Czym jest kryzys? Spośród kilku definicji uwagę zwraca ta, którą zaproponował były finansista oraz badacz złożoności Richard Bookstaber. W wydanej w 2017 r. książce „The End of Theory” (Koniec teorii) napisał, że krach „to czas, gdy nie działają zwyczajowe reguły”. Idąc tym tropem, brytyjski ekonomista Chris Dillow zwrócił uwagę na kilka prawideł, które obecny kryzys „uśmiercił”.
/>
Pierwsze – to przekonanie, że polityka ekonomiczna nie powinna zniechęcać ludzi do pracy. To m.in. z tego powodu liberałowie są przeciwni wprowadzeniu bezwarunkowego dochodu podstawowego. Ich zdaniem daje on nam wybór, którego mieć nie powinniśmy: pracować mniej czy więcej? Liberałowie boją się, że wybierzemy „pracować mniej”, od czego prędzej czy później gospodarka się zawali. Ale przecież gospodarka właśnie wali się na naszych oczach! Dillow zwraca uwagę, że dziś w interesie wszystkich byłoby, gdyby ludzie mogli pracować mniej – bo to by powstrzymało rozprzestrzenianie się koronawirusa. Ważne jest tylko to, żeby jednocześnie opcja „mniej pracować” nie wiązała się dla ludzi z ekonomiczną wegetacją. Gdyby więc świat był racjonalny, to większość liberałów powinna być teraz po stronie zwolenników dochodu podstawowego, a nie przeciw. Tak to się wszystko układa w tym dziwacznym czasie pandemii.
Drugie – w czasie COVID-19 wszelkie reguły wydatków publicznych i hamulców antydeficytowych wydają się jeszcze bardziej pozbawione sensu. I nie chodzi o to, że wszyscy nagle stali się keynesistami – to podpowiada zdrowy rozsądek. I już tylko najbardziej zatwardziali libertarianie protestują przeciw konieczności ratowania gospodarki kosztem zwiększenia wydatków publicznych. Choćby i finansowanych długiem. Rzecz polega na tym, że w czasach pandemii emisja długu byłaby wskazana nawet, gdyby jakieś państwo dysponowało środkami na walkę z krachem. Dlaczego? Chodzi o to, że teraz żadna inwestycja nie wydaje się już pewna, a kapitały „parkować” gdzieś trzeba. Wracamy więc do dawno nieobserwowanej sytuacji, w której papiery skarbowe stają się najbezpieczniejszą inwestycją. Państwa mogą wręcz zacząć na nich wkrótce zarabiać (ujemne oprocentowanie). To znów kryzys wywracający wszystko do góry nogami w akcji. A wszelkie reguły wydatkowo antyzadłużeniowe to zwyczajna zbrodnia na realnej gospodarce.
Trzecie – spójrzmy na zagadnienie efektywności rządowych programów pomocy dla gospodarki. Znów to samo. W normalnych czasach decydenci i opinia publiczna starają się bardzo mocno zwracać uwagę na to, by pomoc nie była źle zaadresowana. To znaczy nie trafiała do przedsiębiorstw, które są nieefektywne i żyją tylko dzięki państwowej kroplówce. Zgodnie z regułami sztuki pieniądze mają trafiać do tych, którzy wpadli w chwilowe kłopoty, lecz mają szanse przetrwania. Tyle że w kryzysie troska o efektywność schodzi na drugi plan, bo pomagać trzeba natychmiast. W dużej mierze na oślep. Gra toczy się o zachowanie podstawowych zasobów ekonomicznych państwa. Praca i przedsiębiorczość muszą być chronione „co do zasady”. A nie „pod pewnymi warunkami”.
To oczywiste, że te trzy przykłady to dopiero początek. Ten kryzys zapewne listę wywróconych do góry nogami reguł wydłuży. Będę się starał je w tym miejscu od czasu do czasu prezentować i komentować. Na tym możecie polegać. Tak w normalnych, jak i kryzysowych czasach.