Wyłączenie Kanady i Meksyku, a potencjalnie także kilku innych krajów z nowych stawek powoduje, że ich efekt będzie głównie pokazowy.
Od 23 marca importowana do USA stal będzie objęta 25-procentowym cłem, a aluminium 10-procentowym. Zgodnie z przewidywaniami spotkało się to z mocną krytyką ze strony głównych partnerów handlowych USA. Oraz z zapowiedziami działań odwetowych. Ale to jeszcze nie oznacza globalnej wojny handlowej.
– Nasi najwięksi prezydenci, od Waszyngtona do Jacksona, Lincolna, McKinleya i innych, chronili nasz kraj przed zewnętrznymi wpływami, przed tym, by inne kraje przychodziły i kradły nasze bogactwo, nasze miejsca pracy, nasze firmy. Będziemy bardzo sprawiedliwi, będziemy bardzo elastyczni, ale będziemy chronić amerykańskich pracowników, tak jak to mówiłem w mojej kampanii – oświadczył Trump, podpisując w Białym Domu rozporządzenie w towarzystwie przedstawicieli branży metalurgicznej.
Jednym z powodów wyborczego zwycięstwa Trumpa było odwoływanie się do elektoratu z przemysłowych stanów, które mocno odczuły skutki globalizacji, takie jak przenoszenie produkcji do krajów o tańszej sile roboczej. Trump obiecał, że odbuduje amerykański przemysł, m.in. poprzez cła na importowane produkty. – Ich nałożenie powinno poprawić sytuację tradycyjnych gałęzi przemysłu, głównie hutnictwa. Ale spowoduje to też wzrost cen stali i aluminium na amerykańskim rynku, co zmniejszy konkurencyjność innych sektorów wykorzystujących te produkty do wytworzenia finalnych towarów. Z punktu widzenia całej gospodarki Stany Zjednoczone mogłyby na tym stracić. Ale wyłączenie z nowych stawek Kanady i Meksyku, a potencjalnie także innych krajów, zmniejszy turbulencje i możliwe negatywne skutki. Jednak wraz ze wzrostem liczby wyłączonych państw spadnie efektywność nałożonych barier – mówi DGP Marek Wąsiński, ekspert od spraw handlu w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych.
Wyłączenie z rozporządzenia Kanady i Meksyku, z którymi USA renegocjują umowę o wolnym handlu NAFTA, jest bardzo istotną zmianą w stosunku do zapowiedzi, bo są one odpowiednio pierwszym oraz czwartym co do wielkości eksporterem stali do USA. Rozporządzenie może zostać jeszcze bardziej rozwodnione, bo Trump nie wykluczył kolejnych wyłączeń dla krajów, które prowadzą „uczciwe interesy” z USA. Zapowiedzi ubiegania się o to złożyły już Japonia, Korea Południowa, Australia i Brazylia. Na takie zwolnienie liczy też UE.
Europejscy producenci stali już ostrzegają, że utrata eksportu do USA w połączeniu ze spodziewanym wzrostem importu do UE może kosztować dziesiątki tysięcy miejsc pracy.
Unia już się przygotowała na negatywny scenariusz. „Będziemy musieli chronić nasz przemysł równoważącymi środkami” – zapowiedziała unijna komisarz ds. handlu Cecilia Malmström. Nałożone mają zostać wysokie cła na stal i aluminium z USA. Przygotowywana jest też lista innych produktów importowanych ze Stanów, które zostaną obłożone restrykcjami. Wstępna lista zawiera takie produkty, jak: burbon, masło orzechowe, soki owocowe, motocykle, jachty i kosmetyki. Bruksela rozmawia też z innymi krajami, by wspólnie złożyć skargę na amerykańskie restrykcje do Światowej Organizacji Handlu (WTO).
Trump jeszcze przed ogłoszeniem ceł na aluminium i stal groził, że jeżeli Unia zdecyduje się na odwet, restrykcjami handlowymi w USA objęte zostaną europejskie samochody. Może to być zły prognostyk dla ewentualnego zwolnienia Unii spod nowych opłat.
Niewykluczone, że amerykański prezydent zdecyduje się na wyłączenie spod ceł Wielkiej Brytanii. Brukselskie media przypominają, że Trump zapowiadał ożywienie wymiany handlowej z tym krajem po brexicie. Malmström przyznała w piątek, że są takie pogłoski, ale Unia – jak mówiła – powinna być traktowana jako jedno ciało. „Zakładamy, że prezydent USA uszanuje to” – podkreśliła.
Marek Wąsiński uważa, że przesądzanie o wybuchu wojny handlowej jest jeszcze przedwczesne. – Scenariusz wojny handlowej wydaje się dość odległy, m.in. za sprawą tych wyłączeń. Nie wydaje się też, by Donald Trump rzeczywiście dążył do intensyfikacji sporu handlowego, bo pamiętajmy, że w listopadzie w USA odbędą się wybory do Kongresu. Ewentualne pogorszenie sytuacji gospodarczej nie będzie sprzyjać Partii Republikańskiej – mówi.