Zostało kilkunastu emitentów, którzy stosują określony tym rozporządzeniem format. Są to spółki notowane na rynku głównym, które nie tworzą grup kapitałowych. Problem w tym, że w swoich raportach nie wykazują one zobowiązań finansowych. Zobowiązania (zarówno krótko-, jak i długoterminowe) są podzielone na te wobec jednostek powiązanych oraz te wobec pozostałych jednostek. Bardzo popularne modele wyceny oparte o wartość przedsiębiorstwa oraz dług netto stają się więc mało użyteczne.
Dwa lata temu (23 maja 2016 r.) dokonano nowelizacji opisanego rozporządzenia i dodano jeszcze jeden typ zobowiązań, które należy wykazywać: „wobec pozostałych jednostek, w których emitent posiada zaangażowanie w kapitale”. A to jest wewnętrzna sprzeczność, bo podmiot, który jest zaangażowany w inne jednostki, powinien sporządzać... sprawozdania skonsolidowane. Te zaś emitenci z rynku regulowanego sporządzają zgodnie z Międzynarodowymi Standardami Sprawozdawczości Finansowej. To oznacza, że opisane rozporządzenie nie będzie miało zastosowania, ponieważ wykorzystany będzie Międzynarodowy Standard Rachunkowości 1 Prezentacja Sprawozdań Finansowych.
Wracając do kryptoreklamy i modelu ujednoliconego. Kiedy już przeładowaliśmy i sprawdziliśmy dane, nieśmiało zaczęliśmy testować popularne teraz modele, które stosowane są w predykcji (przewidywania) bankructw firm. Najbardziej znany to model Altmana, ale jest ich dużo więcej. Napisałem „nieśmiało”, bo publiczne stwierdzenie o jakiejś spółce: zgodnie z naszym modelem prawdopodobieństwo, że ona zbankrutuje, wynosi już 55 proc. i z kwartału na kwartał rośnie, to przecież ogromne ryzyko prawne. Można usunąć słowa „już” oraz opis tendencji, ale ryzyko, że prawnicy takiej spółki złożą kilka różnych pozwów i zawiadomień o popełnieniu przestępstwa, nie zmniejszy się. Szczególnie gdy do tego bankructwa dojdzie. Będą starali się wykazać, że inwestorzy odwrócili się od spółki właśnie z naszego powodu.
W tej sytuacji nie powinno więc nikogo dziwić, że modele testuje się na spółkach, które już zbankrutowały albo są od tego o krok. Bo każdy wychodzi z podobnego założenia, myśląc sobie – zobaczmy, co na temat wiadomych już kłopotów finansowych danej spółki modele mówiły dwa albo trzy lata temu. Tak teraz uczyniliśmy i my, analizując spółkę, która nagle znalazła się w bardzo poważnych kłopotach, czyli wrocławską firmę informatyczną Indata. Systematycznie wykazywała zyski, skupowała własne akcje w celu umorzenia, a w ubiegłym roku nawet wypłaciła dywidendę.
Złe się zaczęło dwa miesiące temu, gdy pod koniec stycznia bieżącego roku dwóch istotnych akcjonariuszy poinformowało o sprzedaży części posiadanych akcji. Każdy ma prawo sprzedawać lub kupować akcje. Pytanie, czy sprzedający wiedzieli więcej niż inni. A to pytanie będzie z pewnością zadawane, bo jednym ze sprzedających jest były senator Platformy Obywatelskiej, a teraz takie osoby są „zwierzyną łowną w polowaniach z nagonką”.
Miesiąc temu (26 lutego) z funkcji członka rady nadzorczej zrezygnowała osoba, która przez pięć lat, do grudnia ubiegłego roku, była prezesem zarządu tej spółki. I to już było bardzo poważne ostrzeżenie, bo swoją pierwszą rezygnację (z funkcji członka zarządu) wytłumaczyła ona zamiarem przejścia do rady nadzorczej, a drugą rezygnację przyczynami zdrowotnymi. Ze zdrowia nie powinno się żartować, dlatego kiedy trzy tygodnie temu (5 marca) rezygnację złożyli wszyscy pozostali członkowie rady, trzech z nich nie podało przyczyny, a dwóch poinformowało o powodach osobistych. Nie było przecież przyczyną to, iż dokładnie w dniu ich rezygnacji do spółki wpłynęło żądanie od jednego z banków natychmiastowej spłaty kredytu, który miał zostać spłacony 1 marca. Od tego czasu nie wypłacono odsetek od obligacji serii A1, kolejny bank zażądał natychmiastowej spłaty kredytów, a jedyny pozostały w spółce członek zarządu złożył wniosek o ogłoszenie upadłości.
A wspomniane modele predykcyjne? Żaden z nich nie wykazał jakiegokolwiek zagrożenia dla kontynuacji działalności Indata. Dlaczego? Rozwiązanie jest oczywiste, ale ktoś pierwszy to musi głośno powiedzieć: dokładność modeli jest określona przez dokładność wykorzystanych danych. Czyli tam, gdzie pojawia się kreatywna lub wręcz oszukańcza księgowość, modele nie mają zastosowania. A księgi upiększają najczęściej spółki znajdujące się w trudnej sytuacji finansowej.
Ktoś pierwszy to musi głośno powiedzieć: dokładność modeli jest określona przez dokładność wykorzystanych danych. Tam, gdzie pojawia się kreatywna lub wręcz oszukańcza księgowość, modele nie mają zastosowania
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna