Ministerstwo zawiniło, spółki zapłacą. Bałagan w przepisach regulujących pracę biegłych rewidentów utrudni przedsiębiorcom dostęp do kapitału.



Rynek kapitałowy nie ma szczęścia do nowych regulacji. W sprawie nieprecyzyjnych zapisów obowiązującej od 1 stycznia nowelizacji ustawy o CIT, które groziły opodatkowaniem wnoszonego do spółek kapitału, minister finansów zmuszony był wydać ogólną interpretację podatkową. Naprawieniem wadliwego prawa ma zająć się Sejm.
Być może na niższym poziomie uda się usunąć inną przeszkodę w pozyskiwaniu przez spółki pieniędzy – braku odpowiednich standardów, w jakich audytorzy wydają listy potwierdzające (comfort letter). Tego rodzaju dokumenty wystawiane są przy okazji przeprowadzania przez firmy nowych emisji akcji lub obligacji. Potrzebne są instytucjom finansowym, które oferowane papiery sprzedają swoim klientom.
W liście audytor potwierdza, że zawarte w prospekcie emisyjnym dane są poprawnie zaczerpnięte ze sprawozdań i ksiąg rachunkowych, a przede wszystkim, jeśli na przykład nowa emisji wypada kilka miesięcy od opublikowania przez spółkę ostatniego raportu finansowego, poświadcza, jak od tego czasu zmieniła się sytuacja firma (co jest szczególnie ważne, gdyby się istotnie pogorszyła).
– Przy większych transakcjach, przekraczających 100 mln zł, listy potwierdzające są standardem. Dla dużych banków inwestycyjnych z państw anglosaskich brak tego rodzaju dokumentu może być przeszkodą we wzięciu udziału w ofercie. Listów potwierdzających oczekują także niektóre krajowe instytucje finansowe – mówi Bartosz Margol, dyrektor w PwC.
Dotychczas nie było krajowych standardów wystawiania listów potwierdzających, ale zgodnie z wypracowaną przez lata praktyką, firmy audytorskie posługiwały się regułami wypracowanymi na rynkach zachodnich.
Wszystko zmieniła nowelizacja ustawy o biegłych rewidentach. Między innymi ściśle reguluje ona zakres dodatkowych usług, które firmy badające roczne sprawozdania finansowe „jednostek zainteresowania publicznego” (w praktyce chodzi m.in. o spółki notowane na giełdzie) mogą świadczyć na rzecz swoich klientów. Na liście takich usług znalazło się wystawianie listów poświadczających. Pilotujące projekt Ministerstwo Finansów umieściło w ustawie zapis, że mają być one świadczone zgodnie z krajowymi standardami. Te zostały napisane, tylko nie weszły jeszcze w życie. Ale nawet gdyby już obowiązywały, mają jedną podstawową wadę – nie przystają do reguł wystawiania na rynkach rozwiniętych.
Teoretycznie nowym regulacjom łatwo sprostać. Wystarczy, żeby list poświadczający wystawił inny audytor niż ten, który przeprowadza badanie rocznego sprawozdania firmy. Musiałby jednak przeprowadzić wcześniej szczegółowe badanie spółki (zrobiłby drugi raz to samo, co wykonał już inny biegły), a to oznaczałoby dodatkowe koszty nawet rzędu kilku milionów złotych.
Na razie audytorzy nie wystawiają listów poświadczających, a kiedy już będą mogli to robić, to dokumenty takie nie będą honorowane przez zachodnie instytucje finansowe. Uderzy to na przykład w spółki kontrolowane przez państwo, które pozyskują kapitał, emitując obligacje na rynku europejskim. Tak robią np. Orlen, PGE, PKO BP czy Energa. Euroobligacje mogą też być jednym ze źródeł finansowania wartej 5 mld zł inwestycji w nowy blok energetyczny w Ostrołęce, realizowanej przez Energę wspólnie z Eneą. Pozyskanie kapitału tą drogą może być utrudnione i niemal na pewno będzie kosztować więcej niż przed wejściem w życie nowego prawa.
Z popełnionego przez ustawodawcę błędu zdała sobie sprawę m.in. Komisja Nadzoru Finansowego i wystąpiła do Ministerstwa Finansów o zajęcie stanowiska.
– Dopuszczalne jest sporządzenie, przez firmę audytorską badającą historyczne informacje finansowe zamieszczone w prospekcie emisyjnym, listu poświadczającego (comfort letter) zgodnie ze standardem innym niż krajowy, pod warunkiem że (...) zapewni to również zgodność z krajowym standardem – odpowiedział departament rachunkowości MF.
– To stanowisko budzi wątpliwości, czy audytor ma pełen komfort działania i może wydać list poświadczający zgodnie z międzynarodową praktyką – ocenia Margol.
Modelowym rozwiązaniem byłoby na przykład dostosowanie krajowych standardów (ustanawianych przez Polską Izbę Biegłych Rewidentów i zatwierdzanych przez Komitet Nadzoru Audytowego przy resorcie finansów) do reguł obowiązujących na rynkach wysoko rozwiniętych.