- Abolicja może zachęcać do łamania prawa. Jak się usankcjonuje jedną samowolę, to będą powstawały kolejne - mówi prof. Tadeusz Markowski dla DGP.
Prof. Tadeusz Markowski kierownik Katedry Zarządzania Miastem i Regionem na Uniwersytecie Łódzkim, prezes Komitetu Przestrzennego Zagospodarowania Kraju
/
DGP
Proponowana przez rząd abolicja już wywołuje dyskusję prawników. Pada nawet pytanie o sprawiedliwość i konstytucyjność
Z rozwiązania tego skorzystać mogliby tylko ci, którzy zakończyli budowę ponad 20 lat temu i wobec obiektu nie toczyły się lub nie toczą procedury legalizacyjne.
‒ Taka konstrukcja może budzić wątpliwości co do zróżnicowanego traktowania sprawców samowoli na tej tylko podstawie, że organ nadzoru wszczął albo nie względem nich postępowanie – zauważa Agata Legat, partner w kancelarii Dr Krystian Ziemski & Partners. – W praktyce spotyka się sytuacje, w których właściciele nieruchomości sami doprowadzają do wszczęcia postepowania legalizacyjnego. Niesprawiedliwe byłoby potraktowanie ich gorzej od tych, którzy nie podjęli żadnych działań, aby sprzeczność z prawem usunąć – twierdzi prawniczka.
‒ Rozumiem jednak, że rząd chce traktować usankcjonowanie ponad dwudziestoletnich samowoli tak jak przedawnienie roszczeń – mówi z kolei prof. Genowefa Grabowska, prawnik, dziekan w Wyższej Szkole Menedżerskiej w Warszawie. – Wydaje mi się, że 20 lat to dobry czas na zalegalizowanie niezgłoszonego obiektu, skoro nikomu przez ten czas nie przeszkadzał. Oczywiście należy uwzględniać zgodność z planem zagospodarowania przestrzennego – dodaje prof. Grabowska.
Instytucję przedawnienia dostrzega też Mikołaj Prochownik, radca prawny w kancelarii Konieczny, Wierzbicki Kancelaria Radców Prawnych. – Państwo daje sobie na ściganie naruszeń prawa określony czas, po którego przekroczeniu nie można być pociągniętym do odpowiedzialności – mówi prawnik. Naraża to jednak jego zdaniem na zarzut niesprawiedliwego traktowania tych, którzy nie byliby objęci tą normą. – To argument w dyskusji co do zasadności i sprawiedliwości planowanych rozwiązań, jednak nie uzasadnia twierdzenia o ich niekonstytucyjności. Podobnie jak nie można zarzucić niekonstytucyjności instytucji przedawnienia – twierdzi Mikołaj Prochownik.
Resort infrastruktury i rozwoju zapowiada abolicję dla ponad dwudziestoletnich samowoli budowlanych. Czy to krok w dobrym kierunku?
Mam sporo wątpliwości, choć co do zasady nie jestem przeciwnikiem działań wyjaśniających. W Polsce bowiem prawo jest słabo przestrzegane, a
prawo budowlane w szczególności. Sprzyja to samowolom, które były i są tolerowane. Popierałbym taką abolicję, jeśli byłaby ona związana z jednoczesnym wprowadzeniem zapowiadanych od wielu lat przez poszczególne rządy kompleksowych zmian istotnie racjonalizujących gospodarowanie w przestrzeni.
Na co więc, przygotowując przepisy, trzeba zwrócić uwagę?
Na to, że samowole w znacznym stopniu przyczyniają się do zwiększania chaosu urbanistycznego. Mówi się o miliardach zaoszczędzonych na uszczelnieniu przepisów VAT, a nie mówi się w ogóle, ile tracimy na niestosowaniu przepisów o planowaniu przestrzennym czy budowlanych. Z naszych wyliczeń wynika, że jest to ok. 84 mld zł rocznie. Zanim więc podejmie się decyzję o tym, czy i w jakim zakresie abolicja dla samowoli budowlanych powinna mieć miejsce, należałoby określić, jakie to będzie miało skutki gospodarcze.
Na podstawie czego szacujecie państwo wysokość strat wynikających z chaosu przestrzennego?
Poprosiliśmy naukowców współpracujących z Komitetem Przestrzennego Zagospodarowania Kraju PAN o analizy różnych strat finansowych, społecznych i środowiskowych związanych z rozpraszaniem zabudowy na wybranych obszarach miast, a następnie odnieśliśmy to do skali w Polsce. Przykładowo brak adekwatnych regulacji, czyli dobrego sytemu planowania przestrzennego, wraz z naszą wadliwą strukturą własnościowo-przestrzenną obszarów rolniczych (szczególnie w gminach wiejskich otaczających miasta) sprawia, że mamy nie tylko nadmiernie ekstensywną i chaotyczną zabudowę, lecz także trwałe wykluczenie części terenów z użytkowania. Szacuje się, że straty te sięgają 20 proc. każdego ha przeznaczonego pod zabudowę. Inny przykład dotyczy okresu zwrotu nakładów na infrastrukturę w obszarach rozproszonych. Okres ten można szacować od 50 do 300 lat. Praktycznie więc są to środki zamrożone. O olbrzymich kosztach nakładów na drogi, stratach czasu, smogu etc. już nie wspominam.
Obawia się pan, że samowoli będzie przybywać?
Abolicja może zachęcać do dalszych niezgodnych z prawem działań. Jak się usankcjonuje jedną samowolę, to będą powstawały kolejne. Chociaż jak spojrzeć z innej perspektywy, to dzisiaj też abolicja jest, tyle że tylko dla bogatych – za to, że dziadek dobudował do domu pokój czy pięciometrowy ganek trzeba słono zapłacić, więc ludzie samowoli nie legalizują przez dziesięciolecia. Niekiedy nie zdają sobie wręcz sprawy, że postawienie jakiejś budki czy budynku w ogóle było nielegalne.
Co bezpłatna legalizacja będzie oznaczała dla gmin? Strona rządowa uważa, że przysporzy to im podatków z zalegalizowanych obiektów.
Pytanie, ile osób zdecyduje się na legalizację – jeśli do tej pory komuś to nie przeszkadzało, to pewnie nie będzie się decydował na przebrnięcie przez dość skomplikowaną procedurę zalegalizowania obiektu. Jeśli ktoś dobudował dziesięciometrowy pokój, to gmina zyska na tym kilka złotych, jeśli dwudziestometrowy garaż, to 360 zł. Finansowe zyski mogą więc nie być znaczące. Poważny problem może być też z tymi samowolami, które są niezgodne z planami zagospodarowania przestrzennego. Może się okazać, że samowola jest od nich ważniejsza.
Co więc pan radzi samorządom, by do samowoli nie dochodziło?
To sprawa nie tylko dla gmin, ale i administracji rządowej. Mamy problem zbyt rygorystycznych regulacji formalnoprawnych. Jeżeli trzeba sprostać dziesiątkom przepisów i nawet niewielkie odstępstwo decyduje o samowoli, to zmian po prostu się nie zgłasza. Swój udział w liczbie samowoli ma też to, że decyzje o warunkach zabudowy nagina się do potrzeb danej inwestycji, tak że w efekcie znacząco różni się ona od tego, na co wydano pozwolenie. Dlatego stawiam tezę, że im więcej planów zagospodarowania przestrzennego obowiązuje w gminie, tym mniej jest czy będzie na tym terenie samowoli, bo obowiązują jasne zasady, co można tam zbudować. Gmina ma też swoje służby, przede wszystkim straż miejską, która powinna się interesować, co stoi czy jest stawiane na jej terenie, i odpowiednio wcześnie reagować. Jest też możliwość zrobienia zdjęć, np. z drona, i sprawdzenia, czy obiekty są zgodne z wydanymi pozwoleniami. Oczywiście reagować powinien też powiatowy nadzór budowlany, tylko dziś jest on bardzo słaby. Kolejna bolączka to bardzo zła jakość akt geodezyjnych. W krótkim czasie nie uda się ich uporządkować. Podobnie jak wpisów w księgach wieczystych. A i to trzeba zrobić, zanim podejmie się decyzje w sprawie legalizacji samowoli.
Jakie więc będą skutki wprowadzenia przepisów, o których rozmawiamy?
Może z jeden procent wyborców uda się tym kupić. Inne skutki trudno w tej chwili ocenić. Podejrzewam też, że niewiele osób taką samowolę zgłosi, bo ma się to wiązać z wieloma formalnościami. Za to jednego jestem pewien – zapowiadanych przepisów o planowaniu przestrzennym, które mogłyby ograniczyć chaos przestrzenny przed końcem kadencji, nie uda się przygotować, bo naruszałoby to interesy zbyt wielu grup. I nadal bezład przestrzenny będzie wygrywał.