Narastanie luki w przychodach państwa z tytułu podatku od towarów i usług w latach 2008–2015 to problem, który trzeba prześwietlić, ale powinni się tym zająć eksperci. To grząskie podłoże do zbijania politycznego kapitału.
ikona lupy />
magazyn 31.08 / DGP
Komisja śledcza do spraw VAT ruszyła. Pierwszymi świadkami w październiku będą były wicepremier i minister finansów Jacek Rostowski oraz twórca ustawy o VAT prof. Witold Modzelewski. Już dziś PiS próbuje kreślić w świadomości opinii publicznej obraz setek miliardów złotych, które nie trafiły do budżetu państwa z powodu błędów czy zaniechań polityków PO. Pytanie, czy komisja wie, na co się porywa. Politycy mają prawo odkrywać rzeczywistość, jednak istotne jest, czy robią to tylko w doraźnym politycznym celu (do tego w kampanii wyborczej), czy też naprawdę chcą i są w stanie wskazać błędy i porażki ze strony państwa i rządzących. Żeby pomóc państwu wyciągnąć wnioski, musi ominąć kilka raf.

Rafa 1: różne interpretacje luki

Zacznijmy od tego, że luka w VAT nie jest tylko efektem działań przestępców. Oczywiście oszustwa generują jej znaczną część, ale tak naprawdę nikt nie wie, jak dużą. W luce mamy wszystko: pomyłki podatników, typową dla gospodarki szarą strefę, skutki różnych biznesowych wpadek, jak bankructwa, no i świadome wyłudzenia podatku. Politycy rządzącej partii bardzo mocno akcentują przy tym kwoty, jakie polski budżet miał stracić przez vatowskich oszustów za rządów politycznych oponentów. I w tej narracji kwoty są niemałe: 220 mld zł, 250 mld zł i tak dalej. Warto jednak spytać, skąd się one wzięły. Pierwszy argument: „wystarczy spojrzeć, ile mamy dziś pieniędzy z VAT, a ile mieli oni” jest dobry wyłącznie na potrzeby partyjnego przekazu. Jego wartość merytoryczna jest wątpliwa, bo efekty uszczelnienia systemu podatkowego to według ekspertów tylko część wzrostu wpływów z VAT. Szacunki są różne: od jednej trzeciej do powyżej 50 proc. w optymistycznych scenariuszach, ale na pewno nie 100 proc. Reszta to naturalny gospodarczy proces: bardzo dobra koniunktura napędzana przede wszystkim przez rosnącą konsumpcję. Struktura wzrostu gospodarczego, w której to konsumpcja jest głównym silnikiem, jest świetna dla budżetu. Bo napędza wpływy z podatków. I tak się właśnie dzieje od dwóch lat.
Argument drugi: „skoro nam nie wierzycie, to zajrzyjcie do raportów niezależnych instytucji”. Najczęściej przywoływane są dwa źródła: opracowania firmy doradczej PwC i coroczny przegląd luk vatowskich w UE, jaki dla Komisji Europejskiej (KE) przygotowuje Fundacja CASE. Z tym, że w obu przypadkach są to szacunki całej luki, której – w czym eksperci są zgodni – nie da się całkowicie zamknąć (do zera). Choćby z tego powodu, że upadłości firm i jakaś część nierejestrowanego obrotu w gospodarce będą występowały zawsze.
Oczywiście są też wyliczenia, ile budżet mógł tracić na wyłudzeniach VAT. I to w oficjalnym rządowym dokumencie. To Wieloletni Plan Finansowy Państwa na lata 2017–2020. Autor: Ministerstwo Finansów. Resort przyznaje, że są dość powierzchowne. Podaje jednak, że „szacowana wielkość luki budżetowej w zakresie wyłudzeń podatku VAT wynosi od 10 mld do 15 mld zł rocznie. Na potrzeby wyliczeń przyjęto, że wartość ta wynosi ok. 15,31 mld zł”. Oznacza to, że w ciągu ośmiu lat rządów PO i PSL budżet mógł stracić z tytułu wyłudzeń ok. 122 mld zł. To bardzo dużo – ale też sporo mniej niż 220 mld zł.

Rafa 2: jak szybko znaczy szybko?

Oczywiście nikt nie kwestionuje, że w latach 2008–2014 doszło do zwiększenia aktywności oszustów podatkowych w Polsce. Luka w VAT rosła bowiem szybciej, niż wynikałoby to ze skali konsumpcji czy jej charakteru. Ale też trzeba przyznać, że problem VAT fraudów dotyczy całej IE, a nie tylko kraju nad Wisłą. I tak jak rządom PO-PSL, również europejskim włodarzom zajęło trochę czasu, zanim zrozumiały, z czym mają do czynienia. Obraz zacierał szalejący po Europie kryzys. Dochody z VAT mogły przecież spadać przez dekoniunkturę. Dociskanie podatkowej śruby przyniosłoby w takich warunkach skutek odwrotny do zamierzonego. Podobny tok rozumowania panował wtedy w gmachu Ministerstwa Finansów. Resort i cały rząd walczyli wówczas o utrzymanie gospodarczego wzrostu, bez którego mit zielonej wyspy ległby w gruzach.
Otrzeźwienie w UE nastąpiło mniej więcej w tym samym czasie, co w Polsce. Eksperci KE policzyli, że rocznie do budżetów państw unijnych nie trafia nawet 150 mld euro należnego podatku VAT. Tyle – sądząc po stanie gospodarczej koniunktury, szczególnie wielkości konsumpcji i inwestycji – fiskus powinien otrzymać podatku od towarów i usług. Ale nie otrzymuje. Ustalili, że wyprowadzaniu podatków sprzyja dziura w systemie w postaci wewnątrzwspólnotowej dostawy towarów. To sposób opodatkowania VAT-em handlu między firmami z różnych krajów UE. Tworząc odpowiednio długi łańcuch fikcyjnych firm, można przepuścić ten sam towar – a w zasadzie faktury na handel nim – nawet kilka razy między nimi, tak, że sprzedający może stać się kupującym i wystąpić o zwrot VAT naliczonego. Czyli go wyłudzić. Każda z firm w łańcuchu odlicza podatek od takich niby-transakcji, a ostatnia – tzw. znikający podatnik – nie odprowadza go do urzędu skarbowego, tylko kończy działalność (znika). Tak działa mechanizm karuzeli VAT.
Początkowo KE stosowała środki doraźne w postaci zgód dla poszczególnych krajów członkowskich na stosowanie np. reverse chargé (czyli odwróconego VAT, gdzie za rozliczenie podatku odpowiada kupujący) czy odpowiedzialność solidarną. Polska za rządów PO-PSL też z tego korzystała – i podobnie jak w przypadku innych krajów UE była to dla niej terra incognita. Komisja dopiero w połowie br. przedstawiła szczegółowy plan zmian w systemie podatku od towarów i usług, który ma pomóc w zwalczaniu karuzel vatowskich. Najważniejsza propozycja to opodatkowanie handlu transgranicznego między przedsiębiorstwami. KE chciałaby też m.in., żeby państwa członkowskie wymieniały się między sobą informacjami, co pomagałoby w zwalczaniu procederu. Poszczególne kraje też się wzięły do zmniejszania luki w VAT. Z jakim skutkiem i czy Polska rzeczywiście jest w tej dziedzinie europejskim prymusem, jak chcieliby wierzyć politycy obozu władzy – to zobaczymy w najnowszym raporcie CASE, który ukaże się we wrześniu.
Politycy PiS stawiają dziś swoim poprzednikom zarzut świadomego przyzwolenia na przestępczy proceder. Rzeczywiście, niektóre branże – jak stalowa – dość wcześnie zaczęły sygnalizować problem, nie mogąc się z nim przebić w ministerialnych kręgach. Ale trudno będzie udowodnić, że opóźnienie we wprowadzaniu odwróconego VAT na stal było świadome i dokonane z premedytacją.
Prace komisji mogą zresztą pokazać, na ile możliwa jest energiczna walka administracji z nadużyciami i oszustwami podatkowymi. Zobaczymy, jak poradzi sobie ze sprawą wprowadzenia odwróconego VAT na elektronikę. Posłowie z pewnością korzystać będą z materiałów śledztwa prowadzonego od października 2016 r. przez prokuratury – najpierw warszawską, a potem białostocką. Przypomnijmy kilka faktów. Jak wynika ze słów Michała Kanownika, prezesa Związku Importerów i Producentów Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego „Cyfrowa Polska” (ZIPSEE), przedstawiciele sektora zwrócili się do resortu finansów pod koniec 2013 r. (czyli za czasów PO). – Informowaliśmy, że są problemy z wyłudzeniami VAT w naszej branży, pojawiają się dziwne transakcje i oferty na rynku, co jest niepokojące z punktu widzenia naszych firm. Potem przygotowaliśmy raport dla ministerstwa, szacując straty. Przekazaliśmy go na początku 2014 r. na ręce ministra finansów; wykazaliśmy, ile Skarb Państwa traci na obrocie smartfonami – wyjaśniał w rozmowie z DGP przedsiębiorca. Był to moment zmian w resorcie – Jacka Rostowskiego pod koniec listopada 2013 r. zastąpił Mateusz Szczurek.
Sprawa zgłoszona przez Kanownika trafiła najpierw do departamentu VAT, potem nastąpiło spotkanie z wiceminister Agnieszką Królikowską. Ostatecznie resort wydał w sierpniu 2014 r. list ostrzegawczy do branży i przygotował projekt ustawy o odwróconym VAT na towary elektroniczne. Miał on wejść w życie od stycznia 2015 r., ostatecznie wprowadzono go od lipca. Zatem od chwili, gdy przedsiębiorca interweniował w resorcie, do wprowadzenia rozwiązania upłynęło ponad półtora roku. Ówcześni urzędnicy resortu finansów tłumaczyli tempo prac między innymi tym, że zgodnie z art. 199 dyrektywy unijnej w sprawie VAT i załącznika IV do tej dyrektywy na wprowadzenie odwróconego VAT w takim przypadku trzeba mieć zgodę Brukseli. Samo rozwiązanie stanowi zresztą przedmiot kontrowersji w eksperckiej dyskusji. Profesor Witold Modzelewski, który ma stanąć przed komisją, nazywa je wręcz gangreną. Pojawia się więc pytanie, czy w opisanej sprawie administracja działała szybko, czy opieszale. Komisja może to ustalić. My na zasadzie analogii możemy przypomnieć, że już w tej kadencji Sejmu, w której uszczelnianie było bezwzględnym priorytetem, wprowadzenie innego, podobnego rozwiązania (split payment) zajęło mniej więcej tyle samo. Weszło w życie 1 lipca br., a pomysły, by je wdrożyć, pojawiły się pod koniec 2016 r. Przy okazji zrezygnowano z wdrożenia, z którym jako sztandarowym PiS przyszedł do resortu finansów, czyli centralnej bazy faktur. Urzędnicy uznali ostatecznie, że tę rolę może pełnić JPK.

Rafa 3: zwodnicze symbole karuzeli

Tak naprawdę najbardziej interesującym wnioskiem z prac komisji może okazać się ten, na ile według jej członków rządzący dysponują swobodą prowadzenia polityki gospodarczej państwa. Znacząca część rządów PO upłynęła w cieniu kryzysu finansowego i priorytetem dla tej ekipy było niewątpliwie utrzymanie wzrostu gospodarczego. Kanonem jej polityki było więc hołubienie, czasami aż do przesady, biznesu – w trosce o to, by nie zwolnił PKB. Pewna reorientacja nastąpiła przy wymianie kadr w resorcie finansów – gdy na miejsce Rostowskiego pojawił się Szczurek z postulatem zwiększenia wpływów podatkowych. Jeszcze do niedawna każdy pomysł ostrzejszej polityki fiskalnej traktowany był jak zamach na przedsiębiorczość. Podejście rządzących do firm i wykonywania przez nie obowiązków podatkowych wyraźnie się jednak zmieniło.
Polityka gospodarcza to warunki działania biznesu. Pytanie, na ile uszczelnienie systemu podatkowego wpływa na przedsiębiorców. Na pewno, co pokazały przykłady różnych branż, rosnąca skala oszustw to wróg konkurencji i zdrowej przedsiębiorczości. Oszuści podatkowi mogą oferować tańsze produkty. Dlatego uczciwi przedsiębiorcy interweniują. Jednocześnie każde uszczelnienie to zwiększenie stopnia fiskalizmu. Można więc powiedzieć, że optymalne uszczelnienie to takie, które eliminuje oszustów, a gwarantuje równe warunki gry uczciwym. Tylko że urzędnicy nie wiedzą z góry, kto jest uczciwy. Dlatego dociążają także tych, którzy grają fair. Pewien przedsiębiorca branży hotelarsko-gastronomicznej, który poczynił niedawno spore inwestycje, poskarżył się nam, że w samym 2018 r. miał już trzy kontrole skarbowe. Dlaczego? Ponieważ zakupił sprzęt, maszyny i towary, przysługiwał mu zwrot VAT – a ten może sygnalizować karuzelę podatkową. Skarbówka na wszelki wypadek bierze na celownik wszelkie przypadki.
Nie tylko dlatego, że materia, z którą mierzyć się będzie komisja, jest wyjątkowo złożona (a wśród jej członków ekspertów jest jak na lekarstwo), ciało, którym kieruje poseł PiS Marcin Horała, może mieć duży problem z wiarygodnością. Nie bez znaczenia jest to, że prace zaczyna w momencie rozruchu samorządowej kampanii wyborczej, a jej obrady będą toczyć się także w przededniu wyborów europejskich i parlamentarnych. Ten kontekst może uczynić ją ciałem turbopolitycznym. Już wyznaczenie na pierwszego świadka Jacka Rostowskiego, byłego ministra finansów, świadczy o tym, że komisja – zamiast pochylić się nad złożonymi zależnościami pomiędzy organizacją gospodarki, przestępczością i funkcjonowaniem państwa w kwestii VAT – woli zacząć od mocnego uderzenia w PO.