Czas pociągnąć do finansowej odpowiedzialności największe koncerny, które od lat płacą grosze za wprowadzanie na rynek produktów w opakowaniach tak zaprojektowanych, że ich recykling jest nieopłacalny lub wręcz technicznie niemożliwy.
DGP
Pod tym apelem podpisują się dziś niemal wszyscy eksperci i przedstawiciele branży odpadowej: od samorządowców, przez prywatne firmy, na recyklerach i organizacjach odzysku kończąc. Są zgodni, że przez lata zaniedbań i iluzoryczny nadzór nad rynkiem przyzwoliliśmy na rozplenienie się patologii, które dziś rzutują na uczciwy biznes i obciążają mieszkańców kosztami jak nigdzie indziej w UE.

Fikcja kontroli

– Polska jest wyjątkowym krajem, gdzie przemysł produkujący miliony opakowań nic nie płaci za ich wprowadzanie. W krajach Europy Zachodniej pokrywa zaś 30 lub nawet 50 proc. kosztów działania systemu. U nas system Rozszerzonej Odpowiedzialności Producentów (ROP – red.) szwankuje, przez co biznes dorzuca do wspólnej puli niewspółmiernie mało, bo średnio 1 zł na mieszkańca, w większości krajów UE to od 5 do 15 euro, czyli nawet 40 razy więcej – mówi Krzysztof Kawczyński z Krajowej Izby Gospodarczej.
Dlaczego do tego doszło, gdy podobne mechanizmy ROP działają np. w sektorze zużytego sprzętu elektronicznego czy utylizacji przepracowanych olejów? W przypadku plastików i opakowań mowa jest o dużo większym i bardziej rozproszonym rynku, który trudniej skontrolować – przekonują eksperci.
Efekt tej iluzorycznej kontroli jest taki, że cały system odpadowy jest finansowo niewydolny, bo mimo rosnących cen za zagospodarowanie śmieci wciąż zbyt mało wysegregowanego surowca trafia do przetworzenia. A to czyni osiągnięcie wyśrubowanego 50-proc. poziomu recyklingu w przyszłym roku celem mocno wątpliwym.
Co gorsza, gonią nas terminy, które wynikają z unijnych dyrektyw. Krajowe przepisy wdrażające ROP mają zostać uchwalone do lipca 2020 r., a konkretne regulacje powinny obowiązywać najpóźniej od 2023 r.

Kontrowersyjny podział rynku

Dziś eksperci, a także sami rządzący nie mają wątpliwości, że zmiany są konieczne. W praktyce oznaczałyby one obciążenie firm wyższymi opłatami i zobowiązanie do recyklingu wprowadzanych opakowań. Sęk w tym, że chociaż eksperci są zgodni co do diagnozy, to już różnią się w ocenie, co będzie najlepszym panaceum. Główne osie sporu są dwie: w jakiej formie i wysokości pobierać opłatę, a także do kogo miałby trafić ten dodatkowy strumień pieniędzy od producentów.
Wczoraj swoją koncepcję systemu przedstawili Związek Pracodawców EKO-PAK, Polska Federacja Producentów Żywności oraz Związek Pracodawców „Browary Polskie”. Ich koncepcja trafiła już do Ministerstwa Środowiska.
Jej kluczowym założeniem jest urealnienie kosztów. Innymi słowy, branża sprzeciwia się idei odgórnie narzucanego parapodatku w formie np. opłat recyklingowych. Jak przekonuje Krzysztof Baczyński, prezes Zarządu Związku Pracodawców EKO-PAK, byłoby to niezgodne z dyrektywą, która wskazuje jednoznacznie, że „koszty ponoszone przez producentów muszą odpowiadać faktycznym kosztom ponoszonym na gospodarkę odpadami”. – Muszą one być też ustalane w sposób przejrzysty z udziałem zainteresowanych stron – wskazuje ekspert.
Branża proponuje też, by finansowanie z ROP trafiało bezpośrednio do przedsiębiorstw odbierających i zagospodarowujących odpady. – Chociaż są to ustawowe obowiązki gmin, to w rzeczywistości samorządy realizują te zadania właśnie przez takie podmioty. I to one będą stanowić centra kosztowe związane operacyjnie z odbiorem i przygotowaniem do recyklingu odpadów opakowaniowych – wyjaśnia Magda Dziczek, ekspertka EKO-PAK.
Zgodnie z najnowszą propozycją większą rolę w systemie odegrałyby też organizacje odzysku opakowań. Będą one musiały pozyskać recyklerów, do których skierowane zostaną odpady. W założeniu zdejmie to z instalacji komunalnych (zwłaszcza małych) konieczność poszukiwania odbiorcy na niewielkie ilości lub trudne do recyklingu rodzaje odpadów surowcowych.

Lepszy nadzór rynku

W ocenie branży konieczne jest też wprowadzenie lepszych mechanizmów kontroli wszystkich uczestników rynku. Mowa tu m.in. o obowiązkowych zewnętrznych audytach, które dotyczyłyby nie tylko recyklerów, jak obecnie, ale też organizacji odzysku, firm odbierających odpady oraz instalacji je przetwarzających.
W tej kwestii branża pokłada duże nadzieje w opracowywanej przez Ministerstwo Środowiska Bazie Danych o Odpadach (BDO). Ma ona zakończyć etap papierowej sprawozdawczości na rzecz elektronicznych ewidencji. Resort środowiska zapowiadał, że kolejne moduły BDO będą sukcesywnie uruchamiane i trwają właśnie pilotażowe testy nowych funkcjonalności, które będą w pełni działać w nowym roku.
Eksperci postulują też dwuetapowe kontrole, czy odpady są rzeczywiście zbierane selektywnie. Jako pierwsza zawartość worka lub pojemnika sprawdzałaby firma odbierająca odpady. Później zaś kontrolowałaby to instalacja, do której transport trafia.
– Konieczność weryfikacji jakości odbieranych odpadów wynika z bardzo ważnej roli recyklerów w nowym systemie. To od nich zależeć będzie, czy odpad zostanie w ogóle przyjęty. Jeżeli jest zanieczyszczony, to jest dla recyklerów bezużyteczny – wyjaśniają przedstawiciele EKO-PAK.

Zaangażowanie rządu

W oficjalnych komunikatach Ministerstwo Środowiska podkreśla, że nie odżegnuje się od potrzeby zbudowania systemu na nowych zasadach. Sęk w tym, na kompleksową reformę systemu ROP nie było do tej pory czasu. Kryzys związany z pożarami odpadów i działaniami mafii śmieciowej wymusił na resorcie pilne nowelizacje dwóch ustaw, które miały wzmocnić nadzór i położyć kres przestępstwom. Towarzyszyły temu prace nad wieloma rozporządzeniami wykonawczymi. Później zaczęła się zaś trwająca kilka miesięcy batalia wokół ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach. Innymi słowy, czasu na poważną refleksję nad ROP nie było.
– Przewidujemy, że nowelizacja, która będzie wprowadzać nowe obowiązki producentów, powinna wejść w życie w połowie przyszłego roku – twierdzi wiceminister Sławomir Mazurek. Co więcej, resort zapowiedział, że pierwsze konsultacje dotyczące ROP ruszą już w sierpniu. Z naszych ustaleń wynika jednak, że będą to raczej założenia do nowego systemu, bo na konkretny projekt zmian przyjdzie nam najpewniej poczekać do czasu po wyborach.