Pewną popularność zyskuje idea bezwarunkowego dochodu podstawowego, tj. systemu, w którym każdy obywatel dostaje po prostu stałą kwotę pieniędzy, a uzyskanie takiego dochodu nie wymaga spełnienia żadnych dodatkowych warunków. Podaje się cztery argumenty za. Po pierwsze, automatyzacja i robotyzacja w nadchodzących latach doprowadzi do spadku liczby miejsc pracy, więc potrzebny jest system zabezpieczenia społecznego.
Po drugie, dochód podstawowy mógłby zapewnić ludziom wolność realizacji swoich życiowych celów. Po trzecie, wyrównałby pozycję przetargową pracowników i pracodawców. Po czwarte, ograniczyłby skrajne ubóstwo i zmniejszyłby nierówności. Zwolennicy dochodu podstawowego argumentują, że kluczowa jest jego uniwersalność, bo likwiduje stygmatyzację kojarzoną z pobieraniem zasiłków. A skoro zatrudnienie nie powoduje utraty dochodu obywatelskiego, świadczenie takie nie zniechęca do podjęcia pracy. Krytyka bezwarunkowego dochodu podstawowego skupia się wokół kosztów fiskalnych i szerokiego spektrum zmian w naszych wzorcach zachowań: jak bardzo inny byłby świat z dochodem podstawowym?
Naturalnie na to pytanie nie można w prosty sposób odpowiedzieć empirycznie: niewiele krajów ma doświadczenia z dochodem podstawowym na dużą skalę. Wszystkie eksperymenty z dochodem obywatelskim odbywały się w ograniczonym horyzoncie czasowym (np. dwa lata) oraz na ograniczonej grupie mieszkańców (np. kilka wsi lub losowo wybrana niewielka liczba uczestników).