Rząd rusza z pracami nad systemem zachęt, które mają skłonić Polaków mieszkających za granicą do powrotu do kraju. - Myślę, że po eurowyborach będziemy o tym rozmawiać z panem premierem - zapowiada minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz. Opowiada też, co dalej z Uberem w Polsce i zdradza swój pomysł, jak uregulować funkcjonowanie hulajnóg elektrycznych w dużych miastach.

Zdecydowanie opowiedziała się pani przeciwko „testowi przedsiębiorcy”, który forsowała minister finansów Teresa Czerwińska. Na łamach DGP przekonywała pani niedawno, że oddzielanie osób samozatrudnionych od „prawdziwych” przedsiębiorców byłoby zbyt arbitralne, a proponowane przepisy - łatwe do omijania. Co w takim razie proponuje pani w zamian?

Ze statystyk GUS wynika, że tylko niecałe 2 proc. prowadzących działalność gospodarczą przyznaje, że jest na tzw. samozatrudnieniu, ponieważ zostali do tego zmuszeni przez swoich pracodawców. Skala jest zatem znikoma i błędną byłaby strategia strzelania z armaty do muchy, podważając zaufanie w relacjach pomiędzy przedsiębiorcami a administracją publiczną. Z drugiej strony, jak wynika z danych Eurostatu, jesteśmy w grupie państw, wśród których samozatrudnienie jest najwyższe. Dlatego warto się nad tą kwestią pochylić, jednak nie poprzez ograniczanie swobody prowadzenia działalności gospodarczej, ale rozwiązania w zakresie stosunku pracy. Zachęcałabym tym samym właściwe przedmiotowo instytucje do podjęcia działań leczących przyczynę choroby. Nie chcielibyśmy tworzyć rozwiązań prawnych, które będą uderzać w najsłabszych, penalizować tych, którzy na samozatrudnienie są wypychani, zamiast sprawców tego procesu. Prowadzenie działalności gospodarczej powinno być świadomą i wolną decyzją przedsiębiorcy, nie zaś wymuszeniem ze strony szukającego oszczędności pracodawcy. Zresztą dzisiejsza sytuacja na ryneku pracy i rekordowo niski – nieco ponad pięcioprocentowy poziom bezrobocia powodują, że liczba samozatrudnionych będzie się stopniowo sama redukować.

A nie przekonują panią szacunki, że na osobach pracujących na własny rachunek państwo rocznie traci jakieś 1,2 mld zł?

Pytanie, na ile te szacunki są rzetelne, ponieważ one rozmijają się z danymi GUS, którymi dysponujemy. Skala zjawiska „przymusowego” samozatrudnienia jest niewielka, a projektowane rozwiązania miałyby uderzać w ofiarę, a nie sprawcę. Z całą pewnością taka interwencja legislacyjna jest dziś niepotrzebna.

Czyli teraz będzie pani bacznie patrzeć na ręce minister Czerwińskiej, by czasem nie wprowadziła testu przedsiębiorcy tylnymi drzwiami?

Nie ma takiej potrzeby. Sprawę rozstrzygnął pan premier Mateusz Morawiecki, mówiąc, że nie wprowadzamy żadnych nowych rozwiązań legislacyjnych w weryfikujących status przedsiębiorcy. Mogę zapewnić, że dopóki jestem na stanowisku, dopóty będę zabiegać o to, byśmy nie wprowadzali żadnych opresyjnych rozwiązań dla przedsiębiorców. Moim im zadaniem w rządzie jest wspieranie przedsiębiorczości i przedsiębiorców oraz czuwanie nad kondycją polskiej gospodarki. Zawsze będę wybierała rozwiązania pozytywne, motywujące – dla przedsiębiorstw i dla gospodarki narodowej.

A pani ma jakąś swoją propozycję rozwiązania tej kwestii?

Jesteśmy wciąż debiutantami w zakresie wykorzystania możliwości, jakie daje JPK VAT czy STIR. Mamy zapisy w ustawie o podatku dochodowym od osób fizycznych, które pozwalają eliminować przypadki „samozatrudnienia”. Nie potrzebujemy nowej legislacji. Krajowa Administracja Skarbowa powinna się zastanowić, w jaki sposób może wykorzystać posiadane dane. Ostatecznym celem nie powinno być karanie przedsiębiorców, ale nieuczciwych pracodawców. Samo wstawienie Steinwaya do domu nie uczyni z jego właściciela laureata konkursu chopinowskiego. Przypominam też, że według ostatnich badań Polska jest jednym z niewielu państw UE, gdzie poziom zadowolenia przedsiębiorców z tego, że są przedsiębiorcami jest jednym z najwyższych. To też świadczy o tym, że coraz częściej jesteśmy przedsiębiorcami z wyboru, a nie z przymusu.

Z danych Eurostatu wynika, że samozatrudnieni stanowią 18 proc. wszystkich pracujących w Polsce. Daje nam to trzecie miejsce w UE, za Grecją i Włochami. To dobra czy zła wiadomość?

Zmuszanie pracownika do zakładania działalności gospodarczej i korzystanie z jego usług na zasadach pracownika etatowego w ogóle nie powinno mieć miejsca. Zgodnie z badaniami, jakimi dysponujemy, skala tego procederu jest stosunkowo niewielka i wynosi w Polsce 14-15 proc. Zatem prowadzenie działalności gospodarczej to w przeważającej większości świadoma decyzja przedsiębiorcy, dająca korzyści, takie jak elastyczność, szersze możliwości realizacji zawodowej, w tym także konsumpcji dotychczasowego doświadczenia rynkowego wraz z jego efektami finansowymi. Jeżeli ktoś decyduje się zatem na prowadzenie jednoosobowej działalności, dostrzegając szanse rynkowe, możliwość zbudowania portfela klientów czy rynku dla swojej oferty, to jest to wyraz czystej przedsiębiorczości, którą państwo powinno na każdym kroku chronić i wspierać. Wiele polskich firm, z których jesteśmy dumni , zaczynało od jednego klienta! Dziś to średnie i duże przedsiębiorstwa, rozwinęły się i konkurują także w wymiarze globalnym. Pamiętajmy, że ich początki nierzadko bywały bardzo skromne, ograniczając się do pomysłu i determinacji przedsiębiorcy-założyciela. Nie przeszkadzajmy tym odważnym ludziom w prowadzeniu zgodnie z prawem działalności gospodarczej.

Reforma Prawa zamówień publicznych, ograniczenie zatorów płatniczych, upowszechnienie płatności bezgotówkowych - to plan działań zarysowany przez MPiT w zaktualizowanym Krajowym Programie Reform. Na jakim etapie są prace nad tymi projektami?

Reforma PZP została już przyjęta przez Komitet ds. Europejskich, a 14 maja uzyskaliśmy pozytywną opinię Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego. W ciągu najbliższych dni projekt zostanie przekazany do rozpatrzenia przez Komitet Stały Rady Ministrów. Tempo prac jest wysokie, ale uważam, że to dobrze napisana i szeroko skonsultowana ustawa, do tego bardzo pozytywnie przyjęta przez rynek. Projekt ustawy przeciwdziałającej zatorom płatniczym został już przyjęty we wtorek przez Radę Ministrów. Na ostatniej prostej jest też cashless. Można powiedzieć, że w przypadku tych trzech dużych regulacji właśnie kończymy ścieżkę rządową. W następnej kolejności czekają nas prace parlamentarne.

Jak reforma PZP wpłynie na sytuację polskich firm?

Zmiany będą fundamentalne. Jednym z celów jest podniesienie konkurencyjności zamówień publicznych. W Polsce przeciętna liczba podmiotów startujących w przetargu to 2,48. Do tego ponad 1/3 przetargów jest jednoofertowych. A w zakresie zamówień IT to już ponad 50 proc. Jesteśmy świadkami ogromnego paradoksu. Mamy wybitnych informatyków, mnóstwo firm z sektora IT i ICT, zwłaszcza małych, które mogłyby wiele z tych zamówień obsłużyć, a mimo to mamy mnóstwo zamówień jednoofertowych, stosunkowo dużo projektów kończy się niepowodzeniem. Dlatego chcemy zwiększyć zainteresowanie polskich firm zamówieniami publicznymi, a co za tym idzie, sprawić, by publiczne kontrakty były atrakcyjnym rynkiem dla sektora MŚP, a nie były odbierane jako "zło konieczne". Bez większego zainteresowania wykonawców niemożliwa jest poprawa efektywności zamówień publicznych, a co za tym idzie zakup dobrych produktów w dobrej cenie. Dlatego w projekcie proponujemy m.in.: uproszczenia w podmiotowej kwalifikacji wykonawców, w tym ograniczenie przesłanek wykluczenia, obowiązek stosowania zaliczek lub częściowych płatności w dłuższych umowach, obowiązkową waloryzację w kontraktach zawartych na ponad 12 miesięcy, czy katalog przykładowych klauzul abuzywnych. Wsparciu firm będzie również służyć wprowadzenie oddzielnej procedury uproszczonej w zamówieniach poniżej progów unijnych, czy konieczność rozważenia podziału większych zamówień na części.

Te zmiany pomogą uniknąć m.in. takich sytuacji, w których wykonawca nagle schodzi z placu budowy?

Z cała pewnością. Nasze zmiany przewidują, że procedura zamówienia publicznego dla zamawiającego nie skończy się w momencie wyboru wykonawcy, ale na końcu tego procesu, czyli realizacji. Chcemy, by obie strony kontraktu czuły wspólną odpowiedzialność za jego realizację i sukces. Po to przewidujemy rozszerzone tryby konsultacyjne. Zwiększamy rolę UZP, który nie tylko będzie miał obowiązek kontrolować, ale i wspierać zamawiających i cały rynek poprzez kształtowanie dobrych praktyk, wzorcowych dokumentów. Przewidziana jest nowa rola Prokuratorii Generalnej w rozstrzyganiu polubownie sporów powstałych między wykonawca a zamawiający w trakcie realizacji kontraktów. Chodzi o to, by rozwiązywać je w momencie, kiedy strony mogą się jeszcze porozumieć, a nie dopiero na drodze sądowej, co przekreśla w praktyce wykonanie projektu. Generalnie zmiany prowadzą do tego, by zamówienia publiczne przestały być tylko tablicą ogłoszeń, a stały się realnym procesem inwestycyjnym. Tak jak Konstytucja Biznesu buduje partnerskie relacje z przedsiębiorstwami, tak nowe prawo zamówień publicznych tworzy nowe ramy partnerstwa w relacjach zamawiającego z wykonawcą,. W większym stopniu opierające się na wzajemnym zaufaniu i orientacji na cel, którym jest realizacja zamówienia, a nie tylko wybór wykonawcy. Nakładamy zatem większą odpowiedzialność zamawiającego za proces zamówienia.

Kiedy nowe przepisy wejdą w życie?

Prace parlamentarne powinny zakończyć się w tym roku, ale przesunęliśmy wejście w życie ustawy na styczeń 2021 roku. Chcemy, żeby rynek miał czas na to, by przygotować się na wszystkie duże zmiany przewidziane w projekcie.

Co dalej z lex Uber?

Ustawa jest już w Sejmie na ostatniej legislacyjnej prostej. To trudna i kontrowersyjna regulacja. Myślę, że złość taksówkarzy wynikała przede wszystkim z tego, że tak długo czekali na zmiany w przepisach związanych z usługami transportowymi. Od początku przekonywaliśmy ich, że Internetu nie da się zaaresztować i próby delegalizacji platform cyfrowych nie są możliwe, ani społecznie oczekiwane. Próba regulowania usług przewozu osób podejmowana była w innych krajach, przełomowym czynnikiem determinującym zmiany w wielu krajach był ubiegłoroczny wyrok TSUE, które jasno określiło, że nie jest to usługa społeczeństwa informacyjnego, tylko transportowa i dlatego może być regulowana prawem krajowym. Limitowanie usług realizowanych przez jedną z najpopularniejszych platform kojarzących pasażerów z kierowcami pojawiło się już we Francji, Belgii, Austrii czy na Węgrzech. Istotą naszej zmiany jest bezpieczeństwo pasażerów, którzy dziś mogą być przewożeni np. przez osoby niemające prawa pobytu na terenie UE. Ustawa zrównuje status klasycznych taksówkarzy z tymi, którzy świadczą usługi przewozowe za pomocą platform. Z jednej strony kierowcy z tej drugiej grupy będą musieli posiadać licencje takie same jak taksówkarze, z drugiej - obniżamy próg wymagań, aby taką licencję uzyskać. Rezygnujemy z egzaminu z topografii miasta, wychodząc z założenia, że w świecie nawigowanym przez aplikacje satelitarne to już przeżytek. Musimy pamiętać, że wskutek pojawienia się usług zamawiania przejazdów poprzez aplikację, pojawił się zupełnie nowy typ klienta, którego na normalną taksówkę nie było stać. Rynek się bardzo rozszerzył i dziś nie będziemy go zamykać. Szukajmy zatem w tej sytuacji szans, które przynoszą rozwiązania technologiczne i innowacje – na końcu najważniejszy jest przecież zadowolony klient, który ponownie skorzysta z oferowanych przez nas usług.

W oczach klientów Uber jest atrakcyjniejszy, bo dużo tańszy niż przejazdy taksówką. Czy po reformie te przejazdy nie zdrożeją?

Myślę, że nie. Uber wedle mojej wiedzy – zmienia swój model biznesowy i spełnia formułowane przez ustawodawcę oczekiwania. Początki naszych rozmów z operatorami nie były łatwe. Nie mogliśmy na przykład wydobyć informacji nt. liczby kierowców. Dziś klimat rozmów jest inny, a firma myTaxi już zadeklarowała, że zatrudnia wyłącznie osoby z licencją. Zresztą wielu taksówkarzy przyznaje, że oprócz jazdy na własny rachunek, współpracuje jednocześnie z firmami typu myTaxi. Mam nadzieję, że nowa ustawa zachęci korporacje taksówkowe do poszukiwania technologicznych rozwiązań dla świadczenia usług w nowoczesny sposób, który daje klientom informację o koszcie usługi przed jej rozpoczęciem i możliwość oceny usługi. .

Kto jest formalnie gospodarzem ustawy „lex Uber”?

Minister infrastruktury. My zgłaszaliśmy do niej uwagi.

To czemu pani wychodziła do tłumu wściekłych taksówkarzy i z nimi negocjowała, a nie minister Adamczyk?

Razem prowadziliśmy rozmowy ze środowiskiem taksówkarskim na Radzie Dialogu Społecznego. Jako minister właściwy do spraw gospodarki, przedsiębiorców i technologii mam świadomość obowiązku uczestnictwa w tych trzech obszarach – w tym przypadku także w charakterze mediatora.

Rozumiem, że to trudny temat. W takim razie co po Uberze wymaga uregulowania? Carsharing? Hulajnogi?

Z carsharingiem sprawa jest prosta, ponieważ mamy tu po prostu samochód, który powinien poruszać się zgodnie z prawem drogowym, parkować w miejscach dozwolonych, a jeśli jest elektryczny to - zgodnie z ustawą o elektromobilności - może jeździć buspasem. Osobiście cieszy mnie rozwój tego rodzaju transportu, bo to ma szanse odkorkować polskie miasta, z korzyścią dla środowiska naturalnego oraz efektywnego wykorzystania zasobu, jakim jest samochód. Natomiast co do hulajnóg, to już kilka miesięcy temu odbyliśmy rozmowę z ministrem Adamczykiem, by jeszcze przed sezonem wiosennym spróbować zająć się tym problemem.

Widać, że na rozmowach się skończyło, bo sezon wiosenny już mamy.

Gdy w Ministerstwie Infrastruktury był jeszcze wiceminister Marek Chodkiewicz, informował nas, że jest gotowy z odpowiednią legislacją. Nie chcę wchodzić w kompetencje innego resortu. Sprawa jest jednak ważna, gdyż chodzi o bezpieczeństwo użytkowników dróg i pieszych oraz niepewność przedsiębiorców prowadzących tego typu działalność. Ja dodałabym tu jeszcze aspekt estetyki miast. W Warszawie mamy już 3-4 firmy, które oferują taką usługę, a ich hulajnogi są porzucane byle jak i byle gdzie, stwarzając niebezpieczeństwo dla ruchu, przede wszystkim pieszego.

Jakie zmiany pani by zaproponowała?

Sugerowałabym przeniesienie hulajnóg z chodników wyłącznie na ścieżki rowerowe. Do tego obowiązek jazdy w kasku i określenie minimalnego wieku użytkownika. Gdy widziałam, jak moje 7-letnie dziecko jeździ, stwierdziłam, że jeszcze długo się na to ponownie nie zgodzę. Przydałyby się też jakieś stacje dokujące, w których użytkownicy mogliby zostawiać hulajnogi, szczególnie w przypadku miejsc cieszących się szczególną atencją, np. ze względu na ruch turystyczny. To jednak moje obserwacje, a w przypadku zaangażowania w poszukiwanie rozwiązań dbam o to, aby te kwestie szeroko konsultować z samymi zainteresowanymi stronami, wówczas wachlarz propozycji jest znacząco szerszy, tego również wymaga odpowiedzialność, wynikająca z funkcji publicznej, którą mam zaszczyt pełnić.

12 maja rząd zorganizował w Londynie targi pracy dla Polaków mieszkających na Wyspach. Czy to pierwsze próby ściągnięcia ich do kraju w związku z brexitem?

Już w ubiegłym roku zidentyfikowaliśmy przedsiębiorców, których największa część działalności związana jest z Wielką Brytanią, a następnie zorganizowaliśmy serię spotkań, by uświadomić im potencjalne skutki brexitu dla ich działalności. Potem stwierdziliśmy, że warto też pojechać do przedsiębiorców na Wyspy i również tam, bezpośrednio dotrzeć z pakietem informacji o skutkach wyjścia Wielkiej Brytanii z UE. Pomysł targów pojawił się dlatego, by pokazać Polakom funkcjonującym za granicą, jak wygląda dzisiejsza Polska - rynek pracy, programy społeczne itd. Było z nami ponad 30 wystawców, oferujących wysokopłatne stanowiska m.in. z sektora bankowego, ubezpieczeniowego, chemicznego, które mają problemy z rekrutacją pracowników w Polsce. Są to firmy polskie i zagraniczne, takie jak LG Chem, Roche, IBM, Orlen, Siemens, Orange. Nikogo nie trzeba było przesadnie mocno namawiać, że warto z nami na te targi pojechać. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej informowało m.in. o programie 500 plus, my z kolei opowiadaliśmy o ułatwieniach dla przedsiębiorców, zakładających działalność gospodarczą w Polsce. Była też Krajowa Szkoła Administracji Publicznej, pokazująca, jak wygląda rynek pracy w administracji publicznej…

…nie wiem, czy akurat im uda się skusić kogokolwiek do powrotu.

Ta sekcja będzie kusić potencjalnych powracających być może aspektami prestiżowymi, a niekoniecznie wysokością wynagrodzenia.

Będzie jakiś ustawowy system zachęt dla Polaków rozważających powrót do kraju?

Takie pomysły już się pojawiają, choćby zerowy PIT dla osób do 26. roku życia. Jest też projekt nowelizacji ustawy o Polonii i Polakach za granicą, przygotowany przez kancelarię premiera. Ułatwi on uzyskiwanie wiz przez Polaków mieszkających za granicą poza obszarem UE. Będę jeszcze rozmawiać z panem premierem na temat szczególnego pakietu zachęt dla naszych rodaków powracających z zagranicy. Na chwilę obecną mamy wypracowane wstępne koncepcje, które należałoby doszlifować, także po to, aby usunąć bariery – na przykład w zakresie systemu zabezpieczenia emerytalnego czy edukacyjne – stojące przed decyzją o powrocie do Polski. Pamiętajmy, że dla rodzin tych barier może wydawać się nieco więcej, dlatego ta decyzja jest nieco trudniejsza do podjęcia. Polska 15 lat temu, a Polska obecnie to ten sam wspaniały kraj, uwzględniając piękno geograficzne, przyrodnicze czy historyczne, znacząco piękniejszy gospodarczo i dający nieporównywalnie większe możliwości dostatniego życia. To wreszcie – według mnie – najlepsze miejsce do życia, szczególnie do założenia rodziny i wychowywania dzieci. Sama również kiedyś stałam przed decyzją o powrocie do Polski i uważam ją za jedną z najlepszych w moim życiu. Z korzyścią niewątpliwie dla wychowania i rozwoju moich synów.

Kiedy poznamy propozycje konkretnych rozwiązań?

Myślę, że po eurowyborach będziemy o tym rozmawiać z panem premierem.

Zdążycie przed wyborami jesiennymi?

Jesteśmy gotowi taką legislację przygotować, ale wpierw musimy mieć polityczną zgodę całej Zjednoczonej Prawicy.

Jest pani spokojna o wynik Zjednoczonej Prawicy w eurowyborach?

Każdy polityk spokojny jest dopiero wtedy, gdy widzi oficjalne wyniki. Pracujemy intensywnie, kandydaci Porozumienia są niezwykle aktywni, chociaż tylko jeden z nich ma tzw. pewne miejsce na liście. Zjednoczona Prawica ma swoją jednolitą tożsamość, system wartości i wiarygodność – to nasz fundament. Wydaje się, że dziś nie ma konkurencji dla obozu Zjednoczonej Prawicy gwarantującej te trzy, kluczowe dla życia politycznego, elementy. I to w wyborach, które rzekomo miałyby bardziej sprzyjać opozycji. Pracujemy dla Polski i dla Polaków, aby przekonać ich, że kontynuacja przez nas rządów jest dla nich najlepszym wyborem.