Pieniądze odłożyły głównie wielkie przedsiębiorstwa, a struktura depozytów raczej nie zapowiada inwestycyjnego boomu . Wygląda tak, jakby firmy bały się zaburzeń płynności. Powodów do takich obaw nie brakuje.
Kwota, jaką do końca lipca przedsiębiorcy zgromadzili na bankowych rachunkach, jest o prawie 6,5 proc. większa niż rok wcześniej. Jednak ten wzrost nie rozkłada się równo na wszystkie rodzaje lokat. Zwiększa się przede wszystkim zasób na rachunkach bieżących. Na nich firmy mają już 176,6 mld zł, o ponad 9,5 proc. więcej niż w lipcu 2017 r. Na tym tle lokaty terminowe dość niemrawo zyskują na wartości, bo ledwie o 0,7 proc. rok do roku.
Główny powód to zapewne niskie stopy procentowe: nie opłaca się zamrażać pieniędzy w bankach na długo przy tak niskim oprocentowaniu lokat. Ale mogą być też inne przyczyny.
– Pieniądze na rachunkach bieżących to w przedsiębiorstwie zwykle rezerwa na bieżącą płynność. Jeśli ta rezerwa się zwiększa, to może sugerować, że firmy obawiają się zaburzeń płynności – mówi Łukasz Kozłowski, ekspert Federacji Pracodawców Polskich. I przypomina, że akurat na początku lipca zaczął obowiązywać split payment w VAT: firmy powszechnie obawiały się, że nowy sposób rozliczania podatku od towarów i usług będzie miał negatywny wpływ na ich finanse.
Jest jeszcze drugi trop. To wyniki największych przedsiębiorstw publikowane przez GUS. Co prawda ich przychody w pierwszej połowie roku wzrosły o 6,5 proc. w porównaniu do stanu sprzed roku, ale już w tych firmach, które osiągnęły na swej działalności zysk netto, był on o 2,3 proc. niższy niż przed rokiem. Za to straty wzrosły prawie o 24 proc. To może sugerować, że działalność jest coraz mniej opłacalna. Przedsiębiorcy biorą na siebie coraz wyższe koszty, choćby podwyżki dla pracowników. I zakładając, że sytuacja na rynku pracy nie zmieni się szybko, robią zaskórniaki.
– Jest tu jednak polaryzacja: nie wszystkie przedsiębiorstwa kumulują środki, bo nie wszystkie na to stać. Mamy grupę dużych, wydajnych przedsiębiorstw, które mogą to robić, i całe branże z bardzo niskimi marżami, gdzie sytuacja stale się pogarsza. I to też widać w danych GUS, wskaźniki płynności pogarszają się od co najmniej dwóch lat w takich sektorach, jak przemysł i budownictwo – dodaje Łukasz Kozłowski.
/>
Potwierdzeniem tej tezy może być to, jak depozyty firm rozkładają się w sektorze. Nie ma statystyk branżowych, ale można prześwietlić stan depozytów największych giełdowych firm. Widać tu, że na koniec I półrocza pierwsza dziesiątka spółek o największej wartości giełdowej miała 16 mld zł środków pieniężnych. To aż 6 proc. kwoty zgromadzonej przez cały sektor przedsiębiorstw. Przy czym sześć spółek Skarbu Państwa z tej grupy kontrolowało ok. 2 proc.
Skoro tak, to niemal 10-proc. wzrost wartości gotówki na rachunkach bieżących raczej nie przełoży się na wzrost inwestycji. Teoretycznie mógłby, skoro przedsiębiorcy mają taki zasób pod ręką. I nieco się przekłada, bo tam, gdzie depozyty są największe – a więc w największych firmach – nakłady inwestycyjne w I półroczu wzrosły o 10 proc. w cenach stałych. Ale większych szans, by podobny wynik powtórzyły też firmy średnie i małe, nie ma. Nie tylko dlatego, że ich „zaskórniaki” są mniejsze. Marcin Mrowiec, główny ekonomista banku Pekao zwraca uwagę, że to nie problemy z finansowaniem blokują nowe projekty. To raczej niepewność regulacyjna. Najpierw przedsiębiorcy bali się zapowiedzi uszczelniania podatków, odbierając to jako sygnał dokręcania fiskalnej śruby, potem był projekt zniesienia limitu 30-krotności średniego wynagrodzenia, powyżej którego dziś nie odprowadza się składek na ZUS, teraz są zapowiedzi exit taxu, podatku od zysków niezrealizowanych w Polsce.
– Kiedy już przedsiębiorcy zaczynają sądzić, że otoczenie regulacyjne będzie przewidywalne, dzieje się coś, co to poczucie zaburza. Firmy i tak muszą się przecież zmagać z niestabilnością rynków, na których działają, czy ostatnio z brakiem pracowników. Im więcej takich czynników ryzyka, tym skłonność do inwestowania mniejsza – mówi ekonomista.