Białoruś twierdzi, że tani cukier z Polski dobija jej producentów. Tyle że właściwie go tam nie eksportujemy. Skąd więc zamieszanie?
Białoruś broni się przed zalewem taniego cukru z zagranicy, narzucając sklepom ceny minimalne. Władze twierdzą, że chodzi m.in. o obronę przed polskim cukrem i przytaczają dane mówiące o znacznym wzroście importu. Polscy producenci jednak nic o wzroście nie wiedzą.
– Mamy do czynienia z ogromnym urodzajem buraka cukrowego, nie tylko na terytorium Rosji. Cukier w 2018 r. przywożą do nas i z Polski. Cena była niemal dwa razy niższa (niż białoruskiej produkcji – red.). Oczywiście, mogliśmy przymknąć na to oko i niczego nie robić, ale jutro sytuacja może doprowadzić do szybkiej utraty naszych własnych producentów. A to strategicznie ważny towar – tłumaczył wiceminister handlu Artur Karpowicz.
Mińsk najpierw wystąpił do Euroazjatyckiej Komisji Gospodarczej – instytucji integracyjnej państw związanych z Rosją – o zgodę na wprowadzenie cen minimalnych, a potem – w lipcu – o przedłużenie okresu ich obowiązywania do 23 grudnia 2018 r. Cena kilograma w handlu detalicznym nie może być niższa niż 1,50 rubla, czyli 2,75 zł. Urzędnicy się skarżą, że rynek jest zalewany rosyjskim i polskim cukrem. Biełstat – miejscowy urząd statystyczny – podaje, że w pierwszym półroczu 2018 r. Polacy sprzedali Białorusinom 7475 ton produktu, choć w analogicznym okresie 2017 r. były to zaledwie 4 tony.
Polscy statystycy przecierają oczy ze zdumienia. Według Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej w pierwszym półroczu 2017 r. wyeksportowaliśmy na Białoruś 3,5 tony cukru. Dane za ten okres się więc zgadzają. Ale w tym roku mieliśmy sprzedać jedynie 1,7 tony. Różnica aż 4400-krotna. Kto kłamie?
Nasi producenci, z którymi rozmawialiśmy, zapewniają, że Białoruś nie leży w kręgu ich zainteresowań. Głównym powodem są cła sięgające 50 proc. – Zabijają cały zysk, który można osiągnąć na tym rynku – mówi Waldemar Waligórski z Pfeifer & Langen i dodaje, że firma nie wysyła produktu na Wschód.
Nie robi tego też Krajowa Spółka Cukrowa. – Nie eksportujemy cukru na Białoruś – zapewnia Szymon Smajdor z KSC.
– To specyfika białoruskiej statystyki. Biełstat podaje też gigantyczne wolumeny eksportu produktów ropopochodnych do Holandii, choć tamtejsza statystyka nic o tym nie wie – uśmiecha się białoruski ekonomista Jarasłau Ramanczuk. – Nigdy nie słyszałem, żeby był problem z polskim cukrem, a uważnie śledzę ten rynek. Natomiast rzeczywiście jest problem z produktem rosyjskim. A nasze niekonkurencyjne przedsiębiorstwa nie umieją się inaczej bronić, jak tylko przez protekcjonizm i łamanie zasad wolnego handlu – mówi nam Ramanczuk.
Mińsk nie ukrywa, że chodzi o ochronę własnych producentów. A konkretnie państwowego molocha o nazwie Biełdziarżcharczpram, bo to formalnie na jego prośbę zdecydowano się wprowadzić ceny minimalne. Poza tym rząd wydał gwarancje kredytowe czterem cukrowniom i obniżył ceny gazu. Po co jednak podawać nieprawdziwe dane dotyczące importu z Polski? – Polska stała się kwiatkiem do kożucha. Wymienia się ją jako sprawcę zła, by nie obciążać w całości największego partnera handlowego. Myślę bowiem, że chodzi o obronę przed cukrem z Rosji. Ten kraj szuka nowych odbiorców, czego dowodem są napływające do Polski zapytania o możliwość eksportu słodyczy – ocenia Andrzej Gantner, dyrektor Polskiej Federacji Producentów Żywności.