W sojuszu z Węgrami i Chorwatami nasz głos w EBI będzie lepiej słyszalny. Jeśli brexit dojdzie do skutku, dostaniemy stanowisko rotacyjnego wiceprezesa.
DGP
Europejski Bank Inwestycyjny to kluczowa instytucja dla unijnej gospodarki. Bank ma najwyższy możliwy rating, dzięki czemu tanio pozyskuje finansowanie, które następnie trafia do państw członkowskich. Koszt takiego kredytu też jest niski i atrakcyjny. Widać to po długiej liście projektów, jakie trafiają do głównej siedziby unijnego wehikułu finansowego w Luksemburgu. Polska od lat jest jednym z największych beneficjentów kredytowania EBI. Tylko w ubiegłym roku pozyskaliśmy stamtąd łącznie blisko 4,8 mld euro. W sumie w ostatnich dwóch dekadach napłynęło do nas ponad 66 mld euro.
Udziałowcami banku są wszystkie kraje unijnej „28”, ale za chwilę zabraknie na tej liście Wielkiej Brytanii. To szansa, aby zwiększyć polskie wpływy, i wszystko wskazuje na to, że się udało.
EBI podzielone jest na konstytuanty, do których należą kraje-akcjonariusze banku (poza największymi). Dzisiaj Polska jest w jednej z Bułgarią, Cyprem, Czechami, Maltą, ze Słowacją, Słowenią, z Węgrami oraz Chorwacją.
– Zadeklarowaliśmy udział w zwiększeniu kapitału. Tworzymy w EBI nową konstytuantę razem z Węgrami i Chorwatami. Będzie miała stałego wiceprezesa w zarządzie banku. Stanowisko to będzie rotowało w ramach tej trójki krajów, ale Polak będzie je sprawował przez sześć lat. Następnie na zdecydowanie krótszy okres Węgier lub Chorwat, później znów sześć lat ktoś od nas i tak cały czas – mówi nasz informator z kręgów dyplomatycznych w Brukseli. Warunkiem niezbędnym do realizacji tego planu jest jednak brexit. Po opuszczeniu przez Brytyjczyków Wspólnoty pojawi się bowiem luka kapitałowa, którą trzeba będzie zasypać. My zamierzamy walnie się do tego przyczynić i tym samym poprawić naszą pozycję w luksemburskiej instytucji oraz zdobyć większy wpływ na politykę kredytową banku. Siła głosu zależy bowiem od udziału w kapitale.
Na stronach Parlamentu Europejskiego można znaleźć dokumenty ze szczegółami zmian w statucie EBI i tym, jak w nowej układance będzie pozycjonowała się Polska. Dzisiaj zajmujemy 11. lokatę wśród akcjonariuszy (ok. 5 mld euro kapitału subskrybowanego i 2,1 proc. udziału w całkowitym kapitale banku). Nasz kapitał planujemy zwiększyć o 5,4 mld euro, a Rumuni o 125,5 mln euro. Dzięki temu przesuniemy się na 7. miejsce z udziałem w wysokości 4,58 proc. Musimy jeszcze tylko wpłacić ok. 480 mln euro w dziesięciu ratach.

Długie negocjacje

– W ramach nieformalnego porozumienia w naszej dotychczasowej grupie stanowisko wiceprezesa piastuje przedstawiciel jednego z dziewięciu krajów przez trzy lata. To znaczy, że de facto musimy na nie czekać prawie 20 lat. Teraz zajmuje je Słowak Vazil Hudák – mówi nasz rozmówca.
Ostatni wiceprezes od nas to Marta Gajęcka w latach 2007–2010.
Jak doszło do tego, że Polska poprawi swoją pozycję? To efekt długich, prawie dwuletnich negocjacji, które prowadziło Ministerstwo Finansów. Nasi informatorzy wskazują, że od początku do końca sprawę pilotował wiceminister finansów Piotr Nowak. Odmówił nam jednak komentarza.
– Nowak przekonał Mateusza Morawieckiego, że musimy zawalczyć albo o stałego wiceprezesa EBI i tym samym wypełnić całkowitą lukę kapitałową po Brytyjczykach, albo przynajmniej wziąć udział w takim dokapitalizowaniu, które pozwoli nam zwiększyć udziały w większym zakresie, niż wynikałoby to z obecnego akcjonariatu banku – mówi nam polski dyplomata.
Pierwotnie w UE przeważał pogląd, że zasypywanie dziury po Wielkiej Brytanii powinno być symetryczne, czyli każdy kraj dokłada się proporcjonalnie do tego, co już ma. Obecnie dominującą pozycję w tej instytucji oprócz Brytyjczyków mają Francuzi, Niemcy i Włosi (wszyscy po 16,1 proc.).
– Gdyby doszło do symetrycznego dokapitalizowania, wówczas udział każdego z trzech ostatnich państw wzrasta do ok. 19 proc. i daje im to kontrolę nad całą instytucją, co jest mało spójne z unijnym traktatami i duchem Wspólnoty. Dlatego od początku walczyliśmy o asymetryczne zwiększenie kapitałów – podkreśla nasz informator.
Chociaż operacyjnie EBI kieruje komitet zarządzający, na czele którego stoi prezes Niemiec Werner Hoyer, to najważniejsze decyzje podejmują akcjonariusze w ramach dwóch organów: Rady Dyrektorów (zasiadają wiceministrowie, z Polski Piotr Nowak) oraz Rady Gubernatorów (ministrowie, najczęściej finansów). Nasi rozmówcy z EBI wskazują, że w EBI i UE nie było woli, aby Polska obejmowała całość brytyjskich udziałów.
– Trudno było też kraje-akcjonariuszy przekonać do zwiększenia naszej roli w banku. Blokowali to głównie Szwedzi i Litwini. Żeby polski plan się powiódł, konieczna była jednomyślność. Nowak zapowiadał wielokrotnie, że zablokujemy symetryczne zasypywanie brytyjskiego ubytku. Sytuacja była więc patowa – twierdzi dyplomata, z którym rozmawialiśmy.
Do przesilenia doszło dopiero na ubiegłorocznym spotkaniu Tatra Summit w Bratysławie. Wówczas udało nam się przekonać Niemców i Francuzów, a to de facto załatwiło sprawę w samym EBI, a także w PE i Komisji Europejskiej. Formalnie sprawa powinna się domknąć w lipcu tego roku decyzją Rady Europejskiej.

Więcej Polaków, więcej wpływu

Zwiększenie udziałów w banku i poprawa naszej pozycji ma nie tylko wizerunkowe znaczenie, ale powinna przynieść również bardziej wymierne efekty. – Przede wszystkim będziemy mieli wpływ na obsadzenie większą liczbą rodaków wysokich stanowisk w EBI. To może się przełożyć na większe wpływy, jeśli chodzi o to, jakie projekty będą miały priorytet w finansowaniu, w jakim kierunku bank będzie się rozwijał i które sektory gospodarki będą największymi beneficjentami kredytowania. To pozwala także lobbować za typowo polskimi projektami – mówi nasz informator zbliżony do banku,
Zwraca uwagę, że kiedy Marta Gajęcka była wiceprezesem, udało się m.in. zablokować finansowanie projektu Nord Stream.
– Zazwyczaj zarząd EBI podejmuje decyzje leżące w obszarze jego kompetencji poprzez konsensus i unikając głosowania. Sprzeciw jednego z członków jest w takiej sytuacji trudny do obejścia – podkreśla.