W projekcie ustawy mającej poprawić dostęp do medykamentów znalazło się rozwiązanie, które… otwiera na oścież furtkę przestępcom.
Skala problemu / Dziennik Gazeta Prawna
Ministerstwo Sprawiedliwości chce, aby aptekarze mogli oddawać leki za darmo hospicjom, domom dziecka czy pokrzywdzonym w klęskach żywiołowych. Problem w tym, że przepis skonstruowano w taki sposób, że doprowadziłby do kuriozalnej sytuacji – w rzeczywistości apteki nie mogłyby przekazywać medykamentów potrzebującym instytucjom, za to miałyby prawo bez ograniczeń oddawać je osobom fizycznym. – I to nawet leki na receptę, ale bez recepty – wskazuje Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej.
Od takiego mechanizmu prosta droga do wywozu leków. Zakładając, że apteka mogłaby wydawać regularnie po kilka opakowań leków znajomym „pacjentom”, państwowe służby całkowicie straciłyby kontrolę nad rynkiem. Nawet w razie złapania takiego pacjenta właściciel apteki nie ponosiłby żadnych konsekwencji. A przecież zamiary resortu sprawiedliwości był całkowicie odwrotne. Jak to wytłumaczyć?
Waga słów
Kontrowersje wzbudza projektowany art. 86a prawa farmaceutycznego. Miałby on stanowić, że „z wyjątkiem przypadków określonych w ustawie podmiot prowadzący obrót detaliczny może zbyć, w tym nieodpłatnie, produkt leczniczy wyłącznie w celu bezpośredniego zaopatrywania ludności”. Szczególnie istotne jest tu to ostatnie sformułowanie – w celu bezpośredniego zaopatrywania ludności. – To oznacza, że ryzykowne byłoby przekazanie produktów hospicjom, domom pomocy społecznej czy domom dziecka. Trudno w takiej sytuacji mówić o bezpośredniości – spostrzega Marek Tomków.
Z kolei, art. 86a prawa farmaceutycznego nie stosowałoby się, gdyby miał miejsce wyjątek. Ale tylko taki, który jest określony w ustawie. – Tymczasem zasady wydawania leków określone są w innych aktach prawnych – wyjaśnia Tomków. W praktyce więc aptekarz mógłby oddać za darmo leki, nawet nie prosząc pacjenta o receptę. Ewentualnie za odpłatnością zupełnie inną, niż wynikałoby to z ustawy refundacyjnej.
Magdalena Bąkowska, adwokat w kancelarii KRK Kieszkowska Rutkowska Kolasiński, przyznaje, że skoro przepis budzi wątpliwości, to powinien zostać zmieniony. Prawniczka uważa jednak, że interpretacja, zgodnie z którą na podstawie przepisu apteka mogłaby wydawać leki na receptę bez recepty, jest niewłaściwa. – Przepis milczy na ten temat i musi być czytany w całokształcie regulacji farmaceutycznych, które jasno określają zasady wydawania medykamentów – zaznacza.
Podobnie twierdzi Ministerstwo Sprawiedliwości, choć zarazem przyznaje, że przy projektowaniu regulacji zabrakło precyzji. Z kolei Łukasz Waligórski, redaktor naczelny portalu Mgr.farm, ocenia proponowaną regulację jako dziwną. – By nie rzec dziwaczną. Jeśli założeniem projektodawcy jest ograniczenie wywozu leków, to celu tego na pewno nie osiągnie się, tworząc przepisy pozwalającej na nieodpłatne rozdawanie środków. A dziś art. 86a otwiera ku temu furtkę – zaznacza Waligórski.
Dumping cenowy
Farmaceuci obawiają się również, że nowe regulacje umożliwiłyby dalszy rozwój aptek sieciowych. Dziś w prawie farmaceutycznym jest przepis zakazujący reklamowania aptek. Sądy interpretują go restrykcyjnie, zabraniając np. sprzedawania drugiego leku w obniżonej cenie. Uchwalenie art. 86a w proponowanym brzmieniu mogłoby doprowadzić do dumpingu cenowego.
– Po wejściu w życie nowelizacji wiele aptek mogłoby bez przeszkód robić promocję na zasadzie „kupujesz jeden lek, drugi dostajesz za darmo”. Takie sytuacje zdarzały się przed 2012 r. i temu miało zapobiec wprowadzenie wtedy sztywnych cen leków refundowanych. Nieodpłatne rozdawanie leków pacjentom przez apteki nie znajdowało uzasadnienia wtedy i nie znajduje go teraz – przekonuje Łukasz Waligórski.
W resorcie sprawiedliwości usłyszeliśmy, że przepis zostanie skorygowany. Ministerstwo uważa co prawda, że regulacja nie doprowadziłaby do problemów, ale woli dmuchać na zimne. – Cel jest szczytny. Nie mam wątpliwości, że chodzi o walkę z nielegalnym wywozem leków. Pozostaje teraz dostosować przepisy do tego zamiaru – komentuje Marek Tomków.
Najprawdopodobniej pojawi się wykaz sytuacji, w których można będzie mówić o „bezpośrednim zaopatrywaniu ludności”. Znajdą się w nim przypadki oddawania leków w razie klęsk żywiołowych czy przekazywanie ich hospicjom i domom dziecka. – Przy czym przy oddawaniu leków do różnego rodzaju instytucji konieczna wydaje się kontrola, np. starosty. Tak, by oszuści nie tworzyli fikcyjnych domów pomocy społecznej, powoływanych do życia wyłącznie w celu wywożenia leków – zapowiada jeden z urzędników MS.
Inny pomysł ma mec. Magdalena Bąkowska. – Dobrym pomysłem wydaje się stworzenie katalogu, w którym zostanie wskazane, co stanowi „bezpośrednie zaopatrywanie ludności” i czy przykładowo za takie można uznać przekazanie produktów leczniczych hospicjum. Wówczas właściciele aptek nie będą musieli się zastanawiać, czy mają prawo dać komuś leki, czy nie – wskazuje.
Projekt Ministerstwa Sprawiedliwości to już 11. próba ograniczenia nielegalnego wywozu leków podjęta w ciągu ostatnich pięciu lat.