby wszędzie inwestować. Po drugie, chińskie inwestycje realizowane za kredyty udzielane w chińskich bankach wpędziły kilka państw w kłopoty finansowe. Na granicy zapaści jest np. Zambia.
To może szerzej – jak na skutek tych kłopotów zmieni się odbiór Chin? Przez ostatnich kilka lat Państwo Środka generalnie miało bardzo dobrą passę – informacje o bitych tam rekordach długości, wysokości, prędkości były wszędzie. Media pisały o tym kraju chętniej niż o innych.
Pojawiały się nawet głosy, że tam jest prawdziwy kapitalizm, bo nie ma świadczeń pracowniczych, że powinniśmy pójść tą samą ścieżką. A teraz się okazuje, że w sytuacji kryzysu gospodarczego brak tych zabezpieczeń powoduje, że Chiny mają poważniejsze problemy niż my i możliwe, że będą wychodziły z zapaści dłużej. A jeśli dojdzie do tego walka o skrócenie i przeniesienie łańcuchów dostaw z powrotem do Europy, to sytuacja może stać się bardzo ciężka. Myślę, że w Europie pojawi się ogromna presja polityczna, aby dokonać repatriacji miejsc pracy z Azji. Dlatego regionem, który prawdopodobnie zostanie dotknięty skutkami pandemii w najbardziej długofalowy sposób, będzie Azja Wschodnia.
Głosy o wykorzystaniu pandemii do przecięcia przynajmniej części więzów gospodarczych z Chinami już się pojawiają. W ostatni weekend postulował to np. Mathias Döpfner, prezes wydawnictwa Axel Springer.
To logiczne, bo w dłuższej perspektywie relacje gospodarcze z Chinami są niekorzystne nawet dla Niemiec. Dopóki niemieckie przedsiębiorstwa dostarczały Chinom produkty zaawansowanych technologii, wszyscy byli zadowoleni. Teraz jednak Państwo Środka w globalnym łańcuchu dostaw pnie się coraz wyżej, przejmując miejsca pracy od naszego zachodniego sąsiada. To oczywiście oznacza konkurencję z Niemcami na rynkach międzynarodowych. W Niemczech dojrzewa więc decyzja, że owszem, zerwanie więzi będzie bolesne, ale kiedy będzie lepszy czas niż obecnie? W sytuacji kryzysu po pandemii ból obiektywnie jest nie do uniknięcia. Także dla niemieckiej motoryzacji. Ale można sytuację wykorzystać na odseparowanie od Chin.
Na ile prawdopodobny wydaje się panu scenariusz, że Chińczycy pragmatycznie zgodzą się na jakąś formę międzynarodowego dochodzenia w sprawie pandemii?
Nie ma takiej możliwości. Co najwyżej opracują jakiś własny raport. Nie zdziwiłoby mnie to, bo od czasu do czasu Pekin wypuszcza tzw. białe księgi, w których przedstawia swój punkt widzenia. Chiny mogą wciągnąć w to państwa, które są w jakiś sposób od nich uzależnione albo blisko z nimi współpracują – być może Rosję. Ale to będzie tylko fasada i udawanie. Nie ma jednak mowy o wpuszczeniu kogokolwiek, o jakiejkolwiek międzynarodowej współpracy, jakimkolwiek niezależnym śledztwie, z którym Pekin współpracowałby inaczej niż retorycznie.