Kolejne kraje, w ramach przygotowań do energetycznej rewolucji, rozwijają technologie energetyczne oparte na wodorze. Polska ma w tej dziedzinie duży potencjał, ale jej realne działania są stosunkowo mało ambitne – oceniają eksperci.
Plany inwestycji w technologie wodorowe: / DGP
Rząd niemiecki pracuje nad systemem zachęt mającym na celu zwiększanie udziału wodoru w krajowym miksie energetycznym – kosztem m.in. bardziej emisyjnego gazu ziemnego. Przedstawienie programu planowane jest na początku grudnia – poinformował w zeszłym tygodniu Bloomberg.
Wodór, uznawany przez wielu ekspertów za paliwo przyszłości, może posłużyć nie tylko do niskoemisyjnego napędzania pojazdów. Jego zastosowania obejmują też m.in. ciepłownictwo, w którym może on stanowić alternatywę dla gazu, kogenerację, czyli jednoczesną produkcję prądu i ciepła, przemysł chemiczny oraz magazynowanie energii z OZE.
Strategia, która ma zostać zaprezentowana w najbliższych tygodniach, to nie pierwsza inicjatywa Berlina związana z wodorem. Kilka miesięcy temu rząd niemiecki zapowiedział, że zainwestuje 100 mln euro rocznie w badania nad technologiami opartymi na tym pierwiastku. Zaawansowana jest także współpraca w tym zakresie pomiędzy państwem, nauką i biznesem. W ramach powołanego wspólnego funduszu planowane na dekadę wydatki na rozwój technologii wodorowych sięgnęły blisko 1,5 mld euro, z czego połowę zapewnił rząd federalny. Już w 2017 r. w Niemczech działało sto stacji ładowania pojazdów wodorowych. Obecnie w kraju powstaje też budowana przez Shell największa na świecie wytwórnia wodoru. Ma docelowo produkować 1300 ton gazu rocznie.
Najwięksi krajowi producenci wodoru to Grupa Azoty i Lotos
Produkcja wodoru pozostaje jednak wyzwaniem. Najbardziej przyszłościowa metoda jego wytwarzania przez elektrolizę (tzw. technologia power-to-gas, polegająca na rozbiciu z pomocą prądu wody na tlen i wodór) sama jest bardzo energochłonna. Gdy wykorzystywana do tego celu energia pochodzi z paliw kopalnych, stawia to pod znakiem zapytania środowiskowy atut wodoru. Z kolei napędzanie elektrolizy przez OZE – według niemieckiej edycji portalu Euractiv – jest na razie drogie i niezbyt wydajne. Zdaniem Michała Hetmańskiego z think tanku Instrat koszty takich rozwiązań spadają wraz z cenami prądu z OZE i zwiększają szansę na upowszechnienie tej technologii.
Atrakcyjność rozwiązań opartych na wodorze będzie też rosnąć wraz z zaostrzaniem się unijnej polityki klimatycznej, wzrostem kosztów emisji i transformacją energetyki na czyste, ale mniej stabilne odnawialne źródła. Kolejnym sygnałem, który może zmotywować europejskie rządy do inwestowania w te technologie, jest ewolucja polityki Europejskiego Banku Inwestycyjnego, który wycofuje się z kredytowania projektów związanych z gazem ziemnym, ale ma wspierać np. te związane z adaptacją infrastruktury do wykorzystywania gazów niskoemisyjnych, takich jak wodór. Pod koniec ubiegłego tygodnia propozycję stopniowego wprowadzania wodoru do sieci zapowiedzieli francuscy operatorzy gazociągów. Na początku udział wodoru miałby wynieść 6 proc., a po 2030 r. osiągnąć 20 proc.
Na wsparcie EBI będą miały też szanse projekty związane z rozwojem technologii wodorowych: power-to-gas, a także wychwytywania i magazynowania dwutlenku węgla. Oczekuje się, że w ślad za europejskim bankiem zmieniać się będzie także polityka innych kluczowych instytucji finansowych.
Czy Polska też może postawić na wodór? Według tegorocznego raportu 300Gospodarki pt. „Wodorowa alternatywa” Polska, produkując megatonę wodoru rocznie, jest jednym z liderów produkcji tego gazu w Europie. (Wykorzystujemy go głównie w przemyśle chemicznym i paliwowym). Taka ilość – twierdzą autorzy raportu – stanowi 14 proc. zapotrzebowania całej UE i wystarczyłaby na zasilenie nawet 4,7 mln samochodów osobowych rocznie. „Stawiając na wodór, mamy szansę, by znaleźć się w technologicznej awangardzie i stworzyć rozwiązania, które będą wspierać niskoemisyjną gospodarkę w Polsce i na świecie” – czytamy w raporcie.
Zwiększenie roli wodoru – w tym w zagospodarowywaniu nadwyżek energii – jest też w opublikowanym w tym miesiącu projekcie polityki energetycznej do 2040 r. Jako „pożądaną” określono w nim również produkcję wodoru przy wykorzystaniu OZE. Zgodnie ze strategią rząd ma jednak czas na opracowanie ram prawnych dla wykorzystania wodoru w transporcie i energetyce do 2021 r., a pełne rozwinięcie w perspektywie 2030 r. Prowadzenie działań badawczo-rozwojowych i analiza możliwości sieci i instalacji gazowych do transportu gazów syntetycznych, biometanu i wodoru planowane jest z kolei dopiero na lata 2025–2040.
Najwięksi krajowi producenci wodoru to Grupa Azoty i Lotos. Projekty badawcze związane z wodorem realizują ponadto m.in. Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, Energa i PGNiG. Wczoraj Synthos poinformował, że w budowanym przez tę spółkę w partnerstwie z Siemensem bloku gazowo-parowym w Oświęcimiu będzie możliwe spalanie paliw o wysokiej zawartości wodoru. Na razie jednak – w ocenie ekspertów – jeśli chodzi o rozwijanie technologii wodorowych, Polska pozostaje w tyle za resztą Europy.
– Na tle Europy w Polsce de facto nie ma projektów power-to-gas albo są one mało ambitne. Nie mamy dziś ani jednej działającej takiej instalacji – mówi DGP Hetmański. Jak zaznacza, dotyczy to także znacznej części sektora prywatnego. – Najszybciej po tani i czysty wodór sięgnie przemysł chemiczny i hutniczy, bo to on najbardziej odczuwa rosnące koszty emisji CO2. Równolegle o jego zagospodarowanie stara się transport – dowodem na to jest sporo projektów zachodnich koncernów motoryzacyjnych w tej dziedzinie, np. Audi oraz MAN – dodaje ekspert Fundacji Instrat.