Większość środków unijnych na transport z budżetu na lata 2014–2020 została już zakontraktowana. Gorzej z ich wydawaniem. Nie ma gwarancji, że uda się je wszystkie wykorzystać.
/>
W tej perspektywie unijnej na szeroko pojęty transport, budowę dróg, remonty torów czy usprawnienie komunikacji miejskiej otrzymaliśmy 103 mld zł. W Polsce te środki dzieli Centrum Unijnych Projektów Transportowych. Jego szef Przemysław Gorgol przyznaje, że rozdysponowanie pieniędzy idzie nam nieźle.
Chodzi o fazę, w której beneficjenci, czyli samorządy lub agendy rządowe, po odpowiednim przygotowaniu inwestycji podpisują umowy na współfinansowanie konkretnych projektów.
W największym programie zarządzanym przez CUPT – Infrastruktura i Środowisko, w którym na transport przeznaczono prawie 84 mld zł, zakontraktowano już 78 proc. środków (ponad 65 mld zł). – To więcej od założeń rządu, który liczył, że do końca grudnia zostanie rozdzielonych 75 proc. pieniędzy – mówi Przemysław Gorgol.
Kilkanaście umów na kwotę ponad 5 mld zł udało się podpisać pod koniec grudnia. Pieniądze przyznano m.in. na budowę trasy ekspresowej S7 Warszawa – Grójec. Ma ona kosztować prawie 1,5 mld zł. Ponad jedna trzecia to będą środki unijne. Prawie 300 mln zł przyznano na rozbudowę portu w Gdyni, który dzięki pogłębieniu będzie mógł przyjmować większe statki. Ponad 400 mln zł trafiło na remonty dworców kolejowych.
Czymś innym jest jednak faktyczne wydawanie pieniędzy, czyli zatwierdzone płatności. W przypadku programu Infrastruktura i Środowisko zaawansowanie mierzone płatnościami to 34 proc.
Na razie liderem w wydawaniu pieniędzy jest Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Przemysław Gorgol spodziewa się jednak, że w tym roku więcej płatności niż drogi będą generowały inwestycje kolejowe.
Remonty torów rozkręcają się, ale jest z nimi sporo problemów. To zaś rodzi np. obawy, czy uda się wydać wszystkie pieniądze z innego unijnego programu o nazwie „Łącząc Europę”. Finansowane są z niego inwestycje na głównych szlakach kontynentu. O ile w pozostałych programach obowiązuje zasada N+3, która oznacza, że pieniądze będzie trzeba wydać najpóźniej w 2023 r., to w tym przypadku granicznym terminem jest końcówka 2020 r.
Trzy czwarte z 18 mld zł, które przyznano Polsce w ramach programu „Łącząc Europę”, ma trafić na inwestycje kolejowe. A te łapią spore opóźnienie. Przyczyniły się do tego wysokie ceny materiałów budowlanych i robocizny, co z kolei skutkuje bardzo drogimi ofertami.
Od wiosny 2018 r. spółka PKP Polskie Linie Kolejowe nie może wyłonić wykonawcy ogromnej przebudowy torów prowadzących do portu w Gdyni. Inwestycja ma ułatwić transport towarów. Kolejarze zakładali w kosztorysie, że będzie kosztować ok. 1,1 mld zł. Kiedy w czerwcu po raz pierwszy otwierano oferty, okazało się, że najniższa cena przekroczyła te założenia aż o 750 mln zł. Spółka unieważniła przetarg, ale w kolejnym okazało się, że ceny brutto są jeszcze wyższe i sięgają niemal 2 mld zł. Kolejarze mają dostać z budżetu państwa dodatkowe środki i według zapowiedzi PKP PLK tym razem najpewniej rozstrzygną przetarg i podpiszą umowę ze zwycięzcą. Gigantycznej inwestycji nie da się jednak ukończyć i rozliczyć do końca 2020 r.
Mocno opóźni się też inny projekt współfinansowany z tego funduszu: modernizacja torów z Poznania do Szczecina.
Według Przemysława Gorgola trwają rozmowy z Komisją Europejską, by zgodziła się wydłużyć termin zakończenia niektórych inwestycji do 2022 r. Szef CUPT przyznaje jednak, że z powodu kłopotów w branży budowlanej nie ma gwarancji, że w każdym przypadku uda się dotrzymać także tego przedłużonego terminu. Na razie z funduszu „Łącząc Europę” udało się wydać ok. 16 proc. środków.