Martwią się potentaci, jak Airbus czy BMW, ale też nasi przedsiębiorcy
Polski biznes najbardziej obawia się spowolnienia dostaw między Polską i Wielką Brytanią po brexicie. – Może to doprowadzić do zwiększenia kosztów produkcji i dystrybucji towarów, a w skrajnych przypadkach przekreślić opłacalność przedsięwzięć biznesowych. Niewiadomą pozostaje ciągle ogromny obszar usług transgranicznych, w tym transportu – mówi dyrektor generalny Konfederacji Lewiatan Grzegorz Baczewski.
Dwa lata po referendum, w którym Brytyjczycy zagłosowali za wyjściem z UE, nadal nie wiadomo, jak będą wyglądały przyszłe relacje handlowe Wspólnoty z Wielką Brytanią. Rząd Theresy May w zeszłym tygodniu przedstawił strategię, ale nie wszystkim członkom partii rządzącej się ona spodobała. A do brexitu pozostało już tylko nieco ponad osiem miesięcy. Londyn jest umówiony z Brukselą na domknięcie rozmów do października tego roku, jednak dotychczasowe negocjacje rozwiały niewiele wątpliwości w kwestii wymiany handlowej.
Dlatego biznes coraz głośniej mówi o swoich obawach. Niedawno Airbus poinformował, że rozważa rezygnację z planów produkcji skrzydeł do samolotów w brytyjskich fabrykach. Koncern zastanawia się nad przeniesieniem produkcji do Stanów Zjednoczonych, Chin lub krajów członkowskich UE. Brytyjczycy mają się czym martwić. Producent samolotów zatrudnia na Wyspach bezpośrednio 14 tys. osób, w łańcuchu dostaw współpracuje z nim 110 tys. ludzi. Europejskie konsorcjum obawia się niepewności związanej z kontrolami na granicach po brexicie i procedurami celnymi. Airbus alarmował, że wyjście Wielkiej Brytanii z UE bez żadnej umowy dotyczącej relacji handlowych będzie miało „katastrofalne konsekwencje”.
Wątpliwości te podzieliły BMW, Jaguar i Rolls-Royce. Niemiecki koncern motoryzacyjny oświadczył, że jest gotowy wycofać swoją produkcję, jeśli części do produkowanego w Wielkiej Brytanii samochodu Mini będą musiały zbyt długo czekać na granicy. Jaguar w najczarniejszym scenariuszu zakłada straty w wysokości nawet 1,2 mld funtów rocznie. Brexit może też zniechęcić koncern do zrealizowania inwestycji szacowanej na 18 mld funtów. Od kilku miesięcy mówi się też o tym, że również Rolls -Royce może przenieść produkcję silników lotniczych do Niemiec.
Airbus widzi jednak światełko w tunelu. Jego dyrektor generalny Tom Enders z zadowoleniem zareagował na przyjętą pod koniec zeszłego tygodnia przez brytyjski rząd deklarację w sprawie przyszłych relacji z UE. Z punktu widzenia przedsiębiorców najważniejszy jest zapis mówiący o wolnym obrocie towarami i harmonizacji przepisów w tym zakresie oraz porozumieniu, które może ułatwić procedury celne. Ma to pomóc w uniknięciu utrudnień na przejściach granicznych (Londyn będzie natomiast chciał znieść swobodę przepływu osób i usług). – Ta deklaracja pokazuje, że rząd brytyjski zmierza w dobrym kierunku. Mamy śmiałość prosić Brukselę i kraje członkowskie o podobnie pragmatyczne i uczciwe podejście – cytował Airbus słowa Endersa na Twitterze. To znacząco inny przekaz, bo jeszcze w zeszłym tygodniu dyrektor generalny koncernu mówił, że rząd w Londynie „nie ma pojęcia” jak zrealizować brexit bez dotkliwej szkody.
Porozumienie w rządzie Theresy May okazało się jednak kruche i w proteście przeciwko „miękkiemu” brexitowi rząd opuściło dwóch kluczowych ministrów – szef dyplomacji Boris Johnson i główny negocjator w rozmowach z UE David Davis. Bez wsparcia zwolenników „twardego” brexitu May może mieć problem z uzyskaniem poparcia dla ustaw związanych z opuszczeniem UE w parlamencie, tymczasem dla Borisa Johnsona propozycje szefowej rządu to półbrexit.
Według dyrektora generalnego Lewiatana europejscy przedsiębiorcy z ulgą przyjęli informację o rezygnacji Johnsona i Davisa, ale obawy pozostają. Nowym negocjatorem do spraw brexitu w brytyjskim gabinecie jest Dominic Raab, szefem dyplomacji – Jeremy Hunt. Baczewski uważa, że odejście zwolenników „twardego” brexitu to dla biznesu pozytywny zwrot akcji w negocjacjach, jednak pod warunkiem, że ich następcy w większej mierze będą popierać koncepcję premier May. Na dodatek wewnętrzny konflikt wśród torysów rodzi zagrożenie dla stabilności całego rządu i trudno przewidzieć, kto mógłby być następcą brytyjskiej premier i jaki model wyjścia z Unii byłby lansowany.
Dyrektor generalny Lewiatana wielokrotnie słyszał od przedstawicieli Foreign Office i ambasady brytyjskiej w Warszawie zapewnienia o dążeniach do maksymalnego ułatwienia i uproszczenia procedur związanych z wymianą handlową. – To jednak w dużej mierze od brytyjskiego parlamentu w kolejnych jego kadencjach będzie zależało, w jakim stopniu prawo brytyjskie będzie harmonizowane z europejskim. Brytyjski rząd może kierować odpowiednie projekty aktów prawnych do parlamentu, ale jaki będzie ich ostateczny kształt po głosowaniach, trudno przewidzieć – zaznaczył Baczewski.