Ratunkiem dla europejskiego budżetu może być cło klimatyczne. Własny kompromis szykuje następca Donalda Tuska Charles Michel.
Obawa o to, że nowej perspektywy budżetowej nie uda się wynegocjować na czas i 1 stycznia 2021 r. strumień eurofunduszy zostanie zablokowany, jest coraz większa. Dlatego następca Donalda Tuska na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej Charles Michel zaprosił przywódców krajów członkowskich na dodatkowy szczyt 20 lutego.
Do tego czasu ma wymienić osobiście uwagi na ten temat z większością z nich. Konsultacje z premierem Mateuszem Morawieckim Belg odbył w zeszłym tygodniu. Po rozmowach szef Rady Europejskiej przedstawi propozycję kompromisu, która ma być punktem wyjścia do debaty na szczycie. Jak odnotowują brukselskie media, Michel nie podał daty zakończenia spotkania, co może oznaczać, że szefowie państw i rządów spędzą w Brukseli nie jeden, lecz kilka dni.
Jak podkreślają nasi rozmówcy, Michel jest nastawiony na porozumienie. Chodzi o pokazanie, że po brexicie Wspólnota zachowuje polityczną spójność i mówi jednym głosem. Nie oznacza to, że negocjacje budżetowe się zakończą. Chodzi raczej o układ polityczny, który pokaże, że udało się zrobić krok naprzód. – Możliwe jest zbliżenie stanowisk, ale bez przełomu z powodów negocjacyjno-psychologicznych – mówi unijny dyplomata. W warunkach antagonizmów pomiędzy krajami członkowskimi przywódcom walczącym o cięcia trudno byłoby wytłumaczyć we własnych stolicach, dlaczego zgodzili się na więcej. Podobnie w przypadku krajów, które mają ucierpieć z powodu planowanych oszczędności – ich liderzy mieliby twardy orzech do zgryzienia, gdyby przyszło im tłumaczyć się z kolejnych straconych miliardów.
Dlatego między stolicami trwa ostra negocjacyjna batalia. Austriacki kanclerz Sebastian Kurz zapowiada weto, jeśli budżet na lata 2021–2027 miałby osiągnąć poziom 1,11 proc. dochodu narodowego brutto wszystkich krajów UE. Na większy budżet nie zgadzają się także Dania, Holandia, Niemcy i Szwecja. Przeciwko sobie mają grupę przyjaciół polityki spójności, która liczy 17 krajów mniej lub bardziej przywiązanych do utrzymania wysokich funduszy na rozwój regionów.
Polska ma najwięcej do stracenia. Dlatego Morawiecki w rozmowie z Michelem przedstawił – jak twierdzi nasz informator – kilkanaście potencjalnych nowych źródeł dochodów własnych. Na razie na tapecie są podatek od niepoddanego recyklingowi plastiku i wpływy z handlu pozwoleniami na emisję CO2. Oba te rozwiązania byłyby jednak dotkliwsze dla nas i innych krajów regionu, bo emitujemy relatywnie więcej gazów cieplarnianych i gorzej radzimy sobie z sortowaniem odpadów. Dlatego Warszawa pokazuje, gdzie jeszcze szukać dochodów.
– Premier Morawiecki jest w grupie, która uważa, że lista potencjalnych dochodów własnych powinna być dłuższa – podkreśla rozmówca w Brukseli. W grę wchodzą podatek cyfrowy, podatek lotniczy od gazów cieplarnianych emitowanych przez samoloty, cło klimatyczne wyrównujące koszty emisji CO2 na granicach UE czy podatek od transakcji finansowych. Na dopracowanie nowych rozwiązań jest niewiele czasu, ale przywódcy mogliby się zgodzić na wprowadzenie nowych dochodów już w trakcie trwania perspektywy. Zwłaszcza że cło klimatyczne to kwestia nie najbliższych miesięcy, lecz najpewniej lat.
Obłożenie towarów przywożonych do UE dodatkową daniną jest kartą przetargową w rozmowach z Chinami na temat wprowadzenia przez nich systemu handlu pozwoleniami na emisję dwutlenku węgla. Niektóre dochody własne mogą więc zostać zapisane w budżecie, ale na razie jako wyraz woli politycznej do zrealizowania w przyszłości. Negocjacje obecnej perspektywy budżetowej zostały zakończone w lutym 2013 r., 10 miesięcy przed rozpoczęciem nowej siedmiolatki. Po ugodzie budżet musi jeszcze zostać zaakceptowany przez Parlament Europejski, który domaga się hojnego rozdania na poziomie 1,3 proc. DNB. W innym przypadku izba również nie wyklucza weta.