- W Brukseli słyszą wypowiedzi przedstawicieli polskiego rządu, że unijne pieniądze już nie są nam tak potrzebne – mówi w wywiadzie dla DGP Jan Olbrycht, sprawozdawca unijnego budżetu w PE.
Fundusze UE zostaną powiązane z praworządnością?
Wciąż trwa proces legislacyjny. Parlament Europejski przyjął już stanowisko do projektu rozporządzenia w tej sprawie. Ale, aby zakończyć prace, musi poczekać na decyzję ministrów w Radzie, którzy będą przyjmować stanowisko większością kwalifikowaną, by potem podjąć wspólnie z Parlamentem ostateczną decyzję. Nie można więc jeszcze nic przesądzać, ale jeśli chodzi o wolę polityczną, to kilka stolic wyrażało opinię, że jest to wręcz warunek niezbędny do dalszych rozmów. To były przede wszystkim kraje skandynawskie. Warto dodać, że sam projekt przygotowała Věra Jourová, komisarz z Czech.
/>
Ursula von der Leyen zapowiedziała prowadzenie przeglądu praworządności we wszystkich krajach. Z polskiego rządu płyną sygnały, że nie będzie mieć nic przeciwko uwarunkowaniu wypłat praworządnością, jeśli cały mechanizm będzie oparty właśnie o ocenę praworządności we wszystkich państwach, nie tylko w Polsce. To jest możliwe?
To bardzo dobry pomysł. My, polscy posłowie z EPL, od początku podkreślaliśmy, że nie można wprowadzać mechanizmu, który jest projektowany pod sytuację w danym państwie. Takie przepisy byłyby ułomne i nie spełniałyby swojego zdania. Zagrożenia związane z przestrzeganiem zasad państwa prawa mogą wystąpić w każdym kraju. Musimy zadbać o uniwersalny mechanizm. Tylko w ten sposób unikniemy zarzutu, że to działanie tendencyjne, przygotowane np. dla Polski i Węgier.
Myślę, że przewodnicząca von der Leyen podchwyciła ten wątek, proponując przegląd dla wszystkich państw. Niewykluczone, że za tym może kryć się chęć podczepienia przeglądu pod mechanizm wiążący fundusze z praworządnością. Oznaczałoby to, że decyzja o zawieszeniu wypłat z unijnego budżetu dla danego państwa zapadałaby po przeprowadzeniu takiego przeglądu w całej UE, nie tylko w jednym państwie. Kto wie, czy KE nie zmodyfikuje swojego projektu. W sensie formalnym to on został już przedłożony, ale być może w czasie debaty zostanie wprowadzony zapis łączący mechanizm z zapowiadanym przez nową przewodniczącą przeglądem. Tym bardziej byłoby to uzasadnione, że kluczowe w debacie pomiędzy Parlamentem a Radą było to, kto ma oceniać to, czy zasady państwa prawa zostały naruszone. Poprzednia Komisja zaproponowała, by to było jej zadanie – wnioski przedkładałaby Radzie. Parlament Europejski miał jednak inne zdanie, że oceny powinna dokonywać komisja ekspertów. Są więc różnice. Być może rozsądzi to nowa Komisja Europejska, która zaproponuje, że zamiast punktowego działania podejmowanego, kiedy coś gdzieś się dzieje w jakimś kraju, dokonywany będzie przegląd we wszystkich państwach. Nie słyszałem jeszcze o powiązaniu tego, ale nie zdziwiłbym się.
PE zaproponowa poprawkę, która ma zabezpieczyć odbiorcę końcowego – w momencie stwierdzenia naruszenia praworządności i zablokowania funduszy oni i tak mają otrzymać pieniądze. Poprawka jest jednak niejednoznaczna i polskie województwa boją się, że to one, a nie rząd, będą musiały pokryć koszty unijnych projektów. Da się to jeszcze naprawić?
Naszą intencją było zwrócenie uwagi na kwestię odpowiedzialności za naruszanie zasad państwa prawa. Nie może być tak, że jakaś szkoła czy gmina będzie ponosić winę za decyzje rządu. Sprawa jednak nie jest prosta, bo w UE są również państwa o charakterze federalnym, w których regiony mają dużą autonomię. W odróżnieniu od polskich samorządów one mogą podejmować decyzje niezgodnie z zasadami praworządności. W naszym stanowisku pojawiło się rozróżnienie na władze publiczne i beneficjentów końcowych. Ale to mogłoby z kolei w takich krajach jak Polska wzbudzać kontrowersje w samorządach województwa jako władzach publicznych dystrybuujących fundusze.
W pierwszej reakcji Parlamentu staraliśmy się to zawrzeć w sposób ogólny, pokazujący kierunek. Teraz na następnych etapach będziemy robili wszystko, by to uszczegółowić i usunąć ewentualne wątpliwości.
Polscy samorządowcy mogą spać spokojnie? Ta poprawka zostanie zmieniona?
Sytuacja jest lepsza niż była, bo w projekcie KE w ogóle nie było żadnej wzmianki na temat ochrony odbiorców końcowych. Teraz trzeba te propozycje doprecyzować. Naszym celem nie jest dotknięcie tego, kto zajmuje się dystrybucją pieniędzy, ale przeniesienie odpowiedzialności na tych, którzy odpowiadają za łamanie zasad państwa prawa.
Polska według projektu KE ma stracić 23 proc. funduszy na spójność. Słyszymy, że dla niektórych krajów projektowana składka w wysokości 1,11 proc. dochodu narodowego brutto (DNB) to nadal za dużo. Kompromisem ma być 1,06 proc. To oznacza kolejne cięcia?
Wszystkie państwa zgodziły się na nowe wydatki takie jak ochrona granic, system azylowy i obronność. Tutaj jest zgoda, że na te nowe zadania trzeba znaleźć pieniądze. Parlament Europejski nie zgadza się jednak na to, by to odbywało się kosztem tradycyjnych polityk – spójności i rolnictwa. Jeśli kraje chcą nowych zadań, to powinny być na to nowe pieniądze – albo dodane do składki państw członkowskich, albo jako nowe dochody własne wpływające bezpośrednio do UE.
Komisja Europejska próbowała pogodzić w swoim projekcie wszystkie kraje, proponując cięcia w tradycyjnych politykach. W ich wyniku Polska ma stracić 23 proc. środków w stosunku do obecnej perspektywy finansowej. W przypadku polityki spójności nie chodzi jednak tylko o cięcia, ale również o samą „filozofię tej polityki”. KE postanowiła radykalnie zmniejszyć Fundusz Spójności, który przeznaczony jest na największe inwestycje infrastrukturalne – jedyny fundusz, który jest adresowany do państw słabszych. Ma on zostać zmniejszony o 60 proc. w skali całej UE. Mniej będzie pieniędzy adresowanych do tych słabszych, a więcej do wszystkich. Dlaczego? Zdaniem Komisji pewien poziom doganiania państw silniejszych przez słabsze został osiągnięty.
Mniej na nas słabych, bo nie jesteśmy już wcale tacy słabi.
Z Polski od przedstawicieli rządu płyną sygnały, że te pieniądze już nie są nam tak bardzo potrzebne albo że mamy więcej z uszczelnienia VAT niż z pieniędzy europejskich. Chociaż te wypowiedzi padają na potrzeby polityki wewnętrznej, to są skrzętnie odnotowywane w Brukseli. Szef KE Jean-Claude Juncker jeszcze pięć lat temu mówił, że nam trzeba dać dużo, bo mamy dobre efekty. Dzisiaj słyszymy na odwrót – ponieważ Polska ma dobre efekty, to nie ma potrzeby, by stosować nadzwyczajne formy wsparcia. Te cięcia na poziomie 23 proc. to jest splot wielu okoliczności, ale także reakcja na zachowanie Polski.
Te cięcia mogą być większe? Skoro część krajów nie chce płacić większych składek?
Główne negocjacje w tej chwili są po stronie ministrów. To na przedstawicielach polskiego rządu spoczywa dzisiaj obowiązek przeprowadzenia radykalnej i skutecznej akcji. Parlament Europejski nie chce się zgodzić na cięcia, co wyraziliśmy w naszym stanowisku, którego jestem współautorem, przyjętym jeszcze przed wyborami. Jeżeli nowy Parlament podtrzyma to podejście, to niewykluczone, że wiosną, gdy dostanie stanowisko uzgodnione jednomyślnie przez rządy, powie „nie”.
Może zawetować budżet?
Mamy takie narzędzie w ręku. Parlament wydaje tylko decyzję „tak” lub „nie”.
Nie zabraknie wtedy czasu na uchwalenie budżetu?
Nowy budżet musi być gotowy do 2021 r. Pozostało jeszcze półtora roku.