W ub. r. Polacy wydali na kosmetyki 24,8 mld zł. To o niemal 4 proc. więcej niż w roku poprzednim. W porównaniu z poprzednim rokiem dynamika nieco się poprawiła – wynika z najnowszego raportu firmy badawczej PMR. Ale nie dogoniła nominalnego wzrostu gospodarki. Danych za cały 2019 r. jeszcze nie ma. W czterech kwartałach kończących się we wrześniu ub.r. nominalny wzrost PKB wyniósł 7 proc.
Bartosz Bolecki, analityk handlu detalicznego w firmie PMR, wzrost rynku wiąże ze sprzyjającym dotąd otoczeniem makroekonomicznym. – Mowa m.in. o rosnących płacach, malejącym bezrobociu, ale też rozszerzeniu programów socjalnych, dzięki którym portfele Polaków stały się zasobniejsze, jak 500 plus na pierwsze dziecko czy 13 emerytura – wyjaśnia.
Ubiegły rok według prognoz PMR był jednak ostatnim, w którym dynamika sprzedaży była na stosunkowo wysokim poziomie. Kolejne lata przyniosą bowiem sukcesywny jej spadek, do niespotykanego dawno poziomu poniżej 3 proc.
– W krajach rozwiniętych, w których podstawowe potrzeby są zaspokajane, istnieje skłonność do kupowania pewnych towarów niezależnie od cyklu koniunkturalnego. Nabywa się je, by poprawić sobie samopoczucie lub dlatego, że nie wyobrażamy sobie bez nich codziennego życia. W branży kosmetycznej mówi się o efekcie szminki. Ale dotyczy to też paliwa, jeśli mamy samochód, czy dostępu do internetu, bez czego w zasadzie można by się obyć. Takie produkty nie odczuwają więc spadku zainteresowania wraz z pogorszeniem się sytuacji makro. W przeciwieństwie do tych, które wymagają sporego zaangażowania finansowego, jak drogie telefony komórkowe czy samochody – mówi Andrzej Kubisiak, ekspert Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
– Nie można w nieskończoność kupować więcej mydła czy szamponu. Rynek nasycił się kosmetykami. Więcej konsumenci są w stanie wydawać tylko na określony asortyment, jak produkty do pielęgnacji ciała czy perfumy. Podstawowe chcą kupować tanio, co jest domeną nie tylko Polski, ale też krajów zachodnich. Efektem jest wysoki udział marek własnych sieci w sprzedaży kosmetyków – wyjaśnia Bartosz Bolecki.
O tym, że rynek będzie się stabilizował, może świadczyć rozwój sieci handlowych. Są takie, jak Natura, Douglas czy Super-Pharm, które otwierają po kilka placówek rocznie. Wiele jednak zamyka nierentowne sklepy, pozostając co roku z podobną ich liczbą. Na koniec 2019 r. do sieci należało ok. 3,4 tys. sklepów, o 130 więcej niż w 2018 r. To głównie zasługa Hebe i Rossmanna. Pierwsza otworzyła 46 sklepów, druga 100. – Taki też mamy plan na ten rok. Rozwój naszej firmy można też prześledzić na podstawie obrotów, które w 2018 r. wyniosły 9,7 mld zł, a w ubiegłym 10,4 mld zł – wyjaśnia Agata Nowakowska, rzeczniczka Rossmanna.
Wbrew przewidywaniom motorem napędowym dla rynku nie okazała się sprzedaż internetowa. W 2016 r. udział sprzedaży online w kosmetykach wynosił 8,5 proc. W ubiegłym było to już 11 proc. W ciągu pięciu najbliższych lat prognozowany jest wzrost do 16 proc.