Niedoszłej publiczności imprez odwoływanych z powodu koronawirusa należy zwrócić pieniądze za bilety. Bardziej skomplikowane będą natomiast wzajemne rozliczenia między firmami.
Niedoszłej publiczności imprez odwoływanych z powodu koronawirusa należy zwrócić pieniądze za bilety. Bardziej skomplikowane będą natomiast wzajemne rozliczenia między firmami.
/>
Przeprowadzony w weekend w katowickim Spodku bez udziału publiczności turniej e-sportowy Intel Extreme Masters 2020 to prawdopodobnie jedynie przedsmak tego, co nas czeka w najbliższym czasie. Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Andrzej Matyja zwrócił się do premiera z prośbą o wprowadzenie zakazu organizacji imprez masowych i odwołanie tych, które zostały już zaplanowane. Czy to na podstawie decyzji administracyjnych, czy też z woli samych organizatorów mogą być odwoływane konferencje, imprezy sportowe czy koncerty. To zaś oznacza nie tylko utracone zyski, lecz także konieczność poniesienia kosztów związanych z poczynionymi już przygotowaniami.
W najkorzystniejszej sytuacji są konsumenci – nabywcy biletów wstępu na imprezy, które zostaną odwołane. Mają prawo domagać się zwrotu pełnej kwoty tego, co zapłacili.
– Moim zdaniem odwołanie imprezy masowej z powodu obawy przed koronawirusem może być kwalifikowane jako niezawiniona niemożliwość świadczenia organizatora. Powinien on dokonać pełnego zwrotu cen biletów na podstawie art. 495 kodeksu cywilnego i przepisów o bezpodstawnym wzbogaceniu. Nie widzę możliwości uniknięcia dokonania zwrotu lub zwrócenia ceny tylko w części w przypadku, gdy konsument nie otrzymał opłaconego świadczenia – uważa Krzysztof Witek, adwokat współpracujący z kancelarią Affre i Wspólnicy.
Oczywiście nie każdy organizator musi być skory do oddania pieniędzy.
– Może się okazać, że wyłączy możliwość zwrócenia pieniędzy za bilet w regulaminie lub będzie próbował utrudnić zwrot w inny sposób. W takim wypadku warto zawiadomić prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów o podejrzeniu stosowania praktyk naruszających zbiorowe interesy konsumentów bądź stosowania w regulaminach niedozwolonych postanowień umownych. Można również zwrócić się o pomoc do powiatowego (miejskiego) rzecznika konsumentów. Otwarta jest też droga dochodzenia zwrotu zapłaconej kwoty na drodze cywilnoprawnej, przed sądem – wskazuje Krzysztof Witek.
Gorzej mogą wyglądać wzajemne rozliczenia między firmami, chyba że przewidziano np. możliwość anulowania imprezy z pewnym wyprzedzeniem i stosowne postanowienia dotyczące zapłaty. Nie są to jednak standardowe klauzule w umowach z prostego powodu – nikt raczej nie przewiduje możliwości wystąpienia zagrożenia epidemiologicznego. Co zatem zrobić, gdy poniesiono już pewne koszty związane z organizacją imprezy, którą nagle trzeba odwołać?
Sytuacje mogą być różne. Nieco klarowniej wygląda to w przypadku odwołania imprezy przez wojewodę. Mamy tu do czynienia z decyzją administracyjną, która uniemożliwia realizację umowy zawartej między organizatorem a wykonawcą usługi. Jeśli ten ostatni poniósł jakieś nakłady, to powinny mu one zostać zwrócone.
– Mamy do czynienia z sytuacją, której nie można było przewidzieć, a więc z ryzykiem, które powinno obciążać obydwie strony kontraktu. Zleceniodawca powinien zwrócić nakłady poniesione przez zleceniobiorcę, np. za catering czy wynajęcie nagłośnienia. Ten ostatni, przynajmniej w mojej ocenie, nie ma jednak prawa domagać się utraconych korzyści. To jest właśnie ta część ryzyka, którą musi wziąć na swe barki – tłumaczy dr Włodzimierz Dzierżanowski, prezes Grupy Doradczej Sienna.
A co jeśli nie zostanie wydana decyzja administracyjna odwołująca imprezę, a jej organizator uzna, że mimo wszystko nie powinna się ona odbyć? Zleceniobiorca, przynajmniej w teorii, może domagać się nie tylko zwrotu już poniesionych nakładów, lecz także utraconych korzyści.
– W razie sporu sytuację będzie musiał rozstrzygnąć sąd. Według mnie organizator ma jednak szansę wykazać, że odwołując imprezę, działał w dobrze rozumianym interesie publicznym i roszczenia powinny zostać ograniczone do rzeczywiście poniesionych nakładów – mówi Dzierżanowski.
W specyficznej sytuacji są zamawiający, którzy udzielili zamówienia publicznego na organizację np. konferencji.
– W niektórych takich umowach są przewidziane klauzule pozwalające na bezkosztowe anulowanie imprezy z pewnym wyprzedzeniem. Bywają nawet przetargi, w których termin na taką anulację jest jednym z kryterium oceny ofert. Im krótszy termin wskaże wykonawca, tym więcej punktów zdobywa – wskazuje Artur Wawryło, ekspert prowadzący Kancelarię Zamówień Publicznych.
– Jeśli taka klauzula znalazła się w umowie przy dotrzymaniu przewidzianego w niej terminu, zamawiający nie będzie musiał nic płacić. Zawierając kontrakt, wykonawca zgodził się bowiem wziąć takie ryzyko na siebie – dodaje.
Większość zamawiających nie była jednak tak zapobiegliwa. Tymczasem i ona, czy też z powodu urzędowego zakazu, czy też ze względu na własną decyzję, może chcieć odwołać imprezę. Trudno sobie chociażby wyobrazić, by w obecnej sytuacji odbyła się międzynarodowa konferencja lekarzy.
Publiczni zamawiający są w o tyle dobrej sytuacji, że przepisy ustawy – Prawo zamówień publicznych (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 1843 ze zm.) zawierają szczególną regulację, która może dać im podstawę do odstąpienia od umowy. Chodzi o art. 145 ustawy, zgodnie z którym „w razie zaistnienia istotnej zmiany okoliczności powodującej, że wykonanie umowy nie leży w interesie publicznym, czego nie można było przewidzieć w chwili zawarcia umowy, lub dalsze wykonywanie umowy może zagrozić istotnemu interesowi bezpieczeństwa państwa lub bezpieczeństwu publicznemu, zamawiający może odstąpić od umowy w terminie 30 dni od dnia powzięcia wiadomości o tych okolicznościach”. Ryzyko epidemiologiczne spełnia wszystkie wskazane w tym przepisie przesłanki. Zamawiający musi jednak pamiętać, że zgodnie z ust. 2 tego przepisu wykonawca ma prawo żądać wynagrodzenia należnego z tytułu wykonania części umowy.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama