Niemoralność shutdownu sprowadza się do tego, że w jego konsekwencji cierpią najbiedniejsi. Pensje ludzi, którzy decydują o tym, że nie ma ustawy budżetowej i wskutek tego zamykane są federalne instytucje, są wypłacane. Kongresmeni, senatorowie, ich personel oraz oczywiście cała ekipa Białego Domu na czele z prezydentem dostają pieniądze na czas. Portal Politico cały czas publikuje listy od Amerykanów, którzy opisują w nich, jak bardzo skomplikowało się im w ostatnich kilkunastu dniach życie.
Ameryka żyje government shutdown – w związku z nieuchwaleniem budżetu wstrzymane zostały wypłaty dla ludzi zatrudnionych przez rząd federalny: wszystkich agencji, NASA, pracowników lotnisk czy parków narodowych. Chaos trwa już niemal trzy tygodnie. I potrwa, bo Donald Trump nie potrafi się porozumieć z demokratami, mającymi od 3 stycznia większość w Izbie Reprezentantów, w sprawie wydatków na bezpieczeństwo narodowe.
Prezydentowi chodzi o pieniądze na zrealizowanie jego głównej wyborczej obietnicy, czyli wybudowanie muru na granicy z Meksykiem. Zażądał od władzy ustawodawczej 5,7 mld dol. tylko na ten cel i dodatkowych kilku miliardów na inne związane z walką z imigrantami sprawy, m.in. budowę ośrodków internowania. Demokraci są skłonni wydać na całość nie więcej niż 1,5 mld. Przestrzeni do kompromisu nie ma.
Tymczasem z powodu zamrożenia płac cierpi ponad 800 tys. ludzi. Większości z nich przełożeni nakazali siedzieć w domu aż do momentu, kiedy zostanie uchwalony budżet i uruchomione zostaną środki na ich pensje, ale już służby mundurowe, np. pracownicy Agencji Bezpieczeństwa Transportu (Transportation Security Administration), odpowiedzialni m.in za kontrolę bagażu na lotniskach, muszą przychodzić do pracy, choć nie dostaną za nią pieniędzy.

Ani dolara mniej

We wtorek prezydent wygłosił dziesięciominutowe orędzie do narodu, które puszczono w ważniejszych stacjach telewizyjnych. Donald Trump bardzo długo rozważał, czy nie ogłosić stanu wyjątkowego (state of emergency) na terenie całego kraju i nie rozkazać Pentagonowi, by wojsko zaczęło budować mur na granicy amerykańsko-meksykańskiej. Decyzję o tym, że tego nie zrobi, podjął niemal w ostatniej chwili. Według dziennikarzy „The New York Times” ktoś z jego najbliższego otoczenia miał go przekonać, że będzie to polityczne samobójstwo. Według reporterki Maggie Haberman prezydent tuż przed emisją orędzia wpadł w panikę i w ogóle chciał się wycofać z wygłoszenia go na antenie telewizji. I znowu: ktoś, kto ma stały dostęp do Gabinetu Owalnego, powiedział mu, że rezygnacja na kilka chwil przed planowanym od dawna wystąpieniem negatywnie wpłynie na jego wizerunek.
Komentatorzy od prawa do lewa zgodzili się, że w oczy wręcz rzucał się brak entuzjazmu prezydenta w sprawach, do których miał przekonać Amerykanów. Jeden z komentujących w telewizji CNN stwierdził, że Trump był tak drętwy, że nawet dotychczasowy arcymistrz drętwoty George W. Bush wydaje się przy nim dynamiczny i charyzmatyczny jak Abraham Lincoln.
Przemówienie pełne było komunałów na temat „rosnącej fali zbrodni”, za którą odpowiedzialne są „hordy imigrantów”. Ameryka nie dowiedziała się niczego nowego, bo prezydent to samo mówi przy każdej nadarzającej się okazji. „Specjaliści oszacowali, że budowa muru będzie kosztowała 5,7 mld dol. I tej kwoty oczekuję od Kongresu, ani dolara mniej. Uległem naciskom demokratów i zgadzam się, by mur nie był z betonu i że zamiast tego powstanie stalowa konstrukcja, która jest tańsza. Powstanie tej bariery, która zablokuje napływ imigrantów, jest sprawą kluczową dla naszego bezpieczeństwa narodowego. To jest również coś, czego chcą i potrzebują służby mundurowe na granicy. A poza tym zwykły zdrowy rozsądek nakazuje nam to zbudować. Przez naszą południową granicę płyną narkotyki, które zabijają 300 Amerykanów dziennie. Żniwo tej plagi jest większe niż ofiara poniesiona przez nas w czasie wojny w Wietnamie” – powiedział prezydent.
Eksperci niezwiązani z Białym Domem są zdania, że kwota 5,7 mld dol. jest przypadkowa. Ale ciekawsze jest tu kłamstwo, łatwe do zweryfikowania, w sprawie rzekomych warunków, jakie postawili demokraci. Pomysł ze stalowym ogrodzeniem wyszedł od prezydenta, demokraci nigdy nie byli zainteresowani żadną wersją muru. Co do epidemii uzależnienia Ameryki to akurat prawda: z powodu nadużywania substancji psychoaktywnych umarło już więcej Amerykanów (prawie 220 tys. w ciągu ostatnich 20 lat), niż zginęło podczas wojny w Wietnamie (58 318). Ale przyczyną nie jest zażywanie heroiny czy innych narkotyków, tylko opartych na opioidach leków przepisywanych przez lekarzy.

Kto wywiezie śmieci

Na czym konkretnie polega shutdown i kogo dotyka najbardziej? Problem mogą mieć ci, którzy planowali wyrobienie paszportu. Podczas ostatniego shutdownu w 2013 r., kiedy mający większość republikanie kłócili się z demokratycznym prezydentem Barackiem Obamą na temat finansowania projektu reformy ubezpieczeń zdrowotnych, do czasu wypracowania kompromisu zamrożono rozpatrzenie blisko 200 tys. wniosków o paszport. Nie obyło się bez strat linii lotniczych, biur podróży i agencji ubezpieczeniowych. Po doświadczeniu z 2013 r. Departament Stanu, który wydaje paszporty, przyjął plan awaryjny – część placówek będzie otwarta, by ludzie podróżujący w ważnych życiowych sprawach mogli otrzymać dokumenty.
Ale kłopoty będą mieć ci, którzy ubiegają się o pozwolenie na broń – na przymusowy urlop, bez wyjątku, poszli pracownicy Biura ds. Alkoholu, Tytoniu, Broni Palnej oraz Materiałów Wybuchowych.
Stołeczny Waszyngton produkuje tygodniowo ok. 2,5 tys. ton śmieci. Do chwili uzyskania kompromisu przez władze nie ma ich kto wywozić. Budżet stolicy również musi być zatwierdzony przez Kongres, więc śmieciarki na razie nie wyjechały na ulice.
Shutdown to z kolei dobra wiadomość dla podatników – urząd skarbowy, Internal Revenue Service (IRS), wstrzymał kontrole. Ale podatki trzeba płacić i jeżeli ktoś tego nie zrobi, może mieć potem kłopoty.
Zamknięto także muzea, ogrody zoologiczne i parki narodowe (m.in. Wielki Kanion Kolorado). Amerykanie, którzy planowali wycieczki po kraju, muszą więc uzbroić się w cierpliwość. A ci, którzy zwiedzają właśnie parki narodowe, dostali 48 godzin na ich opuszczenie.
W pracy pozostają m.in. CIA, FBI i wojsko. Pentagon ogłosił, że amerykańska armia codziennie, tak jak do tej pory, będzie wykonywać operacje na całym świecie – okręty pozostaną na morzach, samoloty w powietrzu. „Każdego dnia będziemy ścigać terrorystów na całym świecie: na Bliskim Wschodzie, w Afryce i w południowej Azji. Dotyczy to działań, które były już w trakcie” – napisano w oficjalnym oświadczeniu. Ale już wiele działań mających na celu wspieranie wojska zostanie wstrzymanych. James Joyner, profesor nauk o bezpieczeństwie z Marine Corps Command and Staff College, mówi, że jesienią 2013 r. podczas trwającego 16 dni shutdownu obowiązki cywili w jego szkole przejęli oficerowie. „Taki kryzys źle wpływa na morale kadry, bo zamiast zajęć wojskowych masz np. dyżur w bibliotece. Wydajemy dużo pieniędzy i narażamy naród na niebezpieczeństwo. Ten absurd musi się skończyć” – dodaje.
Niemoralność shutdownu sprowadza się do tego, że w jego konsekwencji cierpią najbiedniejsi. Pensje ludzi, którzy decydują o tym, że nie ma ustawy budżetowej i wskutek tego zamykane są federalne instytucje, są wypłacane. Kongresmeni, senatorowie, ich personel oraz oczywiście cała ekipa Białego Domu na czele z prezydentem dostają pieniądze na czas. Portal Politico cały czas publikuje listy od Amerykanów, którzy opisują w nich, jak bardzo skomplikowało się im w ostatnich kilkunastu dniach życie.
Courtney Thoms, która wraz z mężem pracuje w agencji NASA, właśnie zakłada sprawę sądową, by jej mąż mógł adoptować córkę z poprzedniego związku. Tymczasem shutdown spowodował, że oboje małżonków nie dostanie wynagrodzenia, a sąd zobowiązał ich, by 15 stycznia przedstawili zaświadczenie o bieżących dochodach. Poza tym rodzina nie ma żadnych oszczędności, a zbliża się rata kredytu za dom.
Dominique Creed w październiku 2017 r. zaczęła pracę w IRS. Na początku grudnia urodziła syna. Oboje zostali teraz odcięci od opieki lekarskiej. „W związku z moim zatrudnieniem w normalnych warunkach zostalibyśmy objęci ubezpieczeniem w ramach programu Medicaid. A teraz, przez przymusowe siedzenie w domu, nie z mojej winy, ubezpieczyciel traktuje mnie jak osobę bezrobotną i uważa, że nie przysługuje mi polisa” – żali się młoda matka.
Ravyn Senter jest od wielu lat bez pracy, podobnie jak jej mąż. Ich lodówka jest pełna tylko dzięki programowi Departamentu Rolnictwa, które najbiedniejszym Amerykanom rozdaje food stamps, bony, które można wymienić na żywność. Shutdown spowodował zawieszenie programu i od początku stycznia ok. 13 mln ludzi w Stanach Zjednoczony w oczy zajrzał głód. „Od dziewięciu dni w zasadzie nie mamy co jeść. Pomagają nam sąsiedzi, ale to pomoc nieznaczna. To poza tym potwornie krępujące i upokarzające” – stwierdza kobieta.
Jennifer Price jest zatrudniona w jednej z federalnych agencji w Waszyngtonie. Dopiero co skończyła spłacać pokaźny kredyt studencki – większość Amerykanów bierze ogromne pożyczki, czasem na całe życie, by móc skończyć dobrą szkołę wyższą. Jennifer w związku ze wspomnianymi zobowiązaniami ma puste konto. Teraz oboje z mężem siedzą w domu i odżywiają się tanimi mrożonkami. „Po tym jak Trump powiedział, że shutdown może się ciągnąć miesiącami, zgłosiłam się do stołecznego urzędu dla bezrobotnych, bo to jedyna szansa na uzyskanie jakiegokolwiek świadczenia w najbliższych tygodniach. Tylko problem jest taki, że mieszkamy w dość zamożnej dzielnicy i niewykluczone, że urząd z tego powodu odrzuci nasze podanie. A trudno podjąć dorywczą pracę, bo nie wiadomo, ile ten chaos potrwa i na jak długo się zatrudnić” – mówi Jennifer.
Trevor Bousu jest nadzorcą kontrolerów ruchu lotniczego na lotnisku w Denver. O swoich podwładnych się nie martwi, bo to według niego ludzie z oszczędnościami, ale niepokoi go, co będzie ze sprzątaczkami. „Pracuje u nas Latynoska, która już dawno przekroczyła wiek emerytalny. Pracuje, bo nie ma wyboru. Obowiązki wykonuje perfekcyjnie, zaczyna o świcie i często to ona wieczorem gasi światło. Przychodzi nawet teraz, kiedy jej pobory zostały zamrożone. Bardzo bym nie chciał, żeby shutdown się przedłużał, bo za czas od końca grudnia i tak nie dostanie pieniędzy, a kolejny tydzień bez czeku może ją wpędzić w spiralę zadłużenia. Właściciele wynajmowanych mieszkań i banki nie oglądają się na politykę i wymagają spłat w terminie” – stwierdza.
Jest jeszcze Sarah Doerr, której sześcioletni syn cierpi na chorobę neurodegeneracyjną. Federal Drug Agency, Urząd ds. Leków, był w 2018 r. w ostatnich stadiach procedury dopuszczenia eksperymentalnego preparatu, który mógłoby uratować życie dziecku. W ramach shutdownu pracownicy FDA nie chodzą do pracy i testy kliniczne zostały wstrzymane. „Spóźnienie się o dwa miesiące to jest dla nas naprawdę sprawa życia i śmierci” – mówi matka cierpiącego chłopca.

Będzie rekord

Jeśli chodzi o całą amerykańską gospodarkę, to sytuacja z utrzymującym się shutdownem jest niekorzystna, ale daleko jej do kryzysu. Zamrożenie płac części pracowników federalnych ogranicza z pewnością konsumpcję i generuje straty w gospodarce, ale to jednak ułamek w całym PKB. Zresztą rynki na obecny paraliż zareagowały spokojnie. Inwestorzy wiedzą, że ta sytuacja jest przejściowa i w dłuższej perspektywie nie wpłynie na kondycję kraju.
W ciągu ostatnich 40 lat taki impas w procedurze uchwalania budżetu zdarzył się kilkanaście razy. W latach 70., kiedy prezydentami byli republikanin Gerald Ford i demokrata Jimmy Carter, doszło do niego aż sześć razy. Powodem były wówczas kwestie ideologiczne, głównie problem refundacji aborcji ze środków publicznych. Za Ronalda Reagana niemal każdy budżet był spóźniony o kilka dni. Nigdy jakoś szczególnie nie wpłynęło to na wiarygodność USA.
A skąd w ogóle instytucja shutdownu? Różnica między Ameryką a Europą wynika z zupełnie różnych systemów politycznych, a dokładniej – ze specyfiki amerykańskiej konstytucji. W USA kluczowy jest podział władzy, w którym władza ustawodawcza jest zupełnie odrębna od władzy wykonawczej. Bardzo silny prezydent (który jest szefem rządu) jest wybierany niezależnie od tego, kto rządzi w Kongresie. W eudemokracjach Starego Kontynentu rząd jest legitymizowany przez większość parlamentarną, stąd prawdopodobieństwo paraliżu w debacie nad budżetem jest znacznie mniejsze.
W Europie także zamykanie instytucji państwowych z powodu takiego politycznego kryzysu jest niemożliwe. A w USA też jeszcze cztery dekady temu do tego nie dochodziło, bo w tym systemie prezydent jest na tyle silny, że w awaryjnych sytuacjach sam mógł podejmować decyzje w sprawie wydatków publicznych, bez dodatkowej zgody Kongresu. Dopiero w 1980 r. rząd prezydenta Cartera dokonał reinterpretacji art. 1 konstytucji (nie wolno wydawać państwowych pieniędzy bez specjalnej ustawy) i uznał, że zgoda Kongresu jest obowiązkowa.
W środę przewodnicząca Izby Reprezentantów Nancy Pelosi wraz z szefem klubu Partii Demokratycznej w Senacie, Chuckiem Schumerem, odwiedziła Biały Dom. Ze spotkania nic nowego nie wyniknęło oprócz tego, że Trump poczuł się obrażony. „Totalna strata czasu. Zapytałem Nancy, czy zaakceptuje budowę muru, odpowiedziała, że nie, a ja jej na to powiedziałem: no to do widzenia – napisał na Twitterze „The Donald”. Z kolei Pelosi zapytana przez dziennikarzy o szczegóły rozmowy odparła, że prezydent upiera się przy murze, chociaż argumenty o konieczności jego budowy oraz kosztorys są wzięte z sufitu. „Donald Trump często podkreśla, że jest najlepszym negocjatorem na świecie. A tym razem w ogóle nie ma negocjacji, jest uparty człowiek, który nie chce rozmawiać” – dodała.
Najdłuższy shutdown w historii USA, za prezydentury Billa Clintona, trwał 21 dni. Teraz rekord może zostać pobity – dziś (w piątek) mija 18 dni przymusowego urlopu pracowników budżetówki.