Początek roku nie jest najlepszy dla rosyjskiego projektu Nord Stream 2. Amerykanie grożą uderzeniem w inwestycję sankcjami, a Rumunia przyspiesza prace nad dyrektywą gazową, która może skrępować rurociąg regulacjami antymonopolowymi UE. Tymczasem do toczącej się gry nieoczekiwanie włączyły się Chiny.
Ambasador USA w Niemczech Richard Grenell wysłał w ubiegłym tygodniu list do zachodnich koncernów zaangażowanych w budowę gazociągu. Rura ma omijać środkowoeuropejskie państwa tranzytowe, co może umożliwić Federacji Rosyjskiej nacisk energetyczno-polityczny. Poza tym jej zadaniem jest także zabezpieczenie wpływów gospodarczych Gazpromu w regionie w momencie, w którym coraz bardziej popularyzują się dostawy gazu skroplonego, realizowane za pomocą specjalistycznych statków.
Nie jest tajemnicą, że Amerykanie eksportują w taki sposób coraz więcej surowca, a oddanie do użytku NS2 będzie im przeszkadzać w realizacji tej strategii. Dlatego w liście Grenella wprost zagrożono zachodnim firmom sankcjami, jeśli będą kontynuować współpracę z Gazpromem przy budowie kontrowersyjnego rurociągu. Oczywiście nie jest to pierwsza podobna manifestacja władz w Waszyngtonie. Już wcześniej grożono sankcjami zachodnim firmom zaangażowanym w Nord Stream 2. Jednak ostry sprzeciw Berlina związany z ochroną niemieckich spółek i deklaracją kanclerz Angeli Merkel o budowie pierwszego terminalu LNG oraz możliwości importu amerykańskiego gazu skroplonego czasowo ograniczył zapędy Białego Domu.
Tym razem sytuacja wydaje się poważniejsza. Z otoczenia amerykańskiej ambasady w Warszawie słychać, że nowe sankcje mogą w najbliższym czasie dotknąć kluczową firmę zaangażowaną w układanie rur Nord Stream 2. To bliskowschodni podwykonawca włoskiego Saipemu. Podmiot jest też kuszony intratnymi kontraktami w Zatoce Meksykańskiej, jeśli wycofa się z Bałtyku. Amerykanie przygotowują kolejne działania.
W spór o NS2 wmieszały się również Chiny, podkreślając poprzez swoje MSZ, że „USA i inne państwa powinny respektować prawo spółek do samodzielnego podejmowania decyzji o współpracy z firmami z innych państw, w tym w kwestii Nord Stream 2”. Niewykluczone, że do nietypowej deklaracji skłoniło Chińczyków zatrzymanie w Polsce dyrektora Huawei oskarżonego o szpiegostwo. Spekuluje się, że doszło do niego na życzenie Amerykanów, którzy przekazali stronie polskiej dowody obciążające W. Weijinga. Całe zdarzenie może być zatem elementem rugowania Huawei z krajów zachodnich, do czego w ramach wojny handlowej z Państwem Środka prą władze w Waszyngtonie.
Nietypowa aktywność Chin w sprawie Nord Stream 2 uderza w interesy Stanów Zjednoczonych i Polski, a więc państw, które gorliwie zwalczają ten projekt i kooperują w sektorze gazu ziemnego, nadwyrężając pozycję rynkową rosyjskiego Gazpromu. Na razie nie jest to jednak cios bardzo bolesny. O wiele boleśniejsze mogłoby być kredytowanie na dużą skalę Nord Stream 2 przez chińskie banki, czego w obecnej sytuacji nie można wykluczyć.
Walka trwa, a Amerykanie coraz zacieklej atakują kluczowy dla Rosji, ale i dla Niemiec, projekt energetyczny. Doskonałym tego przykładem jest przyspieszenie przez rumuńską prezydencję w Radzie UE prac nad dyrektywą gazową, która mogłaby objąć podmorską część Nord Stream 2 surowym prawem antymonopolowym UE. W zasadniczy sposób ograniczyłoby to ambitne plany Gazpromu, który chciałby być dostawcą gazu do rurociągu, jego właścicielem i operatorem. Taka sytuacja (na terenie UE nie do zaakceptowania) zmaksymalizowałaby zyski i wpływ polityczny rosyjskiego koncernu na NS2.
Wcześniej prace nad dyrektywą gazową były blokowane przez prezydencję austriacką, co wynikało najprawdopodobniej z zaangażowania firmy z tego kraju, koncernu OMV, w budowę rury. Jak widać, sytuacja kluczowego projektu gazowego Federacji Rosyjskiej staje się coraz bardziej dynamiczna. Wydaje się, że jego los nadal pozostaje nierozstrzygnięty i wiele może się jeszcze w tej sprawie wydarzyć.