Firmy szukają alternatywy dla chińskich producentów oraz klientów na towary, których nie mogą sprzedać w Państwie Środka. Zdecydowana większość liczy jednak, że epidemia przeminie i nie uderzy w fundamenty globalnej gospodarki.
Firmy szukają alternatywy dla chińskich producentów oraz klientów na towary, których nie mogą sprzedać w Państwie Środka. Zdecydowana większość liczy jednak, że epidemia przeminie i nie uderzy w fundamenty globalnej gospodarki.
/>
– Więcej zamieszania z koronawirusem jest w mediach niż na rynkach – mówi nam jeden z zarządzających portfelami akcji. Z jego punktu widzenia indeksy najważniejszych giełd pozostają relatywnie stabilne. Tego samego nie mogą powiedzieć jego koledzy, którzy handlują surowcami, szczególnie metalami.
Wszelkie szacunki wpływu koronawirusa na sytuację gospodarczą na świecie i w krajach, które są połączone silnymi bezpośrednimi lub pośrednimi relacjami handlowymi z Chinami, są dzisiaj obarczone dużym ryzykiem. We wtorek okazję do zabrania głosu mieli przedstawiciele dwóch najważniejszych banków centralnych na świecie. Szefowa Europejskiego Banku Centralnego tematu 2019-nCoV nie zauważyła, a jej kolega zza oceanu, który stoi na czele Fed, powiedział kongresmenom, że bank „monitoruje rozwój epidemii koronawirusa”. Skoro najważniejsi bankierzy centralni nie epatują zagrożeniami, to rynki tym bardziej nie zamierzają się przejmować. Być może wsłuchają się w lepsze wiadomości, które napływają z Dalekiego Wschodu.
Wczoraj na Twitterze Lijian Zhao z chińskiego MSZ podał, że liczba potwierdzonych przypadków wirusa zgłaszanych codziennie w prowincjach innych niż Hubei (tam pojawiły się pierwsze przypadki i jest ich najwięcej) spadła z 890 notowanych 3 lutego do 377 we wtorek 11 lutego.
Na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych jest jednak kilka spółek, którym WuFlu (Wu – Wuhan, flu – ang. grypa), jak rynki ochrzciły już wirusa, spędza sen z powiek. Szczególnie w branży obuwniczej i odzieżowej zamknięte fabryki w Chinach mogą pogorszyć perspektywy tegorocznego biznesu.
Wydarzenia w Państwie Środka nie odbiły się na kursach spółek
LPP – właściciel marek Reserved, Cropp czy Mohito – informuje, że w jego magazynach znajduje się już większość kolekcji, której produkcja była zlecona u chińskich dostawców. Towaru nie ma jeszcze w ofercie, więc firma ma zapas, gdyby fabryki na Dalekim Wschodzie nie ruszyły w najbliższych tygodniach. – Na ten moment sytuacja w żaden sposób nie zagraża bezpieczeństwu terminowych dostaw do LPP. Niemniej jednak, aby wyeliminować wszelkie ryzyko, już w tej chwili prowadzimy rozmowy z producentami z Turcji, Bangladeszu czy Wietnamu na temat ewentualnej współpracy na wypadek potencjalnych przestojów w Chinach – napisało w odpowiedzi na nasze pytania biuro prasowe LPP.
Także CDRL, właściciel marki odzieżowej Coccodrillo dla dzieci, nie czuje, że biznes sprzedażowy może zostać zarażony. Jedna trzecia kolekcji wiosna–lato jest w drodze, ale z Chin tylko ok. 1 proc. całej produkcji. Oczywiście, jeśli epidemia zacznie być liczona w miesiącach, to opóźnienia w realizacji zamówień mogą się pojawić. – Warto również podkreślić zróżnicowanie geograficzne naszych zamówień. Jednostkowo Chiny są głównym źródłem dostaw, jednak podobny udział ma np. Bangladesz czy Indie – mówi DGP Marek Dworczak, prezes CDRL.
Analitycy giełdowi na co dzień śledzący branżę odzieżową też wypowiadają się uspokajająco. – Na razie wydarzenia w Chinach nie odbiły się istotnie na kursach spółek. Wydaje się zatem, że jeśli wydarzenia nie przełożą się na większy obszar Azji, będą miały ograniczony wpływ na wyniki firm – ocenia w rozmowie z DGP Piotr Bogusz z Domu Maklerskiego mBanku.
– Polskie firmy zajmujące się handlem są związane z Chinami przede wszystkim łańcuchem dostaw i nie prowadzą w tym kraju własnej działalności. Wyjątkiem jest AmRest Holdings, ale czerpie on stamtąd jedynie ok. 5 proc. przychodów – wpływ na wyniki będzie zatem mocno ograniczony – dodaje.
Nasza chata z kraja
Patrząc na bezpośrednie relacje handlowe Polski z Chinami, można powiedzieć, że wirus 2019-nCoV naszej gospodarki raczej nie zarazi. Eksport do Chin to zaledwie 1 proc. naszego całkowitego eksportu towarów. Dodatkowo mniej niż jedna piąta z tego to dobra konsumpcyjne, jak np. żywność. Co za tym idzie, ograniczony popyt obywateli Państwa Środka nie uderzy w nas zbyt mocno. Tam, gdzie wystąpią straty, jeśli chodzi o sprzedaż towarów, jest szansa, że nadrobimy zaległości w kolejnych miesiącach, szczególnie że chińskie władze wpompują w gospodarkę miliardy juanów, aby ograniczyć skalę spowolnienia wzrostu PKB.
Nieco groźniej wygląda jednak sytuacja z umiejscowieniem Polski w globalnym łańcuchu dostaw. Dużo eksportujemy do Niemiec, a oni z kolei do Chin. Dlatego jeśli koronawirus spowolni gospodarkę strefy euro, to i my możemy ucierpieć. Jednak dzisiaj ekonomiści skłaniają się ku temu, że spowolnienie przyjdzie, ale nie przekroczy 0,2 pkt. proc. Tak przewiduje bank Crédit Agricole czy agencja ratingowa S&P Global. ©℗BG
Chińczycy uwielbiają wieprzowinę, więc ceny tego mięsa poszły w dół. Państwo Środka generuje także olbrzymi popyt na metale – odpowiadają za 50 proc. światowego zużycia miedzi, a produkują jej jedynie 9 proc., w przypadku aluminium proporcje rozkładają się odpowiednio 67 i 54 proc., a cynku 45 i 34 proc. Dlatego notowania metali mocno tąpnęły. – W ciągu kilku dni od podania informacji o wirusie ceny miedzi spadły o 10 proc., jednak nikt nie wie, czy powinny spaść bardziej bądź mniej. Jeśli sytuacja będzie dalej się rozwijać w ten sposób, to przecena KGHM jest prawdopodobna. Na razie jednak duży spadek cen miedzi nie znalazł odzwierciedlenia w kursie spółki. Rynki wierzą, że wirus jest do opanowania i nie potrwa zbyt długo – mówi DGP Łukasz Prokopiuk z Domu Maklerskiego BOŚ.
Koronawirus w Chinach spowodował, że nikt nie chce tam jeździć, ale na zainteresowanie innymi kierunkami azjatyckimi epidemia nie wpłynęła.
Chiny dołączyły w ostatnich latach do kierunków chętnie odwiedzanych przez turystów z Polski. Nie są jednak liderem, jeśli chodzi o sprzedaż wycieczek objazdowych. – Odwołaliśmy imprezy w lutym i w marcu. W zasadzie większość klientów wybrała w zastępstwie inne kierunki – mówi Piotr Henicz, wiceprezes Itaki.
Miesięcznie z biurem do Chin latało kilkaset osób. Itaka liczy, że sytuacja się unormuje i dojdzie do wyjazdów w kwietniu i maju.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama