Jeśli człowiek zakłada fikcyjną działalność gospodarczą tylko po to, by obejść ustanowione prawo, a potem narzeka, że został oszukany − pretensje powinien mieć przede wszystkim do siebie, a nie do organów państwa.
Na łamach WP.pl ukazał się tekst Sylwestra Ruszkiewicza pt. „Lichwa mieszkaniowa kwitnie w sieci. Oto efekt uboczny tarczy antykryzysowej”. Autor pokazuje w nim szarą strefę pożyczania, przed którą nie chroni ani obowiązujące prawo, ani nie będzie chroniło to zapowiedziane już przez Ministerstwo Sprawiedliwości.
Resort wskazał bowiem, że niemożliwe stanie się przewłaszczenie na zabezpieczenie w sprawach dotyczących konsumentów. Pożyczki zabezpieczać swoimi nieruchomościami będą nadal mogli przedsiębiorcy.
I Sylwester Ruszkiewicz pisze tak: „Nowe przepisy nie zrobią jednak wrażenia na internetowych lichwiarzach, bo nie obejmą pożyczek udzielanych firmom!”.
A tych − jak wskazuje autor − nie brakuje. Kwitnąć zaczęło podziemie pożyczkowe. Parabiznes reklamujący się na znanych portalach ogłoszeniowych zachęca ludzi do zakładania fikcyjnych firm, bo to umożliwi wzięcie pożyczki pod zastaw nieruchomości.
„Dzwonimy pod numery podane w ogłoszeniach i pytamy, na jakich warunkach można dostać pożyczkę. We wszystkich rozmowach przewija się ten sam wątek: trzeba zastawić mieszkanie i mieć działalność gospodarczą. Kto jej nie ma, musi ją założyć, chociaż na chwilę, fikcyjnie, tylko po to, żeby zaciągnąć dług. Takie sposoby obejścia prawa podsuwają wszyscy lichwiarze, z którymi rozmawiamy. Niestety, prawo im tego nie zabrania” − opisuje Ruszkiewicz.
I myli się po dwakroć. Po pierwsze, prawo już teraz zabrania lichwy, a po wejściu zapowiedzianych przez Ministerstwo Sprawiedliwości zmian będzie zabraniało jeszcze skuteczniej. Po prostu to „zabranianie” jest elementem prawa karnego, a nie cywilnego. Mówiąc wprost – tak postępujący lichwiarz może trafić za kratki. Zarazem można by rozważyć również kwestię, czy nie mamy w przypadku takiej transakcji do czynienia z wadą oświadczenia woli skutkującą nieważnością. To już będzie zależało od konkretnych dla danej sprawy okoliczności.
A po drugie, osoby, które zakładają fikcyjną działalność gospodarczą, nie zasługują na ochronę państwa. Nikt trzeźwo myślący − choćby był w potrzebie finansowej oraz nie znał się na prawie − nie pomyśli, że aby wziąć pożyczkę, trzeba założyć działalność gospodarczą. Jeżeli to czyni po to, by wziąć pożyczkę pod zastaw mieszkania − postępuje świadomie. Być może jest w wielkiej potrzebie, ale mimo wszystko świadomie. Taka osoba zakłada zapewne, że da radę spłacić długi i „wszystko będzie dobrze”. Dla tych, którzy znają choć trochę rynek parapożyczek, jasne jest to, że dobrze nie będzie. Alternatywą – jak rozumiem – jest to, by państwo zakazało wszelkiego przewłaszczenia na zabezpieczenie. Tyle że byłoby to rozwiązanie niekorzystne dla uczciwie działających przedsiębiorców, dla których ten instrument w niektórych przypadkach może być przydatny.
Państwo nie może w sytuacji powstania pożyczkowego podziemia dopuścić do tego, by pożyczkodawca przejął mieszkanie i rozkręcał swój parabiznes. Jednak nie może tego zaakceptować bynajmniej nie z troski o drugą stronę transakcji, lecz z prostej przyczyny: bo w praworządnym państwie miejsce oszustów jest w więzieniu.