Dopuszczenie banków i innych podmiotów finansowych do udziału w programie emerytalnym Polskie Plany Kapitałowe mogłoby zwiększyć jego zasięg, bo ułatwiłoby dotarcie do najmniejszych pracodawców - mówi w rozmowie z PAP Norbert Jeziolowicz ze Związku Banków Polskich.
PAP: Związek Banków Polskich postuluje, by banki także były uprawnione do udziału w programie Pracowniczych Planów Kapitałowych (na razie planowany jest udział tylko Towarzystw Funduszy Inwestycyjnych). Jakie jest uzasadnienie tego postulatu?
Norbert Jeziolowicz: To, co naszym zdaniem jest istotne w ramach tego programu, to pozyskanie dla niego jak najwięcej uczestników. Ważne jest więc dotarcie nie tylko do dużych pracodawców i ich pracowników, ale także tych małych. Myślę, że to co banki mogłyby wnieść do tego programu, to właśnie dotarcie do niewielkich przedsiębiorców, działających w skali powiatu. Byłoby to możliwe poprzez na przykład banki spółdzielcze, czy banki sieciowe, mające oddziały w małych miejscowościach. TFI operują bowiem głównie w centrali, a to jest nie do końca to samo. W przypadku, gdyby banki miałyby w tym brać udział, wkłady powinny być objęte gwarancjami Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. W analogiczny sposób, jak dziś jest z rachunkami powierniczymi deweloperów - formalnie deweloper jest dysponentem rachunku, ale wkład każdej osoby, która wpłaciła deweloperowi, jest do pewnej wysokości objęty oddzieloną gwarancją BFG.
PAP: Czy sama idea PPK jest dobra?
N.J.: Zawsze jako związek uważaliśmy, że potrzebne nam są długoterminowe systemy oszczędzania na różne cele. Emerytalne przede wszystkim, ale nie tylko. Program, który w założeniu ma być masowy i ma zachęcające dopłaty z budżetu, zawsze będzie przyjęty przez nas jako dobry. Takie programy są nam po prostu potrzebne, nie tylko gospodarce, ale także społeczeństwu, które boryka się z określonymi problemami. W interesie państwa leży stabilizowanie gospodarki i niwelowanie skutków pewnych tendencji społecznych poprzez takie programy. Zatem idea tego programu jest jak najbardziej słuszna, bardzo dobrze też, że ma on być masowy. Oczywiście program wymaga "dokalibrowania" w szczegółach.
PAP: Co zdaniem ZBP powinno ulec zmianie w ustawie o PPK?
N.J.: Uważamy przede wszystkim, że nie powinno się pracodawców karać od razu dwoma latami pozbawienia wolności, jeśli będą pracowników zniechęcali do przystąpienia do PPK. Kryterium zniechęcania jest bardzo nieostre. Zmianom powinien ulec też artykuł 88, gdzie jest mowa o tym, jak te oszczędności można wykorzystać jako wkład własny do kredytu. Ale artykuł 88 należałoby dopasować do ustawy o kredycie hipotecznym. Należałoby także dopisać, co się będzie działo, jeśli klient znajdzie się wobec pespektywy windykacji kredytu. Pieniądze pobrane w PPK nie mogą jednak wrócić do programu, bo przestają być wkładem własnym. Mieliśmy też uwagi do sytuacji, co się stanie, jeśli jakiś TFI ulegnie likwidacji. Ale te uwagi nie dezawuują opinii głównej. Pomysły, by te środki można było wypłacić w trakcie, dziedziczyć, albo użyć jako wkład własny w kredycie, są generalnie dobre, bo ludzie powinni te pieniądze uważać za własne oszczędności, a tak nie było np. w przypadku OFE.
PAP: Jak oceniacie rolę Polskiego Funduszu Rozwoju w tym programie, np. jako podmiotu prowadzącego portal, na którym mają być informacje o uczestniczących w programie TFI? Są uwagi, że wszystko to jest zbyt kosztowne.
N.J.: Na pewno to musi kosztować. Co do udziału PFR i prowadzenia przez Fundusz portalu informacyjnego, na pewno lepiej, że robi to PFR, a nie np. jakieś ministerstwo. Najważniejsze jednak, jaką rolę będzie pełnił ten portal. Naszym zdaniem przepisy o portalu są mało odważnie napisane, bardzo urzędniczo. Podczas gdy ten portal powinien być centrum systemu PPK w każdym możliwym ujęciu – takim swoistym jego sercem. Na tym portalu powinniśmy znaleźć nie tylko umowy, ale i statystyki, opisy tego, co się dzieje w systemie, wywiady z ludźmi, którzy się tym zajmują, dobre praktyki czy przykłady wykorzystania tych środków, porady prawne dla uczestników itd. Portal powinien prowadzić akcje popularyzacyjne. Wtedy koszty całego programu, rzeczywiście spore, będą miały mniejsze znaczenie.
PAP: TFI twierdzą, że stawka 0,6 proc. składki, jaka będzie do nich trafiać, jest na granicy opłacalności.
N.J.: Rzeczywiście ta opłata powinna być na nieco wyższym poziomie. Może składki nie powinno się sztywno ustalać w ustawie, tylko pozostawić do rozporządzenia ministra. Bo obniżenie tych opłat na samym starcie programu może mu dobrze nie zrobić, ale za jakiś czas, gdy już będzie wielu uczestników, stawka opłat mogłaby zostać obniżona. Bo dobrze by było, by ten system istniał i się rozwijał. Rząd mówi o udziale 75 procent społeczeństwa, ale nawet jak będzie 50 procent, to i tak w pierwszym okresie będzie to można uznać za sukces. Ale od tego, ilu ludzi się zapisze, zależy wiele. Dlatego też postulujemy, by składka była płacona nie od wynagrodzenia netto, ale brutto, nawet kosztem rządowej dopłaty. Bo dla ludzi mało zarabiających każde 50 zł może być istotne i przesądzać, czy przystąpią do programu, czy nie.
PAP: Czy poza bankami i TFI jakieś inne podmioty finansowe powinny być dopuszczone do tego programu?
N.J.: Wiem, że firmy ubezpieczeniowe interesowały się tym. Dlaczego właściwie nie?
PAP: Może zatem dopuścić jak najszerzej podmioty rynkowe?
N.J.: Tak, jak najszerzej, ale powinny to być tylko instytucje nadzorowane. Ale im więcej podmiotów będzie się starało dotrzeć do potencjalnych pracodawców, tym lepiej. Wtedy będzie większa szansa na powodzenie programu.