Eksperci uważają, że Polska nie potrzebuje nadzwyczajnych środków z KE, gdyż jest w lepszej sytuacji niż inne kraje regionu. Natomiast pozytywnie odnoszą się do zapowiedzi pożyczki dla Polski z Europejskiego Banku Inwestycyjnego (EBI).

"Polska nie jest krajem, który potrzebuje unijnej pomocy tak jak inne państwa naszego regionu - powiedział PAP w niedzielę główny ekonomista PricewaterhouseCoopers prof. Witold Orłowski odnosząc się do węgierskiego planu stabilizacyjnego dla Europy Środkowo- Wschodniej.

Węgry wystąpiły w niedzielę o przyjęcie planu pomocy dla dotkniętej kryzysem finansowym i gospodarczym Europy Wschodniej i Środkowej w wysokości 160-190 mld euro. Polska i inne kraje odrzuciły węgierskie propozycje.

"Węgry są w rozpaczliwej sytuacji i dlatego chcą by wszystkie kraje z tego regionu traktować jednakowo" - wyjaśnił Orłowski. Według profesora, pomoc taka potrzebna np. Węgrom, Rumunii czy Bułgarii, które mają poważne problemy gospodarcze. Polska zaś nie musi "rozpaczliwie poszukiwać pomocy".

"Nic się złego nie stanie jeżeli dla Europy Środkowej zostanie stworzony fundusz stabilizacyjny na wszelki wypadek" (...) "Nam pomoc może być nie potrzeba, ale nie szkodzi jak fundusz powstanie" - mówił. Zdaniem Orłowskiego, Polska nie powinna podpisywać się od węgierskimi ocenami, ale i nie powinna protestować.

Według Malinowskiego, pieniądze z EBI mogą spowodować "ruch kredytowy"

Ustosunkowując się do zapowiedzi pożyczki z EBI powiedział, że takie pożyczki Polska otrzymuje każdego roku. Jednak w tym roku, jest ona wyższa niż poprzednio.

Prezes Europejskiego Banku Inwestycyjnego Philippe Maystadt zapowiedział po spotkaniu w niedzielę w Brukseli z premierem Donaldem Tuskiem, że EBI pożyczy Polsce w 2009 roku od 3,5 a 4 miliardy euro. W ubiegłym roku Polska pożyczyła 2,8 mld euro.

W ocenie Orłowskiego, "to nie są kwoty porażająco wielkie, ale mają one znaczenie. Walczymy o to by Polska utrzymała się wśród krajów, które uzyskają w tym roku dodatni wzrost gospodarczy" - mówił. Podkreślił, że nie jest to żadne awaryjne finansowanie, ani pożyczka stabilizacyjna, która ma ratować kurs walutowy.

Prezydent Konfederacji Pracodawców Polskich (KPP), Andrzej Malinowski, uważa że skierowanie pieniędzy z EBI na inwestycje jest dobrym pomysłem. Podkreślił, że kształtowanie popytu publicznego, jest jednym z najlepszych środków antykryzysowych, lepszym niż pobudzanie popytu wewnętrznego.

Według Malinowskiego, pieniądze z EBI mogą spowodować "ruch kredytowy". Szef KPP zauważył, że jest obecnie duży zastój w udzielaniu kredytów, banki wolą kupować państwowe obligacje i dawać pożyczki.

W opinii Malinowskiego, minister finansów Jacek Rostowski chce się odciąć tego, by wszystkie kraje naszego regionu były traktowane jednakowo. Kraje, które mają kłopoty gospodarcze i inne "wrzucane są do jednego worka".

Rostowski w rozmowie z dziennikarzami w Brukseli w niedzielę zaprotestował przeciwko "podziałom kontynentu" i mówieniu o tym, że "najbardziej zagrożone są niby kraje na Wschodzie". Tłumaczył też, że gospodarki np. Polski, Czech i Słowacji są w dużo lepszej sytuacji - więc pomocy nie potrzebują.

"Jestem zdania, że jeżeli będziemy potrzebowali jakiegoś wsparcia, to powinniśmy starać się o to indywidualnie"

"Jestem zdania, że jeżeli będziemy potrzebowali jakiegoś wsparcia, to powinniśmy starać się o to indywidualnie" - powiedział PAP Malinowski. Według niego, Polska ma inną sytuację gospodarczą m.in. z tego powodu, że rodzime przedsiębiorstwa korzystały z kredytów bankowych w znacznie mniejszym stopniu niż firmy w innych krajach.

Główny ekonomista Dexus Partners Marek Zuber uważa, że pożyczka z EBI jest dobrą informacją w kontekście cięć budżetowych. Jego zdaniem, środki które będą przeznaczone na konkretne projekty inwestycyjne odciążą budżet od konieczności ich współfinansowania.

Zuber dodał jednak, że takie pieniądze z EBI otrzymuje Polska co roku. W tym roku dostanie więcej i jest to korzystne, bo ich oprocentowanie jest znacznie korzystniejsze niż sprzedaż obligacji.

Według eksperta Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan Jeremiego Mordasewicza, obiecane 4 mld euro z EBI nie uratują gospodarki, ale "są pożądanym zastrzykiem", tym bardziej, że w tym roku napłynie mniej środków z tytułu inwestycji zagranicznych.