Wszystko wskazuje na to, że nie będzie poboru podatku od sprzedaży detalicznej w 2020 r.
Choć daninę wprowadzono jeszcze w 2016 r., to do tej pory fiskus nie zobaczył z niej ani złotówki. Ze względu na spór między Polską a Komisją Europejską pobór podatku jest zawieszony. Według obecnego stanu prawnego – do końca grudnia tego roku.
– Wszystko wskazuje na to, że zawieszenie poboru zostanie przedłużone – mówi nam jednak osoba z rządu. Dlaczego? Komisja uważa, że nowy podatek jest niedozwoloną pomocą publiczną (preferuje małe sklepy). I choć rząd w Warszawie wygrał z nią w maju przed Sądem Unii Europejskiej, to sprawa znów trafia na wokandę. Pod koniec lipca KE odwołała od wyroku i sprawa trafi na wokandę Trybunału Sprawiedliwości UE. Nie wiadomo, kiedy trybunał zajmie się sprawą, a tym bardziej – kiedy zapadnie wyrok. Biorąc pod uwagę tryb stosowany przez TSUE w innych sprawach, może to nastąpić dopiero w drugiej połowie przyszłego roku. Właśnie z tego względu zawieszenie poboru mogłoby potrwać jeszcze przez cały przyszły rok.
– Pobieranie daniny byłoby ryzykowne, bo w przypadku przegranej trzeba by ją oddać wraz z odsetkami – mówi nasz rozmówca.
Teoretycznie rząd mógłby nie robić nic i poczekać do końca roku, aż wygaśnie ustawa zawieszająca pobór podatku. I od nowego roku sieci handlowe musiałyby już odprowadzać 0,8 proc. od przychodu 17–170 mln zł miesięcznie i 1,4 proc. od przychodu powyżej 170 mln zł. Ale budżet radzi sobie bez dodatkowego obciążenia sieci detalicznych. Według danych opublikowanych w ubiegłym tygodniu deficyt w państwowej kasie po wrześniu wyniósł 1,8 mld zł. To zaledwie 6,3 proc. planu na cały rok.
Nasz rozmówca podkreśla, że decyzja w sprawie podatku może zapaść w ostatniej chwili. Podejmie ją już nowy parlament i rząd: zawieszenie wprowadza się specjalną ustawą.
Handlowcy nie mogą jednak spać spokojnie, bo od ubiegłego tygodnia zdają sobie też sprawę, że rząd nie zamierza im odpuszczać. Minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz w rozmowie z Radiem Zet mówi, że trwają prace nad obłożeniem sieci tzw. congestion tax. Czyli opłatą środowiskową za generowanie zbyt dużego ruchu samochodów w centrach miast. Miałaby ona być skonstruowana na wzór hiszpański. A właściwie jeden ze wzorów, bo na Półwyspie Iberyjskim funkcjonuje ich kilka.
Mieczysław Gonta, partner w firmie doradczej PwC, podaje kilka przykładów. We wspólnocie autonomicznej Asturias od lat funkcjonuje danina, którą obciążani są właściciele lokalu lub lokali handlowych tworzących przestrzeń np. centrum handlowego. Obszar ten, aby podlegał podatkowi, musi być większy niż 4 tys. mkw. Przy spełnieniu tego wymogu podstawą opodatkowania jest obszar parkingowy dostępny dla rozpatrywanej przestrzeni handlowej. Im bliżej centrum miasta, tym podatek wyższy, bo stosuje się jeszcze mnożniki od 1,25 do 1,5 podstawy opodatkowania.
– W Katalonii z kolei podatek oblicza się na podstawie wzoru, w którym zmienną jest liczba aut wjeżdżających na parking. Jeśli podmiot nie posiada oprogramowania dającego możliwość zliczania aut, stosowane są ustalone mnożniki, których wysokość zależna jest od charakteru wykorzystywania powierzchni – tłumaczy ekspert.
W „wariancie hiszpańskim” pieniądze z opłaty trafiałyby do budżetów miast, które mogłyby je wydawać np. na inwestycje w transport publiczny. Jako podatek lokalny nowa danina nie zastąpiłaby podatku handlowego, tylko mogłaby funkcjonować równolegle.
– Congestion tax byłby kolejną komplikacją dla i tak obciążonego rynku sprzedaży detalicznej. Zakaz handlu w niedzielę, opłaty środowiskowe czy od marnowanej żywności oraz planowane obostrzenia odnośnie do sprzedaży marek własnych to tylko niektóre z wyzwań, z jakimi mierzy się obecnie branża – zwraca uwagę Mieczysław Gonta.
Ministerstwo Finansów odcina się od pomysłów na nową opłatę. Handlowcy już protestują, zapowiadając, że nie poddadzą się bez walki. Szczególnie w przypadku, gdyby musieli zapłacić nie jedną, ale obie daniny. Sam pomysł nowej opłaty ich zaskoczył, bo – jak twierdzą – nie unikają płacenia podatków, co im się powszechnie zarzuca.
– W latach 2015–2018 w każdym roku obrotowym odprowadziliśmy 1 mld zł podatków CIT, VAT i PIT oraz innych danin publicznych. W samym roku obrotowym 2018 zapłaciliśmy ponad 100 mln zł podatku CIT. Dodatkowo warto zaznaczyć, że wielkość opłacanych podatków i danin wykazuje w okresie kilku ostatnich lat tendencję rosnącą – mówi Aleksandra Robaszkiewicz z Lidl Polska.
IKEA podkreśla, że najistotniejszą kwestią jest obecnie to, że na kilka tygodni przed końcem roku nie wiadomo, czy i jakie podatki zostaną nałożone na branżę handlu detalicznego od początku następnego roku.
2 mld zł na tyle planowano wpływy z podatku w 2016 r.
355 tys. sklepów działa w Polsce
27 proc. to sklepy o powierzchni ponad 1 tys. mkw.