Wiktor Janicki: Ustawa refundacyjna oraz inne akty regulujące działanie systemu opieki zdrowotnej ulegają ciągłej reinterpretacji, w wyniku czego trudno jest podejmować długofalowe decyzje

W 2017 roku firma Roche przeznaczyła na działalność badawczo-rozwojową w Polsce ok. 730 mln zł, a w latach 2014–2017 wydatki na ten cel to łącznie ok. 2,2 mld zł. Jak oceniają państwo klimat inwestycyjny? Co państwa zachęca do inwestowania tutaj, a co odstrasza?

Do kwestii inwestycji podchodzimy z wielu różnych stron. Bierzemy pod uwagę aspekt związany z dostępnością dużej liczby mądrych i wykształconych ludzi w Polsce, którzy są w stanie tego typu inwestycje przeprowadzić. Sprawne realizowanie projektów inwestycyjnych opiera się na know-how. Inwestując określone środki finansowe, czas i know-how, liczymy na możliwość wprowadzania innowacji na polskim rynku. Bierzemy pod uwagę także to, że Polska jest dużym, atrakcyjnym rynkiem europejskim, a więc i z tej perspektywy warto tu być.

A jeżeli chodzi o zachęty?

Polska przegrywa z innymi krajami na światowym rynku inwestycyjnym. Jest zbyt mało działań mogących sprostać konkurencji ze strony Stanów Zjednoczonych czy Chin, gdzie nakłady na badania naukowe w zakresie biotechnologii i farmacji są o wiele większe. Z jednej strony te kraje oferują dużo więcej zachęt finansowych, ale przede wszystkim – z punktu widzenia firmy farmaceutycznej – oferują dużo szybszą ścieżkę wprowadzenia efektów prac badawczo-rozwojowych na dany rynek. Niestety Polska cechuje się pewnym opóźnieniem, jeśli chodzi o dostęp do innowacji farmaceutycznych, nawet w stosunku do Europy, a co dopiero do USA czy dalekiego Wschodu. Jeżeli nie ma zachęt w postaci szybkiego dostępu do refundacji leków, to bardzo trudno jest utrzymywać długoterminowe inwestycje.

Czyli inwestujecie państwo duże pieniądze, które nie wiadomo, czy się zwrócą, bo klient – bez refundacji – ma za mało zasobny portfela, żeby np. taki lek kupić?

Dokładnie tak. Każdego roku 80 proc. przychodów z refundacji w Polsce przeznaczamy na B+R (badania i rozwój – przyp. redakcji). To jest skala bez precedensu, że firma długoterminowo przeznacza takie pieniądze na inwestycje w badania. Bez jasnego impulsu ze strony administracji rządowej, w postaci rozwiązań umożliwiających szybszy dostęp do innowacyjnych terapii poprzez refundacje będzie nam trudno utrzymać taki poziom.

Co by pan wobec tego sugerował, żeby taki stan rzeczy zmienić?

Na pewno sam poziom wydatków na ochronę zdrowia, a w szczególności na leki jest bolączką naszego systemu. Kiedy wchodziła ustawa refundacyjna, deklarowano, że 17 proc. wydatków na ochronę zdrowia będą stanowić wydatki na leki i że wszystkie oszczędności wygenerowane przez ustawę refundacyjną zostaną przeznaczone na innowacyjne terapie. To się nie stało. Dzisiaj wydajemy 15 proc. i – co więcej – te oszczędności nie wracają do systemu na innowacje, a to byłby najprostszy sposób na pobudzenie dalszych nakładów finansowych na B+R. Ostatnio w debacie publicznej coraz częściej mówi się o koniecznosći pobudzania i rozwoju innowacyjności polskich firm. Bez inwestycji w branżę farmaceutyczną chociażby w postaci tworzenia sprzyjających rozwiązań legislacyjnych i odpowiedniego klimatu ciężko jest oczekiwać zwiększonych nakładów na tworzenie innowacji. Są pewne deklaracje ze strony rządu, ale jak dotąd nie wprowadzono istotnych zmian do systemu. Jeżeli pozostaniemy w sferze deklaracji jedynie, to z pewnością będzie niezwykle trudno przekonać właścicieli firm podejmujących globalne decyzje, że nadal warto inwestować w Polsce.

Mógłby pan porównać kwoty, o których mówimy, jeśli chodzi o refundację?

W Polsce na refundację leków przeznacza się ok. 12 mld zł i to jest wielokrotnie mniej niż na innych porównywalnych rynkach. Najbardziej dający do myślenia jest jednak poziom wydatków per capita – wg OECD w Polsce na jednego mieszkańca wydajemy równowartość 369 dol., podczas gdy w sąsiadującej Słowacji – 566 dol., czyli o ponad 50 proc. więcej.

Czy coś jeszcze – według pana – przeszkadza w prowadzeniu długoterminowych inwestycji w naszym kraju?

Drugim elementem jest stabilność prawa i jego interpretacji. Często mówimy o stabilności stanowienia prawa, ale w branży farmaceutycznej o wiele ważniejsze jest stabilne interpretowanie przepisów. Teraz jest tak, że ustawa refundacyjna oraz inne akty regulujące działanie systemu opieki zdrowotnej ulegają ciągłej reinterpretacji, w wyniku czego trudno jest podejmować długofalowe decyzje.

Może pan podać przykład?

Dostęp do leków reguluje ustawa refundacyjna. Obecnie mamy do czynienia z sytuacją, w której to Narodowy Fundusz Zdrowia wprowadza zarządzenia, które całkowicie destabilizują system i zmieniają rzeczywistość nie tylko dla uczestników rynku, ale przede wszystkim dla pacjentów. Pacjenci w ciągu kilku miesięcy stracą możliwość leczenia się lekiem refundowanym. Zarządzenie dotyczące współczynników korygujących, o którym mówię, ręcznie steruje rynkiem farmaceutycznym wbrew temu, co na ogólnym poziomie określiła ustawa. Tego typu działania nie pozwalają w sposób racjonalny planować zaangażowania inwestycjnego.

Jak środowisko farmaceutyczne reaguje na taki stan rzeczy?

To budzi opór. Wszystkie organizacje zrzeszające firmy farmaceutyczne wystąpiły z pismami do Ministerstwa Zdrowia i do Narodowego Funduszu Zdrowia, alarmując o problemie, który zaburza stabilność prowadzenia biznesu.

I jak reagują na to wspomniane organy?

W tym momencie nie widzimy konstruktywnej reakcji.

Jeśli chodzi o innowacyjność – mówił pan że zatrudniacie informatyków do pracy nad nowymi lekami. Dlaczego akurat informatyków, a nie biotechnologów?

Model opracowywania nowych cząsteczek się zmienia. Informatycy, którzy potrafią analizować ogromne ilości danych, mogą wyciągać wnioski, których do tej pory nie byliśmy w stanie osiągnąć. Największe innowacje w zdrowiu działają właśnie na styku informatyki i farmaceutyki. Przygotowaliśmy ostatnio aplikację, która analizuje – na podstawie wbudowanych w telefon sensorów – ruchy chorego na stwardnienie rozsiane. Ciągłe monitorowanie stanu chorego świetnie uzupełnia dane z okresowych wizyt u lekarza. Mamy nadzieję, że w przyszłości lekarze będą mogli podejmować decyzje terapeutyczne w oparciu o bardziej kompletne dane, co pozwoli bardziej optymalnie leczyć polskich pacjentów. Finalnie bowiem za wszystkimi naszymi działaniami i inwestycjami stoi pacjent.

Rozmawiał Adam Kłos